Kiedy PiS zabierał się sześć lat temu za reformowanie sądów, polityczny plan był prosty. Najpierw reset kadrowy, tak aby wyrzucić za burtę tych, którzy rządowe plany będą sabotować. Za tym miała iść strukturalna reforma, którą wdrażaliby sędziowie otwarci na zmiany. Plan się nie udał. Desant nowych sędziowskich elit nie wprowadził nowej jakości.
Ziobro zamknął projekty w szufladzie, przez lata czekając na zielone światło z Nowogrodzkiej. I dopiero kryzys wywołany przez Izbę Dyscyplinarną i orzeczenia TSUE odmroziły cały proces. Wpuszczenie nowej reformy do politycznego obiegu ma dziś rozwodnić ustępstwa wobec Brukseli w kwestii ID. PiS uzasadnia, że jej likwidacja to nie efekt presji UE, ale szerszej operacji planowanej wcześniej.
Czytaj więcej
Punkty sądowe w gminach mają przybliżyć wymiar sprawiedliwości obywatelom. Utworzą je lokalne władze z prezesami sądów.
Na konferencji minister kluczył przy pytaniu, czy reorganizacja sądów będzie wiązać się z ponowną weryfikacją sędziów przed KRS. Odpowiedź twierdząca byłaby pewnie najważniejszym przekazem medialnym. A tego minister starał się uniknąć, eksponując inne elementy reformy. O możliwości weryfikacji sędziów mówił natomiast przed kilkoma tygodniami Jarosław Kaczyński. Wskazując „na ciężkie przypadki dyscyplinarne". Niewątpliwie będzie nimi kwestionowanie ostatniego wyroku Trybunału Konstytucyjnego.
Ziobro, prezentując projekt, próbuje też zjednać sobie środowisko sędziowskie. Na zmianach skorzysta nawet 70 proc. sędziów, głównie rejonowych. Ujednolicenie statusu sędziowskiego nie tylko podniesie ich prestiż zawodowy, ale oznacza też podwyżki, dla niektórych nawet o 4 tys. zł. To spora pokusa dla często sfrustrowanych sędziów niższego szczebla.