Batalie Tomasza Terlikowskiego z Jarosławem Gowinem wydają się nieporozumieniem wewnątrz Kościoła. Przedstawianie niezgody polemistów niczym boju ortodoksa z heretykiem nie tylko narusza porządek tych pojęć, krzywdzi obie ważne postaci, ale nie odzwierciedla istoty sporu. Ostatnia jego odsłona toczy się wokół projektu ustawy bioetycznej, z dominującym in vitro na czele.
[srodtytul]Młot na Gowina[/srodtytul]
Po publikacji długo oczekiwanej watykańskiej instrukcji „Dignitas personae” (nazwanej już „młotem na Gowina”) Tomasz Terlikowski ogłosił jednoznacznie: „ustawa (Gowina) jest sprzeczna z nauczaniem Kościoła” („Rzeczpospolita”, 6 stycznia 2008). Chodzi przede wszystkim o projekt wprowadzenia do polskiego prawa możliwości adopcji embrionów, ograniczenia procedur in vitro tylko do zabiegów dokonywanych za pomocą materiału genetycznego rodziców oraz zgody wyłącznie na zamrażanie owocytów.
Według Terlikowskiego zapisy instrukcji jednoznacznie pokazują, że dla katolików (a taką deklarację wyznaniową składa zdecydowana większość polskich parlamentarzystów) jedynym akceptowalnym z moralnego punktu widzenia rozwiązaniem prawnym jest całkowity zakaz zapłodnienia in vitro. Wybór mniejszego zła (niekiedy dopuszczalny) nie powinien bowiem oznaczać uczestnictwa w jego tworzeniu. Kompromis, który jest konieczny w wymiarze prawnym, powinien bowiem następować dopiero po jasnym wyłożeniu swojego stanowiska.
[wyimek]Poseł PO odrzucił postawę: wszystko albo nic, uważając, że wszystko jest absolutnie niemożliwe[/wyimek]