Na okładce programu meczowego z Albanią znalazły się trzy twarze: pańska, Paulo Sousy i Roberta Lewandowskiego. Nie mógł pan lepiej zacząć prezesury.
Ale wpływu na wynik nie miałem. Szczerze mówiąc, mecz dla oka nie był zbyt ładny i nie ma co lukrować rzeczywistości. Najważniejsze są jednak trzy punkty. Realnie patrząc, nie ma się co napinać na pierwsze miejsce, bo Anglia jest raczej poza zasięgiem wszystkich w naszej grupie. Natomiast drugie miejsce, dające prawo do gry w barażach staje się realne.
Mówi pan o Anglii jako hegemonie, którego nie można pokonać? Na Wembley wcale nie była od Polski dużo lepsza.
Wcale tego nie powiedziałem. Jednak w porównaniu z nami, Węgrami, Albanią, Andorą i San Marino to jest potęga. Jeśli ktoś jest w stanie odebrać jej punkty, to chyba tylko my. Zresztą, jak pan popatrzy na mecze z Anglią na naszym boisku, to wiele z nich kończyło się remisami. Łącznie z tym ostatnim, na Stadionie Narodowym. Jestem dobrej myśli.