Dlaczego? Otóż ze względu na trudną sytuację finansową miasta. Pani prezydent płaci bowiem karę z budżetu stolicy, wartego ponad 10 mld złotych. I sąd rozczulił fakt, że to znowu może go nadwerężyć. W 2012 r. bowiem wymierzył prezydentowi Warszawy grzywny za bezczynność w 38 sprawach. W większości z nich do 1 tys. złotych, choć mogłyby one wynieść nawet 30 tys. zł.
Może gdyby budżet raz a dobrze poczuł, ile kosztuje lekceważenie swoich obywateli, inaczej zacząłby ich traktować. Sprawa tym bardziej bulwersuje, że ten sam urząd, zapewne właśnie z powodu pustej kasy, ściga mieszkańców za jazdę bez ważnego biletu przed dwunastoma laty. W tej sytuacji już nikogo nie interesuje, że 60 złotych urosło do ponad 500 złotych, i dla budżetu gapowicza może to być cios.
To tylko jedna zła strona sprawy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Jest jeszcze druga. Coraz częściej obywatele przekonują się, że sądy zamiast ich bronić, najpierw sprawdzają, jakie skutki finansowe wiążą się z korzystnym dla nich werdyktem. Trybunał Konstytucyjny w ostatnim czasie kilkakrotnie uzasadniał, że właśnie ze względu na koszty wydał takie, a nie inne orzeczenie.
Czasami jest to wskazane, ale nie może stać się regułą. Sądy bowiem mają być niezawisłe i stać na straży sprawiedliwości. Jeśli będzie inaczej, to okaże się, że Polska to jednak Układ Zamknięty, a Polacy nadal żyją w państwie, które tylko formalnie jest demokratyczne.
1000zł. Skandaliczny wyrok?