Taktyka lawirowania między oczekiwaniami społecznymi, które rozbudzono obietnicami wyborczymi, a ostrożnością, aby wielkim instytucjom finansowym nie zrobić zbyt dużej krzywdy, jest na dalszą metę dla obu stron nie do przyjęcia. Zdezorientowani mogą czuć się zarówno frankowicze, którzy nie wiedzą, czego mogą oczekiwać od państwa, bo zapowiadana ustawa przyjmuje coraz bardziej niewyraźny kształt, jak i banki, spółki giełdowe, nad którymi zawisło ciągle nieoszacowane ryzyko ponoszenia kosztów rozliczenia się z kredytobiorcami na nowych zasadach. Co ma wpływ na ich notowania i kondycję finansową.
Moim zdaniem wszelkie połowiczne rozwiązania, które proponuje w projekcie ustawy prezydent Andrzej Duda, są niewystarczające i nie zadowolą nikogo. Poza tym samo wsparcie przez podatników grupy obywateli, którzy, kierowani różnymi motywacjami czy nawet niewiedzą, zaciągnęli pożyczki, jest niemoralne i niebezpieczne, bo w ten sposób państwo może obudzić roszczeniowość wielu grup zawodowych i społecznych.
Dlatego wart uwagi wydaje się pomysł prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który zaproponował ministrowi sprawiedliwości rozważenie utworzenia w sądach specjalnych wydziałów, które zajęłyby się rozstrzyganiem sporów frankowiczów z bankami. Skoro mamy już wydziały pracy czy wojskowe, a grupę „nabitych we franki" szacuje się nawet 700 tys., to dlaczego nie?
W ten sposób państwo stworzyłoby odpowiednie warunki do sprawnego dochodzenia swoich roszczeń przed sądami, bez konieczności tworzenia ustawy, której koszty byłyby finansowane przez wszystkich podatników
Zapraszam do lektury „Rzeczy o Prawie" i „Rzeczy o Prawie Ekstra".