Jaka będzie struktura nowej instytucji, czy powstaną oddziały terenowe, ilu sędziów znajdzie dodatkowe zajęcie, czy będą to tylko ci najświatlejsi, pracujący w pałacu sprawiedliwości jako delegaci, czy też ci z dolnej półki, orzekający w sądach rejonowych? Tego jeszcze nie wiadomo. Ważne jest jedno. Profesjonalny kontakt z dziennikarzami ma sprawić, że obywatele zmienią zdanie o polskim wymiarze sprawiedliwości. Nie będzie już narzekania na przeciągające się procesy, na wielogodzinne wyczekiwanie na rozprawę, punktualność, nieuprzejme zachowanie sędziego czy na niezrozumiały wyrok. Rzecznik szybko wyjaśni, uzasadni, sprowadzi tok myślenia na właściwą ścieżkę.
Innymi słowy, nad wymiarem sprawiedliwości zaświeci słońce.
Dla mnie jednak to dziwactwo. Abstrahując już od tego, dlaczego ministerialni urzędnicy mieliby wybierać rzeczników niezależnych sądów, sama diagnoza, że powodem negatywnego stosunku do wymiaru sprawiedliwości jest „niezrozumienie", to chyba nieporozumienie. Nie ma sensu przywoływać różnego rodzaju badań. Odbiór społeczny sądownictwa jest zły, i to nie z powodu niezrozumienia. Żaden rzecznik, nawet najbardziej złotousty, tego nie zmieni. Jak wytłumaczy świadkowi, który został wezwany na rozprawę, że po kilku godzinach oczekiwania został odesłany z kwitkiem na inny termin nie tylko bez wysłuchania przez sąd, ale nawet krótkiego uzasadnienia, dlaczego tak się stało? Jak wyjaśni, dlaczego czeka na rozprawę dwa lata? Jeżeli ktoś myśli, że medialne przedstawienie przez sędziego głośnej sprawy Katarzyny W., zatrzymania znanego biznesmena czy pijanej celebrytki, nawet z największy kunsztem, w stylu, którego nie powstydziłby się Krzysztof Ibisz, zmieni postrzeganie wymiaru sprawiedliwości, jest w ogromnym błędzie. Wiele krytyki, często niesłusznej, rzeczywiście bierze się z niezrozumienia pracy sądu, z rozgoryczenia przegraną sprawą, z uogólnień, jednak w praktyce to tylko margines tej oceny. Sądy przypominają dzisiaj publiczną służbę zdrowia – zaniedbaną, niedoinwestowaną, pełną niekonsekwencji i bałaganu, w której pracują sfrustrowani ludzie, a pacjenta traktuje się źle. Orzekający nie widzi potrzeby zejścia z piedestału, aby w sposób zrozumiały wyjaśnić zainteresowanemu decyzje często ważne dla jego dalszego życia.
Z tego właśnie bierze się negatywny obraz i postrzeganie wymiaru sprawiedliwości. Nie trzeba tworzyć rzeczników, trzeba zacząć od siebie, odpowiadając na proste pytanie: po co są sądy i komu mają służyć? I realizować tę odpowiedź. To samo dotyczy ustawodawcy, który coraz częściej tworzy złe, nieprzemyślane prawa.
Zapraszam do lektury najnowszej „Rzeczy o Prawie".