Referendum w sprawie euro – niepotrzebne ryzyko

Referendum nie rozstrzygnęłoby o wprowadzeniu euro w Polsce. Zmiana konstytucji tak czy inaczej wymagałaby stosownej decyzji parlamentu. Po co więc ryzykować? – pyta konstytucjonalista Piotr Winczorek

Aktualizacja: 02.03.2009 07:10 Publikacja: 02.03.2009 01:40

Piotr Winczorek

Piotr Winczorek

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Prawo i Sprawiedliwość od kilku miesięcy domaga się, aby przyjęcie euro przez Polskę zostało poprzedzone ogólnonarodowym referendum. Jak wiadomo, wprowadzenie waluty europejskiej do naszego kraju wymaga zmiany konstytucji, a ściślej art. 227, który daje Narodowemu Bankowi Polskiemu „wyłączne prawo emisji pieniądza oraz ustalania i realizowania polityki pieniężnej” i czyni NBP odpowiedzialnym za wartość polskiego pieniądza.

Wiadomo również, że zmiany konstytucji nie można dokonać w drodze referendum, a jedynie przez głosowania w Sejmie i Senacie. Ponieważ Sejm wypowiada się w tej kwestii kwalifikowaną większością 2/3 głosów, a Senat większością bezwzględną, przeprowadzenie zmiany konstytucji jest w obecnym układzie sił parlamentarnych niezmiernie trudne, a bez poparcia posłów PiS wręcz niemożliwe.

[srodtytul]Umniejszyć lub zniweczyć[/srodtytul]

Za referendum w kwestii euro przemawia, zdaniem zwolenników takiego rozwiązania, celowość, a nawet konieczność uwzględnienia woli narodu, ponieważ odejście od złotego jako waluty narodowej wywoła nie tylko skutki ekonomiczne odczuwalne przez każdego obywatela, ale posiada istotne znaczenie dla suwerenności ekonomicznej i politycznej Rzeczypospolitej Polskiej.

Przeciwnicy referendum podnoszą, że sprawa przyjęcia euro przez Polskę została już przesądzona wraz z wstąpieniem kraju do Unii Europejskiej, a obecnie chodzi jedynie o to, kiedy przyjęcie to ma mieć miejsce. Ustalenie takiego momentu jest kwestią o charakterze głównie technicznym i ekonomicznym, stąd decyzję w tej sprawie powinno się pozostawić specjalistom od gospodarki, finansów publicznych i zagadnień europejskich.

Każde z tych podejść ma za sobą pewne racje, choć moim zdaniem silniejszymi dysponują ci, którzy wobec referendum w sprawie euro zajmują postawę sceptyczną. Sceptycyzm ten umacniają ważkie argumenty prawne i polityczne. Konieczność zmiany konstytucji i oddania decyzji w tej sprawie w ręce parlamentarzystów powoduje, że wobec jawnie demonstrowanej niechęci polityków PiS do wprowadzenia euro w dającej się przewidzieć przyszłości zdarzyć się może, że do zmiany takiej w tej kadencji (a może i kolejnej) Sejmu nie dojdzie.

Nie jestem bowiem pewien, na ile można zaufać szefom tej partii, iż w razie, gdyby obywatele opowiedzieli się w referendum za przyjęciem euro, posłowie i senatorowie PiS nie będą czynili dalszych przeszkód. Chcę wierzyć, że Jarosław Kaczyński i jego otoczenie dotrzymaliby słowa, ale czy można to samo powiedzieć o każdym z parlamentarzystów tej partii? Jeśli sprawę euro traktuje się w niej tak poważnie, iż czyni miernikiem zachowania lub utraty przez Polskę jej suwerenności, to nie zdziwiłbym się, gdyby część posłów PiS nie podporządkowała się poleceniom swoich przywódców. Wystarczy w tym przypadku ich wstrzymanie się od głosu, aby umniejszyć lub zniweczyć nadzieje na zmianę przepisów konstytucyjnych.

[wyimek]Nie jestem pewien, na ile można zaufać szefom PiS, że jeśli obywatele opowiedzą się w referendum za euro – posłowie i senatorowie tej partii nie będą czynili dalszych przeszkód[/wyimek]

[srodtytul]Problem frekwencji[/srodtytul]

PiS proponuje, aby referendum w sprawie euro połączyć z wyborami do Parlamentu Europejskiego, które mają się odbyć w połowie bieżącego roku. Pomysł ten byłby o tyle dobry, że pozwoliłby na poczynienie oszczędności w wydatkach publicznych. Wybory i referenda ogólnokrajowe są bowiem bardzo kosztowne. Ich oddzielne przeprowadzanie łączy się ze sporym obciążeniem dla budżetu państwa i tak trzeszczącego obecnie w szwach.

Lecz o ile wiążący rezultat wyborów nie jest uzależniony od frekwencji przy urnach, o tyle wynik referendum od takiej frekwencji już zależy. Jest on wiążący jedynie wówczas, gdy w głosowaniu wzięła udział więcej niż połowa obywateli posiadających czynne prawo wyborcze. Jeśli przypomnimy sobie, ilu z nich uczestniczyło w wyborach do Parlamentu Europejskiego w czerwcu 2004 r. (a było to 20,9 proc. ), to można się obawiać, że do przekroczenia progu 50 proc. w tym roku również nie dojdzie.

Trudno bowiem założyć, że obywatele będą głosować chętniej w referendum, unikając zarazem dokonywania wyboru posłów do PE. Frekwencja w obu głosowaniach będzie z pewnością jeśli nie taka sama, to bardzo zbliżona. Przy zbyt niskiej frekwencji referendum nie przyniosłoby rozstrzygnięcia, nawet jeśli większość z tych, którzy w nim wzięli udział, opowiedziałaby się za szybkim przyjęciem euro.

Wyobrażam sobie, jakie spory wywołałyby taki obrót rzeczy. Podczas gdy jedni powoływaliby się na to, że większość głosujących mimo wszystko optuje za wprowadzeniem do Polski euro, inni twierdziliby, że nie ma to żadnego znaczenia w obliczu braku odpowiedniej frekwencji referendalnej. Być może podobne kontrowersje powstałyby, gdyby przy zbyt niskiej frekwencji większość głosujących odrzuciła perspektywę rychłego wejścia naszego kraju do strefy euro – bo przecież przeciw euro aktywnie opowiedziała się tylko część obywateli.

[srodtytul]Spory polityczne[/srodtytul]

Sprawa nie byłaby zatem na tym etapie procesu decyzyjnego definitywnie rozstrzygnięta. Ale tak czy inaczej wymagałaby stosownej decyzji parlamentu. Czy warto zatem podejmować ryzyko, jakie niesie ze sobą rozpisanie takiego referendum, zwłaszcza w powiązaniu z wyborami do PE? Bardzo w to wątpię. Zamiast torować drogę ku decyzji (za lub przeciw) o zmianie konstytucji, pojawiłyby się na niej kolejne przeszkody dające okazję do nierozstrzygalnych sporów o politycznym głównie charakterze.

[i]Autor jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, znawcą tematyki konstytucyjnej, stałym współpracownikiem „Rzeczpospolitej”[/i]

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?