Doktryna Gowina

Jarosław Gowin nie odegra roli męczennika i nie zamierza umierać politycznie. Zresztą, także pierwszym chrześcijanom zakazywano dobrowolnego narażania się na śmierć – pisze politolog i publicysta

Publikacja: 07.01.2009 00:42

Red

Batalie Tomasza Terlikowskiego z Jarosławem Gowinem wydają się nieporozumieniem wewnątrz Kościoła. Przedstawianie niezgody polemistów niczym boju ortodoksa z heretykiem nie tylko narusza porządek tych pojęć, krzywdzi obie ważne postaci, ale nie odzwierciedla istoty sporu. Ostatnia jego odsłona toczy się wokół projektu ustawy bioetycznej, z dominującym in vitro na czele.

[srodtytul]Młot na Gowina[/srodtytul]

Po publikacji długo oczekiwanej watykańskiej instrukcji „Dignitas personae” (nazwanej już „młotem na Gowina”) Tomasz Terlikowski ogłosił jednoznacznie: „ustawa (Gowina) jest sprzeczna z nauczaniem Kościoła” („Rzeczpospolita”, 6 stycznia 2008). Chodzi przede wszystkim o projekt wprowadzenia do polskiego prawa możliwości adopcji embrionów, ograniczenia procedur in vitro tylko do zabiegów dokonywanych za pomocą materiału genetycznego rodziców oraz zgody wyłącznie na zamrażanie owocytów.

Według Terlikowskiego zapisy instrukcji jednoznacznie pokazują, że dla katolików (a taką deklarację wyznaniową składa zdecydowana większość polskich parlamentarzystów) jedynym akceptowalnym z moralnego punktu widzenia rozwiązaniem prawnym jest całkowity zakaz zapłodnienia in vitro. Wybór mniejszego zła (niekiedy dopuszczalny) nie powinien bowiem oznaczać uczestnictwa w jego tworzeniu. Kompromis, który jest konieczny w wymiarze prawnym, powinien bowiem następować dopiero po jasnym wyłożeniu swojego stanowiska.

[wyimek]Poseł PO odrzucił postawę: wszystko albo nic, uważając, że wszystko jest absolutnie niemożliwe[/wyimek]

W jednym z wywiadów Jarosław Gowin przyznaje, że stając na czele komisji bioetycznej, wkłada palce między drzwi. Sformułowanie to plastycznie oddaje sytuację posła PO. Wobec przeciwników Kościoła Gowin daje bowiem świadectwo, dla części Kościoła jest natomiast katolikiem letnim, który pokazując spuchnięte palce, usiłuje udawać męczennika.

Wypowiedź z wywiadu, którego udzielił poseł PO Polskiemu Radiu, zasłynęła już jako kłopotliwa doktryna Gowina: „Jak wszyscy wiemy, Kościół opowiada się za całkowitym zakazem stosowania tej metody. Ja – niezależnie od tego, jakie są moje własne przekonania religijne – jako polityk nie mogę się kierować doktryną religijną, muszę kierować się przesłankami moralnymi i jakimś moim poczuciem odpowiedzialności za wypracowanie kompromisu społecznego” („Sygnały dnia”, 27 listopada 2008).

Można usiłować podważać oczywiste racje Terlikowskiego, porównując go do teoretyka królestwa wyśmiewającego taktyczne błędy rycerza na polu walki. Jednak różnice stanowisk posła PO i publicysty „Wprost” nie sprowadzają się tylko i wyłącznie do odmiennego rozumienia żywiołu polityczności. Różnice są też teoretyczne.

Gowin nie tylko upiera się, że stanowisko równoznaczne z nauczaniem Kościoła nie ma szans na powodzenie, uważa wręcz, że najpierw rolę formacyjną do odegrania ma tu Kościół. Innymi słowy, najpierw zmiany w sferze kultury i mentalności zbiorowej, dopiero później prawo. Nie na odwrót.

Nie należy traktować chrześcijaństwa jako zbioru restrykcji i zakazów. Często utrwala się wizerunek doktryny katolickiej poprzez zadawanie pytania: „Czy katolik może...?”. W wypadku katolików w polityce tego rodzaju pytania bywają konieczne. Czy katolicki polityk może popierać w parlamencie prawo niezgodne z nauczaniem Kościoła? Łatwo przecież zachwycić się prostotą odpowiedzi: „nie powinniśmy się lękać sprzeciwów i niepopularności, ale odrzucać wszelkie kompromisy i dwuznaczności, które upodobniłyby nas do tego świata”.

