Maciej Bobrowicz: dlaczego nie udała się fuzja zawodów adwokata i radcy

Wyzwanie, jakim jest połączenie zawodów adwokata i radcy prawnego, mogą podjąć tylko ci spośród nas, którzy nie sprawują władzy jedynie dla potrzeby jej posiadania, i ci, którzy nie mają w sobie uprzedzeń i blokujących, archaicznych przekonań – pisze radca.

Publikacja: 10.06.2014 16:46

Doskonale pamiętam poprzednią próbę stworzenia jednego zawodu adwokackiego, którą podjął ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski. W „Rzeczy o Prawie" niedawno udzielił on na ten temat niezwykle ciekawego wywiadu, który można nazwać rozsądnym i rzeczowym. Postaram się, by moje spojrzenie było w tym samym tonie.

Zbigniew Ćwiąkalski stwierdził, że największymi przeciwnikami połączenia były oba samorządy. Piastując wówczas stanowisko prezesa Krajowej Rady Radców Prawnych, byłem świadkiem ogromnych emocji towarzyszących tej debacie. Emocji, które – nie ma co ukrywać – były w obu samorządach, ale również w samym ministerstwie, które w pewnym okresie zdecydowanie parło do uchwalenia nowego prawa.

Zwrócę uwagę na kilka czynników, które w dzisiejszej, powracającej na łamy mediów debacie nad tym rozwiązaniem są często pomijane, a wtedy okazały się – w mojej ocenie – kluczowe dla fiaska projektu. Niezwykle istotny był powszechny sprzeciw członków małych i średnich izb (zarówno radcowskich, jak i adwokackich) zagrożonych likwidacją. Przypomnę, że w zamyśle autorów założeń do projektu ustawy (tak, tak, założeń do projektu, bo nad nimi, a nie nad samą ustawą, cały czas wtedy debatowaliśmy) miały być tworzone tylko „duże" izby. Co w naturalny sposób wykluczało akceptację dla całej idei artykułowaną przez setki, jeśli nie tysiące, członków tych izb. Tłumaczono wtedy, że większe izby to szansa na szybszą konsolidację zawodów, że będą lepiej ze sobą konkurowały (sic!). To w oczywisty sposób nie trafiało do radców prawnych i adwokatów, którzy po prostu tracili swoje „małe ojczyzny" – podobny proces obserwowaliśmy przecież w trakcie reformy administracyjnej zmniejszającej liczbę województw. Uważam, że twórcy założeń nie wyjaśnili przekonująco tej propozycji.

Skąd ten sceptycyzm

Silne były również protesty przeciwko przekazaniu sądownictwa dyscyplinarnego w drugiej instancji sądom powszechnym. Rozwiązanie przypominało części z nas propozycję ministra sprawiedliwości z poprzedniego rządu, który – jak doskonale wiemy – był orędownikiem w zasadzie zlikwidowania samorządności zawodowej, a co jeszcze istotniejsze, stanowczej deprecjacji obu prawniczych zawodów zaufania publicznego.

Adwokatura nie wyobrażała sobie, by radcy prawni zajmowali się sprawami karnymi. Była to w 2009 roku kwestia pryncypialnie stawiana i o nią rozbijało się współdziałanie naszych samorządów w tej sprawie. Dziś, jak wiemy, nie jest to już aktualne, bo w ostatnich miesiącach mojej prezesury Sejm RP przyjął stosowną nowelę kodeksu postępowania karnego w tym względzie – zatem ta przeszkoda nie istnieje.

Na tym tle warto przypomnieć, że wtedy zdecydowaliśmy się na niezwykle racjonalne i niespotykane w historii samorządów podejście – postanowiliśmy zapytać radców prawnych, co o tym myślą. Zleciliśmy zatem TNS OBOP przeprowadzenie badania reprezentatywnych członków naszego samorządu (patrz  infografika obok). Po to, by mieć informację, jaki jest pogląd naszego środowiska na kwestię tzw. połączenia zawodów. Można było mówić wszem wobec, że jesteśmy przeciwko albo za, tyle tylko że byłaby to tylko nasza, czyli, ówczesnych „władz samorządu", opinia. Opinia, która mogła przecież nie odzwierciedlać poglądów większości koleżanek i kolegów na ten temat – a był on dla wszystkich natury strategicznej. I podkreślę, że nie obawiałem się tej decyzji. Badania wyraźnie pokazały, że członkowie mojego samorządu z dużym sceptycyzmem podchodzili nie tyle do samej idei utworzenia samego zawodu (nowej adwokatury – jak to się wtedy mawiało), ile do założeń – a raczej niezbyt szczęśliwego ich sformułowania – przygotowanych przez Ministerstwo.

