[b]Tak zdecydował Sąd Najwyższy w uchwale z grudnia 2008 r. (sygn. II UZP 6/08)[/b], rozwiewając tym samym nadzieje prezesów i członków zarządów wielu firm, którzy zamykając zadłużone spółki, chcą uniknąć odpowiedzialności finansowej.
Historia członków zarządu warszawskiej spółki poligraficznej współpracującej z FSO powinna być obecnie przestrogą dla wszystkich przedsiębiorców. [b]Cztery lata po likwidacji spółki przyjdzie im bowiem oddać ZUS ponad 300 tys. zł z własnej kieszeni. To zaległe składki, których firma nie zapłaciła w okresie, gdy chyliła się już ku upadkowi[/b].
[srodtytul]Poprzedni kryzys[/srodtytul]
Na początku nikt nie przewidywał, że w ciągu kilku lat firma wpadnie w milionowe długi. Po tym, gdy FSO stała się jej głównym udziałowcem, w 1999 r. zaciągnięto kredyt na zakup nowych maszyn poligraficznych (prawie 2 mln zł). Od połowy 2000 r. zapotrzebowanie FSO na usługi poligraficzne znacznie jednak spadło. Po całkowitym załamaniu sprzedaży samochodów we wrześniu 2001 r. sytuacja spółki była tak zła, że członkowie zarządu rozpoczęli negocjacje z wierzycielami i bankiem, który udzielił kredytu. Dwa lata później długi przewyższały majątek spółki, więc zdecydowali się na ogłoszenie upadłości.
[srodtytul]Spóźniona upadłość[/srodtytul]