Najwyraźniej stan naszego budżetu powoduje, że mimo rosnących obciążeń fiskalnych, topniejących ulg i znikających "antybelek" trzeba wycisnąć z podatników, ile się da. Z drobnych ciułaczy handlujących w Internecie, z emigrantów, z małżonków, którzy we wspólnym rozliczeniu PIT nie postawią jednego krzyżyka...

Bardzo ten nasz fiskus przedsiębiorczy. Okazuje się, że nowe pole do popisu odkrył w kontroli tzw. nieujawnionych źródeł przychodów. Otóż powstała wewnętrzna instrukcja, w której skarbówka wskazuje, kogo i dlaczego mają kontrolować inspektorzy. Instrukcja z cyklu "i śmieszno, i straszno"...

Można się z niej dowiedzieć, że „dobór osób do kontroli powinien odbywać się głównie przez pryzmat zewnętrznych znamion świadczących o ich sytuacji ekonomicznej, prowadzenie wystawnego trybu życia przy równoczesnym ujawnianiu niskich dochodów". Na pewno pod lupę trafiać powinny osoby "o wyrazistej majętności". Z kim się państwu kojarzy wystawność i majętność? Z właścicielami prywatnych odrzutowców i rezydencji nad jeziorem Como? Błąd!

Do "luksusowych usług" instrukcja zalicza m.in.... wycieczki zagraniczne. Cóż, fiskus najwyraźniej zasiedział się na wczasach pod gruszą i nie zauważył, że od dawna przepłaca, zamiast leżeć w Egipcie. Natomiast za "luksusowe" dobra uznano m.in. wyroby jubilerskie czy wyposażenie wnętrz. Tu też najpewniej inspektorzy zatrzymali się w czasach meblościanki, gdy za jeden złoty pierścionek dało się umeblować całe mieszkanie. Niestety, to już też nieaktualne.

Zadziwiający jest też dobór podatników do kontroli. Kogóż w tej instrukcji nie ma! Oprócz bogaczy i "praczy" m.in. handlujący na bazarach, grający na giełdzie, tłumacze, ekonomiści, a nawet urzędnicy. Ci ostatni, o ile wyglądają na więcej, niż zarabiają... I, nie wiedzieć czemu, właściciele (w szczególności młodzi) nowo powstałych firm. Cóż, nie ma to jak popieranie przedsiębiorczości! A tej, komu jak komu, ale fiskusowi odmówić nie sposób.