Coraz częściej mówi się o tym głośno, a autorzy licznych publikacji nie zostawiają suchej nitki na obowiązujących od ponad dziesięciolecia regulacjach. I chociaż wszyscy posługują się określeniem „taksa adwokacka", co do zasady wcale nie chodzi o uregulowanie wynagrodzenia prawników. Idzie głównie o to, by osoba, która w trakcie postępowania sądowego skorzystała z usług profesjonalisty, po wygraniu sprawy uzyskała prawo żądania od przeciwnika zwrotu rynkowych wydatków na ten cel. Tak więc mówimy o prawie obywatela do żądania zwrotu pełnych kosztów postępowania, a nie o adwokackim wynagrodzeniu, bo to – jak przystało na gospodarkę wolnorynkową – reguluje umowa między adwokatem a klientem.
Bita dostaje ?po kieszeni
Skoro przedmiotem rozważań jest prawo obywatela do żądania zwrotu pełnych, rynkowych kosztów postępowania sądowego od osoby, z powodu której sprawa była prowadzona, oczywiste wydawać by się mogło, że obecna, mocno ułomna regulacja, stanie się przedmiotem zainteresowania rzecznika praw obywatelskich. Powinno tak być, bo niby z jakiej racji w sprawie o rozwód bita i maltretowana żona ma dostać od swego oprawcy jedynie 360 zł tytułem zwrotu kosztów zastępstwa procesowego, gdy wszyscy wiedzą, że jego rynkowy koszt w sprawie o rozwód z orzekaniem o winie to średnio co najmniej dziesięć razy więcej. Dlaczego ofiara nieudanego pożycia małżeńskiego ma być również ofiarą kosztów procesowych, a wygranym, przynajmniej w tym zakresie, jej oprawca?
Nie znam odpowiedzi na to pytanie i nie rozumiem oporów władzy przed dostosowaniem systemu zwrotu kosztów zastępstwa procesowego do realiów rynkowych. Nie rozumiem również, dlaczego rzecznik praw obywatelskich, jak donosi prasa, zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego jedynie przepis § 6 rozporządzenia ministra sprawiedliwości w sprawie opłat za czynności adwokackie oraz ponoszenia przez Skarb Państwa kosztów nieopłaconej pomocy prawnej udzielonej z urzędu, który budzi najmniej społecznych emocji i najbardziej zbliżony jest do stawek rynkowych, bo w elastyczny sposób określa wysokość kosztów zastępstwa procesowego, jakich może żądać wygrywający sprawę, w zależności od tzw. wartości przedmiotu sporu.
Nie rozumiem ?rzecznika
Podstawą zaskarżenia przepisu ma być rzekoma niezgodność tej regulacji z treścią delegacji ustawowej wynikającej z art. 16 ustawy – Prawo o adwokaturze wskazującej, że stawki minimalne powinny zostać ustalone z uwzględnieniem rodzaju i zawiłości sprawy oraz wymaganego nakładu pracy adwokata.
Zasadą jest, że nie ma spraw sądowych równych sobie. Każda, nawet tego samego rodzaju, jest inna, ponieważ różny jest stan faktyczny, różna aktywność procesowa stron, różna ilość materiału dowodowego, różne tempo działania sądu. Teoretycznie może zdarzyć się tak, że sprawa o zapłatę 100 zł będzie wymagała kilkakrotnie większego nakładu pracy adwokata niż sprawa o 100 tys. zł (szczególnie gdy roszczenie jest oczywiście bezzasadne). Doświadczenie uczy jednak, a praktyka dowodzi, że im większa wartość przedmiotu sporu, tym większa zawiłość sprawy. Także nakład pracy adwokata rośnie proporcjonalnie do wartości przedmiotu sprawy. Nie bez kozery pozew w sprawie o 100 tys. zł trafia więc do rozpoznania przed sąd okręgowy jako sąd pierwszej instancji. A ciężar sprawy o 100 tys. zł – licząc nawet w kilogramach akt – jest znacznie większy niż sprawy o 100 zł.