Od pewnego czasu nurtuje mnie trudne pytanie: „ile spraw może prowadzić profesjonalny prawnik?" Absurdalne? Być może. Przecież marzeniem każdego z nas jest mieć jak najwięcej klientów. Doskonale także wiemy, jak trudny jest dzisiaj rodzimy rynek usług prawnych. Wielu radców prawnych i adwokatów z wytęsknieniem czeka na każdego klienta – nawet takiego, który zgłosi się tylko po nieskomplikowaną poradę prawną.
Dlatego części czytelników moje pytanie może wydawać się pozbawione sensu. Przecież nie dotyka nas klęska urodzaju... Ba, powiem więcej – obserwujemy stagnację (jeśli nie regres) na rynku. Oczywiście wszyscy wiemy, że sprawy są różne. Bardziej i mniej skomplikowane. Wymagające udziału w postępowaniu sądowym i takie, w których do gmachu sądu nie zaglądamy. Prowadzimy także różniące się od siebie sprawy osób fizycznych i prawnych. To wszystko prawda. Pokuśmy się jednak o pewną intelektualną grę. Maksymalnie uśrednijmy stopień skomplikowania i nakład pracy. A teraz odpowiedzmy sobie, ilu klientom każdy z nas, indywidualnie, osobiście i profesjonalnie może pomóc w ciągu roku? Stu? Dwustu? Trzystu? Trzystu to już dwadzieścia pięć spraw w miesiącu. Idźmy dalej: pięciuset! To już niemal półtora klienta dziennie, zakładając, że pracujemy w soboty, niedziele, święta i na słowo „urlop" nasza rodzina wpada w rozszalałą radość. Tu już jest niezwykle blisko rekordów znanych z historii Aleksieja Stachanowa czy też naszego rodaka Wincentego Pstrowskiego. Niemożliwe...? A jednak!
W ostatnich dniach przeczytałem informację o ilości spraw przypadających na jednego sędziego rocznie w (nazwy nie wymienię) sądzie okręgowym w jednym ze średniej wielkości miast wojewódzkich. I? Ktoś zgadnie, w ilu sprawach orzekał miejscowy rekordzista? W 2351... Wychodzi miesięcznie, jak życzliwie podano z uwzględnieniem urlopu pana sędziego, 239 spraw. Niemożliwe? Możliwe...
To już nie jest problem przeciążonych ponad miarę sędziów. To nie jest problem poszczególnych sądów. To jest problem nas wszystkich. Tu są potrzebne głębokie, systemowe i strukturalne zmiany. Wiem, że sprawa sprawie nierówna, ale ponad dwieście spraw miesięcznie to już chyba pewna przesada. A przecież sędziowie mają również inne obowiązki. Stachanow się kłania... Tyle tylko, że wtedy był inny czas, inny system i zamówienie od ludu na czynowników.
Dziś jest chyba już inaczej...