Jeśli nauczyciele zastrajkują i nie będą chcieli zasiąść w komisji egzaminacyjnej, mogą ich zastąpić pedagodzy z innej szkoły lub emeryci. Takie rozwiązanie zaproponowano w projektach nowelizacji rozporządzeń o szczegółowych warunkach przeprowadzania egzaminów maturalnych, gimnazjalnych i ósmoklasisty. Projekty zostały już opublikowane na stronie Rządowego Centrum Legislacji.
Związek Nauczycielstwa Polskiego, wyznaczając termin strajku na dwa dni przed egzaminem gimnazjalnym, postawił MEN pod ścianą. Prawo nie przewiduje przesunięcia egzaminu na inny termin w sytuacji, gdy dojdzie do jego odwołania z tego powodu. Wydawało się więc, że ministerstwo będzie musiało przystać na żądania związkowców i wypłacić im podwyżki w wysokości 1000 zł miesięcznie. A w oświacie wrze coraz mocniej. W poniedziałek związkowcy z małopolskiej Solidarności rozpoczęli strajk okupacyjny w małopolskim Kuratorium Oświaty.
MEN jednak próbuje tę sytuację rozwiązać inaczej. Na razie 78 proc. szkół rozpoczęło działania zmierzające do strajku, trwają referenda i wciąż nie wiadomo, w ilu szkołach rzeczywiście nauczyciele powstrzymają się od pracy. Może się więc okazać, że uda się „wypożyczyć" nauczycieli do obsługi egzaminów z innych szkół, które nie strajkują.
Czy dzięki temu uczniowie rzeczywiście będą mogli podejść do egzaminów w terminie? – To nie rozwiązuje problemu. MEN zrzucił teraz całą odpowiedzialność za egzaminy na dyrektorów szkół – mówi Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty (dyrektorzy w świetle przepisów mają obowiązek zapewnić zastępstwa). – Dyrektorzy nie decydują o wynagrodzeniach, nie mogą dać podwyżek, by uniknąć strajku, a mają uratować egzaminy – dodaje Marek Pleśniar.
Pleśniar przyznaje jednak, że zaproponowane rozwiązanie rzeczywiście ułatwi im poszukiwanie egzaminatorów, np. wśród emerytów. Problem jednak w tym, że w rozporządzeniu nie ma ani słowa o wynagrodzeniach, więc nie wiadomo, czy zechcą pracować za darmo.