Zjazd zakończył się zaproszeniem adwokatury do „rozmów o kształcie systemowego uregulowania świadczenia pomocy prawnej w Rzeczypospolitej Polskiej i statusu zawodów świadczących tę pomoc". Za tym eufemizmem kryło się zaproszenie do debaty na temat „połączenia".

Ówczesne władze mojego samorządu wyrażały dezaprobatę wobec sposobu „przymusowego" połączenia. Pokładano nadzieje w obustronnych rozmowach. Nie spodziewałem się entuzjazmu władz Naczelnej Rady Adwokackiej dla tego pomysłu, ale przecież nie było to niemożliwe.

Niestety, z przyczyn leżących nie po naszej stronie zaproszenie to pozostało jedynie uchwałą zjazdu. Proszę zauważyć różnicę w dwóch narracjach: jedno – „chcemy, ale powinniśmy rozwiązać następujące trudne problemy", i drugie – „są problemy, które uniemożliwiają nam ich rozwiązanie". Różnica jest widoczna – tkwi po prostu w intencjach... W naszych realiach to nie niemożność rozwiązania problemów, ale powtarzana na tysiąc sposób i odmian partykuła „nie" dla prób ich rozwiązania musiała zabić ten projekt.

Pięć różnych rodzajów percepcji

Do dziś zresztą pozostaje dla mnie zagadką, co zamierzało dalej zrobić Ministerstwo Sprawiedliwości – bo przecież negatywne stanowisko adwokatury było do przewidzenia. Warto się zastanowić, czy gdyby pięć lat temu stanowisko samorządu radców prawnych było pozytywne, starano by się złamać opór adwokatury i wprowadzono ustawę – niejako na siłę. Czy wówczas dobrze przeanalizowano warunki poparcia i bariery dla akceptacji „założeń"? Kwestia połączenia zawodów radcy prawnego i adwokata to pięć różnych rodzajów percepcji: pierwsza to spojrzenie władz obu samorządów, druga – „zwykłych członków", trzecia – regulatora, czwarta – „tych, którzy razem robią biznes" – czyli radców prawnych i adwokatów, którzy razem prowadzą kancelarie, i piąta – naszych klientów. Tak jak władza publiczna, która powinna się kierować interesem publicznym, a często zwycięża interes członków partii – tak samo władze samorządu, które ten sam interes winny uwzględniać, muszą wziąć pod uwagę opinię swoich członków, nawet ich najbardziej konserwatywnej części.

Tak więc kierownictwa samorządów odzwierciedlać będą zawsze nastroje panujące wśród władz lokalnych izb... I nie ma w tym nic nadzwyczajnego – ciała kolegialne, a takimi są samorządy zawodowe, funkcjonują w identyczny sposób na całym świecie. We Francji doszło do połączenia adwokatów z „radcami prawnymi" – bo władze obu organizacji potrafiły dostrzec interes publiczny i siadły za stołem negocjacyjnym, prowadząc niełatwe rozmowy. Trzeba zdać sobie sprawę, że operacja taka musi być bolesna dla sprawujących władzę w tych organizacjach, bo część z nich na pewno ją niebawem straci...

Milcząca większość

Co myślą o połączeniu „zwykli członkowie" samorządów? Nie entuzjazmują się życiem samorządu na co dzień, uruchamiają swoją energię w chwilach szczególnych – patrząc na problem z ich punktu widzenia: jaki wpływ na mnie będzie miało to rozwiązanie? Elementy ideologiczno-etosowe mają mniejsze znaczenie i maleją wraz z wiekiem właścicieli poglądów (im młodszy radca prawny czy adwokat, tym mniejsza jest dla niego waga tego typu haseł). Brutalna prawda jest taka, że liczy się wysokość składki, sprawność organizacyjna, zakres obowiązkowego ubezpieczenia. Konkrety, liczby, sumy... Milcząca większość nie żyje połączeniem, ale pragmatycznie interesuje się jego skutkami...

Jaki jest pogląd na połączenie radców i adwokatów prowadzących wspólne kancelarie? Odrębne reżimy zasad etyki to absurd – bo przeszkadzają w codziennym prowadzeniu kancelarii. Co ważne, przynależność do odrębnych samorządów w sytuacji, gdy radcy uzyskali kompetencje z zakresu spraw karnych, staje się niezrozumiałym zjawiskiem. Ale warto też dostrzec, że jest też wśród nas wielu, którzy bezinteresownie zaangażowali się w działalność samorządową, którzy oddali mu swój czas, a czasami pół życia. I oni nie wyobrażają sobie, że oto nagle ten ich samorząd znika z powierzchni ziemi i jest zastępowany przez „nowy samorząd", który nie będzie już po prostu „ich samorządem".

