Doskonale pamiętam poprzednią próbę stworzenia jednego zawodu adwokackiego, którą podjął ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski. W „Rzeczy o Prawie" niedawno udzielił on na ten temat niezwykle ciekawego wywiadu, który można nazwać rozsądnym i rzeczowym. Postaram się, by moje spojrzenie było w tym samym tonie.
Zbigniew Ćwiąkalski stwierdził, że największymi przeciwnikami połączenia były oba samorządy. Piastując wówczas stanowisko prezesa Krajowej Rady Radców Prawnych, byłem świadkiem ogromnych emocji towarzyszących tej debacie. Emocji, które – nie ma co ukrywać – były w obu samorządach, ale również w samym ministerstwie, które w pewnym okresie zdecydowanie parło do uchwalenia nowego prawa.
Zwrócę uwagę na kilka czynników, które w dzisiejszej, powracającej na łamy mediów debacie nad tym rozwiązaniem są często pomijane, a wtedy okazały się – w mojej ocenie – kluczowe dla fiaska projektu. Niezwykle istotny był powszechny sprzeciw członków małych i średnich izb (zarówno radcowskich, jak i adwokackich) zagrożonych likwidacją. Przypomnę, że w zamyśle autorów założeń do projektu ustawy (tak, tak, założeń do projektu, bo nad nimi, a nie nad samą ustawą, cały czas wtedy debatowaliśmy) miały być tworzone tylko „duże" izby. Co w naturalny sposób wykluczało akceptację dla całej idei artykułowaną przez setki, jeśli nie tysiące, członków tych izb. Tłumaczono wtedy, że większe izby to szansa na szybszą konsolidację zawodów, że będą lepiej ze sobą konkurowały (sic!). To w oczywisty sposób nie trafiało do radców prawnych i adwokatów, którzy po prostu tracili swoje „małe ojczyzny" – podobny proces obserwowaliśmy przecież w trakcie reformy administracyjnej zmniejszającej liczbę województw. Uważam, że twórcy założeń nie wyjaśnili przekonująco tej propozycji.
Skąd ten sceptycyzm
Silne były również protesty przeciwko przekazaniu sądownictwa dyscyplinarnego w drugiej instancji sądom powszechnym. Rozwiązanie przypominało części z nas propozycję ministra sprawiedliwości z poprzedniego rządu, który – jak doskonale wiemy – był orędownikiem w zasadzie zlikwidowania samorządności zawodowej, a co jeszcze istotniejsze, stanowczej deprecjacji obu prawniczych zawodów zaufania publicznego.
Adwokatura nie wyobrażała sobie, by radcy prawni zajmowali się sprawami karnymi. Była to w 2009 roku kwestia pryncypialnie stawiana i o nią rozbijało się współdziałanie naszych samorządów w tej sprawie. Dziś, jak wiemy, nie jest to już aktualne, bo w ostatnich miesiącach mojej prezesury Sejm RP przyjął stosowną nowelę kodeksu postępowania karnego w tym względzie – zatem ta przeszkoda nie istnieje.