Nie pretenduję do miana adwokackiej mądrej głowy. Teoretycznie nie powinienem więc odpowiadać na pytania postawione przez redaktora Tomasza Pietrygę w felietonie pt. Prawnicza wojna bez sensu („Rz" z 13 czerwca 2013 r.) by nie przylgnęła do mnie łatka, sprytnie wklejona w rzeczonym tekście. Podejmę jednak rękawicę, gdyż mandat, którym obdarzyli mnie koledzy w wyborach do Naczelnej Rady Adwokackiej, zobowiązuje. Więc na pytanie redaktora: po co bratobójcza walka, odpowiem przekornie: dobre pytanie; też chciałbym to wiedzieć!
Zupełnie bowiem nie rozumiem, dlaczego naruszać jasny i społecznie zrozumiały podział na adwokatów uprawnionych do obron karnych i radców mających prawo pracy na etacie? Jaki interes społeczny przemawia za tym, by w dobie nadpodaży usług prawnych burzyć utrwalony od lat kompromis zawodów prawniczych?
Jako obywatel nie chcę słyszeć o aspiracjach i ambicjach władz któregokolwiek z samorządów zawodowych. Proszę o rzeczową odpowiedź na pytanie, jaka jest społeczna potrzeba? I co władza powie pokrzywdzonemu lub społeczeństwu, gdy długi i żmudny proces karny trzeba będzie powtarzać, bo w apelacji się okaże, że radca prawny – obrońca jednak pracował na część etatu? Jaką gwarancję ma społeczeństwo, że wyposażeni w kompetencje obrończe radcowie prawni w ogóle będą chcieli przyjmować takie sprawy, ot choćby karne urzędówki?
Dlaczego nie widzę i nie słyszę rzetelnych opinii i wyników badań? Przepraszam! Muszę jednak skorygować: są takie; ostatnio nawet trafiły do parlamentu, sporządzone przez dziekana izby katowickiej adwokata Romana Kusza, wyniki ankiety. Profesjonalnie zbadano w niej, jak sędziowie zapatrują się na pomysł rozszerzenia uprawnień obrończych. Wyniki są jednoznaczne i miażdżące dla pomysłodawców.
Popieram więc żądanie sporządzenia niezależnych badań i analiz, zgłoszone w imieniu NRA przez lobbystę, uczciwie i zgodnie z prawem wykonującego swój zawód. I protestuję przeciw próbie deprecjonowania jego głosu w debacie publicznej. Bo nie jest żadnym wstydem ani rzeczą niestosowną skorzystanie z usług profesjonalisty. Transparentny lobbing jest po stokroć lepszy dla poprawności procesu legislacyjnego niż najlepsze, ale jednostronne ustalenia gabinetowe. Lobbing, przez postawienie trudnych pytań, zmusza bowiem władzę ustawodawczą do społecznej debaty z udziałem wszystkich stron. W granicach prac legislacyjnych i na rzeczowe argumenty. A nie na ambicje i na skłócenie środowiska.