A regulator – Ministerstwo Sprawiedliwości? Ma za sobą już jedną nieudaną próbę. Z punktu widzenia regulatora rynku usług prawnych uporządkowanie zasad jego funkcjonowania jest czymś oczywistym. Dlatego prędzej czy później do połączenia dwóch prawie nieróżniących się kompetencyjnie samorządów (zawodów) dojdzie. Tu – dla ministerstwa – nie ma w zasadzie innego wyjścia. Pozostają kwestie emocji, o których wyżej wspominałem, i to jest rzeczywista blokada...

A co sądzą klienci, może w tym wszystkim najważniejsi, bo to przecież w ich interesie wykonujemy naszą pracę? Pozwolę sobie użyć medialnego określenia – przeciętny Polak nie odróżnia adwokata od radcy prawnego. To pokazują badania. Nie odróżniają także nas, profesjonalnych prawników: radców prawnych i adwokatów, od prawników bez aplikacji – bo „wszyscy przecież jesteście prawnikami". Przeciętny Polak nie rozumie systemu wymiaru sprawiedliwości. Nie rozumie polskiego prawa. I nie chodzi mi tu o jego kodeksową istotę, ale jedynie o podstawowe pojęcia. Przeciętny Polak nie wie, co to pozew. Nie wie, kto może reprezentować go przed sądem. Nie wie, ilu instancyjne jest postępowanie sądowe w naszym kraju. I co chyba jest najbardziej z perspektywy rynku istotne – ten właśnie statystyczny Kowalski uważa, że przed sądem doskonale da sobie radę sam – bez fachowej pomocy. Najczęściej zajrzy do internetu, zapyta znajomych – w ostateczności pójdzie do „kancelarii prawnej" – niekiedy prowadzonej przez bednarza... Samorządy w jego świecie nie istnieją. Istnieje konkretny „prawnik", do którego poszedł po pomoc, po poradę, po opinię. Niekiedy ma stereotypowe wrażenie, że od spraw karnych są adwokaci, a od gospodarczych – radcy prawni.

Wreszcie trzeba to napisać – połączenie obu samorządów jest naszemu Kowalskiemu zupełnie obojętne. Jest jednak jedno ale: dziś przeciętny Polak na rynku się gubi – jeden samorząd, jeden zawód niewątpliwie wykrystalizowałby jego percepcję i być może pomógł w podjęciu bardziej racjonalnej, czytaj – bezpiecznej, dla niego decyzji.

Połączenie zawodów (samorządów) dalej stanowi ogromne, niegasnące wyzwanie dla radców prawnych i adwokatów. W mojej ocenie wyzwanie to mogą podjąć tylko ci spośród nas, którzy nie sprawują władzy jedynie dla potrzeby jej posiadania, i ci, którzy nie mają w sobie uprzedzeń i blokujących, archaicznych przekonań. Jest to niełatwe. Ale cóż, wyzwania nie byłyby wyzwaniami, gdyby były łatwe.

Być może przyjdzie nam długo czekać na ten moment połączenia...

A być może krócej, niż nam się wydaje.

Autor jest byłym prezesem Krajowej Rady Radców Prawnych

Doskonale pamiętam poprzednią próbę stworzenia jednego zawodu adwokackiego, którą podjął ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski. W „Rzeczy o Prawie" niedawno udzielił on na ten temat niezwykle ciekawego wywiadu, który można nazwać rozsądnym i rzeczowym. Postaram się, by moje spojrzenie było w tym samym tonie.

Zbigniew Ćwiąkalski stwierdził, że największymi przeciwnikami połączenia były oba samorządy. Piastując wówczas stanowisko prezesa Krajowej Rady Radców Prawnych, byłem świadkiem ogromnych emocji towarzyszących tej debacie. Emocji, które – nie ma co ukrywać – były w obu samorządach, ale również w samym ministerstwie, które w pewnym okresie zdecydowanie parło do uchwalenia nowego prawa.

Pozostało 93% artykułu
Opinie Prawne
Sławomir Paruch, Michał Włodarczyk: Wartości firmy vs. przekonania pracowników
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Ulotny urok kasowego PIT
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Krzywizna banana nie przeszkodziła integracji europejskiej
Opinie Prawne
Paweł Litwiński: Prywatność musi zacząć być szanowana
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Składka zdrowotna, czyli paliwo wyborcze
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił