Obawiam się, że dyskryminacja na naszym rynku pracy jest powszechna. Wystarczy obejrzeć ogłoszenia w pierwszej lepszej gazecie. Jeśli firma napisze w nim, że szuka młodej kobiety, i odmówi później zatrudnienia na to stanowisko na przykład osoby, która co prawda spełnia pozostałe wymagania co do wykształcenia i umiejętności, ale jest mężczyzną w średnim wieku, to może mieć kłopoty. Grozi jej proces i konieczność wypłaty odszkodowania w wysokości co najmniej minimalnego wynagrodzenia.
Nasze doświadczenia wskazują jednak, że sprawy o dyskryminację, jakimi obecnie zajmują się sądy, wcale nie powinny tam trafić. Najbardziej dyskryminowane są bowiem osoby na najniższych stanowiskach, najgorzej wykształcone, które nie wiedzą o zakazie dyskryminacji lub nie chcą albo boją się go wykorzystać.
Tak naprawdę te przepisy stały się narzędziem walki z korporacjami najbardziej uprzywilejowanych pracowników, czyli tych z najlepszym wynagrodzeniem i na najwyższych stanowiskach. Gdy zostaną zwolnieni, często od razu składają pozew do sądu, w którym żądają wypłaty wynagrodzenia za nadgodziny, zadośćuczynienia za mobbing i odszkodowania za dyskryminację w miejscu pracy. Przepisy stoją po ich stronie. W pozwie o odszkodowanie za dyskryminację pracownik jest wygrany na samym początku procesu. To firma musi bowiem udowodnić przed sądem, że dyskryminacji nie było.
[b]W zeszłym roku Parlament Europejski intensywnie zajmował się nowelizacją unijnych przepisów o czasie pracy. Jeden z pomysłów zakładał rozszerzenie korzystania z klauzuli opt-out, czyli wydłużenia dniówki pracownika, za jego zgodą, do nawet 13 godzin dziennie. Co pan o tym sądzi?[/b]
Spotkałem się z takimi przypadkami, że firmie groził strajk pracowników po tym, gdy zarząd zdecydował się na obcięcie nadgodzin, gdyż dotychczasowe grafiki były niezgodne z [link= http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=AE89BF528781D2C42167CAF23691862B?id=76037]kodeksem pracy[/link]. Byli skłonni pracować dłużej, nawet z naruszeniem przepisów, bo dzięki temu więcej zarabiali. Trzeba też pamiętać, że coraz częściej z własnej inicjatywy pracują dłużej, szczególnie jeśli wiąże się to z wysokim wynagrodzeniem na eksponowanym stanowisku. W momencie odejścia z firmy przypominają sobie jednak, że zgodnie z kodeksem pracy przysługuje im ochrona. Choć jej wcześniej nie chcieli, wyciągają teraz z firmy dodatkowe pieniądze.
Dlatego uważam, że unijny pomysł na wydłużenie dniówki za zgodą pracownika to bardzo dobra koncepcja. Warto wspomnieć, że przed wojną były różne przepisy dla robotników i pracowników umysłowych. Charakter pracy tych dwóch grup jest inny i przepisy powinny to zauważać. O ile ośmiogodzinna dniówka z 15-minutową przerwą w pracy przy maszynie jest uzasadniona, o tyle dla kierownika jest bez sensu. Dla porządku dodam, że wprawdzie obecnie przepisy pozwalają zatrudniać kierowników w nadgodzinach, ale definicja kierownika jest tak rygorystyczna, że nawet ja – jednoosobowy właściciel firmy – jej nie spełniam. Potrzeba uelastycznienia czasu pracy i upodmiotowienia pracownika – aby mógł decydować, jeżeli chce pracować dłużej – jest paląca. W ogóle nadmiar ochrony powoduje odwrotny skutek. Wiele firm nie godzi się bowiem na podpisywanie umów o pracę na czas nieokreślony. Podobnie jest z ochroną przed zwolnieniem w wieku przedemerytalnym. Firmy decydują się na zwolnienie takich osób na cztery lata przed przejściem na emeryturę po to, by przepisy nie wiązały ich później.