Krasowski zajął się tym, czym nie zajęli się inni – opisaniem dziejów ostatniego dwudziestotrzylecia. Przed nim zrobił to, do roku 2005, Antoni Dudek. Ale Dudek wykazał się pokorą zawodowego historyka – zebrał fakty, ale nie przesadzał z piętrzeniem wniosków, a hipotez w stylu „co by się stało, gdyby..." raczej unikał.
Wnioski – również spekulacje – to esencja książki Krasowskiego. Tytuł. „Po południu" nawiązuje do plakatu z filmu „W samo południe", którego „Solidarność" użyła w roku 1989 do agitowania za swoimi racjami. Ten tytuł nie obiecuje przeglądu zdarzeń. Obiecuje bilans. Przebrzmiały wystrzały pojedynku komunistycznej władzy z jej przeciwnikami, teraz spróbujmy skonfrontować ludzkie nadzieje z biegiem zdarzeń.
Chłód to rodzaj emocji (lub raczej braku emocji), który Krasowski w ostatnich latach próbował uczynić znakiem firmowym swojej twórczości publicystycznej. Tyle że tytuł „Po południu" opatrzony jest podtytułem: „Upadek elit solidarnościowych po zdobyciu władzy". W tym zawiera się mocna teza i de facto emocja.
Starając się dowieść tej tezy, Krasowski nie zawsze zdoła utrzymać na twarzy maskę beznamiętnego badacza. Można wręcz dostrzec gorączkową pasję odcinania się od własnej przeszłości, własnych dawnych złudzeń i wiary. Naturalnie każdy ma do tego prawo, ale czy to aby na pewno jest takie „chłodne"?
Autor wie, że historię przybliża się najlepiej jako dramat ludzi. Może raczej komediodramat? Pod jego piórem dzieje lat 1989 – 1995, których dotyczy pierwszy tom, to kroniki królów. Krasowski deklaruje, że ograniczył się do najważniejszych zawodników mających realny wpływ na wydarzenia.
Dramatyczny staje się w jego ujęciu Bronisław Geremek, świadomy od pewnego momentu, że nigdy nie zostanie premierem, i Tadeusz Mazowiecki, czyniący ze swego kunktatorstwa coś na kształt heroicznej cnoty. Nawet z prozaicznego, choć utalentowanego, Aleksandra Kwaśniewskiego Krasowski czyni postać na miarę Szekspira.
Bez faktów lżej
To się czyta. Zwłaszcza że publicysta zmieniony w historyka nie szczędzi nam sądów ciętych i paradoksalnych. One dają nam poczucie, że dochodzimy do sedna zdarzeń i zjawisk.
Oto jedna z moich ulubionych uwag: „Obóz solidarnościowy cierpiał na dwie umysłowe choroby. Pierwszą było przekonanie unitów, że są z założenia mądrzejsi, drugie przekonanie prawicowców, że są z natury uczciwsi. Złośliwy historyk całą solidarnościową wojnę mógłby opisać jako starcie dwóch maniakalnych zakonów – »mądrych« z »uczciwymi«".