[srodtytul]Katolicki realizm polityczny[/srodtytul]

Nie przepadam za wspieraniem się cytatami z papieskich encyklik – ponoć celują w tym polskie feministki. W tym wypadku musimy. Zacytujmy również inny fragment „Evangelium vitae”, wprost odnoszący się do polityków: „...w przypadku prawa wewnętrznie niesprawiedliwego, jakim jest prawo dopuszczające przerywanie ciąży i eutanazję, nie wolno się nigdy do niego stosować ani uczestniczyć w kształtowaniu opinii publicznej przychylnej takiemu prawu, ani też okazywać mu poparcia w głosowaniu” (EV, 73). Sprawa wydaje się zamknięta. Terlikowski triumfuje.

Jednak dalej, w tym samym 73. rozdziale papieskiej encykliki czytamy o szczególnym dylemacie katolickiego polityka. Nieraz we współczesnej demokracji parlamentarnej przychodzi brać mu udział w głosowaniu, które może zadecydować o wprowadzeniu „prawa bardziej restryktywnego, to znaczy zmierzającego do ograniczenia liczby legalnych aborcji, a stanowiącego alternatywę dla prawa bardziej permisywnego, już obowiązującego bądź poddanego głosowaniu”.

Jak czytamy pod koniec tego rozdziału encykliki: „...w omawianej tu sytuacji, jeśli nie byłoby możliwe odrzucenie lub całkowite zniesienie ustawy o przerywaniu ciąży, parlamentarzysta, którego osobisty absolutny sprzeciw wobec przerywania ciąży byłby jasny i znany wszystkim, postąpiłby słusznie, udzielając swego poparcia propozycjom, których celem jest ograniczenie szkodliwości takiej ustawy i zmierzających w ten sposób do zmniejszenia jej negatywnych skutków na płaszczyźnie kultury i moralności publicznej”.

Oto źródło dającego się dostrzec w postawie Gowina katolickiego realizmu politycznego. Podkreślmy raz jeszcze – katolickiego i politycznego.

[srodtytul]Świadectwo i męczeństwo[/srodtytul]

Gowin, wbrew oczekiwaniom wielu, nie odegra męczennika i nie zamierza umierać politycznie. Zresztą, także pierwszym chrześcijanom, o czym się zapomina, zakazywano dobrowolnego narażania się na śmierć: „Gdy was prześladować będą w tym mieście, uciekajcie do innego” (Mt 10,27). Nie wolno uciekać przed wezwaniem do męczeństwa, ale nie wolno też samemu szukać do niego okazji. Gowin odrzucił postawę: wszystko albo nic, uważając, że wszystko jest absolutnie niemożliwe.

Warto jednak podkreślić, iż niejednokrotnie wyrażał szacunek dla nieprzejednanej postawy Marka Jurka, choć sam wybrał inny kierunek działania.

Wielokrotnie deklarował, iż prywatnie jest przeciwnikiem aborcji czy eutanazji. Jednak, jak powiedział w jednym z wywiadów, „Kościół powinien głosić prawdę, pracować nad sumieniami Polaków.

Jeżeli większość Polaków opowie się kiedyś za zakazem zapłodnienia in vitro, to taka regulacja powstanie. Na razie zaś polityk ma obowiązek zmniejszać skalę zła”.

Niepotrzebnie ci, których rolą jest wyostrzanie setek polskich sumień, ze szczególną pasją utyskują na Gowina. Być może czekają na komisję Senyszyn.

[i]Autor jest politologiem, publicystą „Teologii Politycznej”[/i]

Batalie Tomasza Terlikowskiego z Jarosławem Gowinem wydają się nieporozumieniem wewnątrz Kościoła. Przedstawianie niezgody polemistów niczym boju ortodoksa z heretykiem nie tylko narusza porządek tych pojęć, krzywdzi obie ważne postaci, ale nie odzwierciedla istoty sporu. Ostatnia jego odsłona toczy się wokół projektu ustawy bioetycznej, z dominującym in vitro na czele.

[srodtytul]Młot na Gowina[/srodtytul]

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA