Niemal każdy więzień, tak jak wymaga prawo unijne, ma zapewnione 3 metry kwadratowe w celi. Słychać głosy, że to za mało – trzeba 4 metrów.
Paweł Moczydłowski socjolog, doradca dyrektora generalnego Służby Więziennej:
Obecnie jest około 86 tys. miejsc w więzieniach, ale z założeniem, że normą są 3 metry. Te 3 metry to, niestety, dalej przeludnienie. Bo gdyby podzielić całą powierzchnię mieszkalną więziennictwa przez zalecane od lat przez krajowych i międzynarodowych ekspertów 4 metry, to wyszłoby, że możemy pomieścić zaledwie około 55 tys. więźniów. A mamy ich dziś 82 tys.! Zmniejszenie ciasnoty w więzieniach poprawiłoby komfort życia osadzonych, ale przede wszystkim zdrowie psychiczne funkcjonariuszy. Można by przy okazji przywrócić świetlice czy sale sportowe (w ostatnich latach zaadaptowane na cele). W czasach PRL przeludnienie likwidowano amnestiami. Jeśli popatrzeć, dzięki jakiemu stanowi zaludnienia uzyskiwano wyciszenie w więzieniach, byłoby to właśnie jakieś 55 tys. Dopiero w tak mało zaludnionych jednostkach zaczyna być normalnie. Wtedy funkcjonariusz idzie do pracy jak do biura, a nie jak na wojnę.
Czy mamy za murami wojnę?
Niewiele brakuje, żeby pojawił się jawny konflikt. W tej chwili trwa w więzieniach stan, w którym zużycie funkcjonariusza, np. wypalenie zawodowe, następuje szybciej. Od około 15 lat mamy w więzieniach przeludnienie (biorąc pod uwagę normę 3 metrów). Jest szarpanina, pracownicy się skarżą, że jest mobbing, pokrzykiwanie, nerwowość, konflikty i cała ta patologia więzienna. Pracują w sytuacji nadzwyczajnej.