Polska to nie mocarstwo ale może mieć ambitną politykę

Polityka państwowa pozbawiona ambicji jest szkodliwa z punktu widzenia dalekosiężnych interesów narodu. Ambicje te jednak nie powinny być wygórowane – pisze publicysta

Aktualizacja: 05.10.2010 06:40 Publikacja: 05.10.2010 00:58

Polska to nie mocarstwo ale może mieć ambitną politykę

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Jedną z najbardziej popularnych koncepcji politycznych okresu międzywojennego w naszym kraju była idea Polski mocarstwowej. Do jej zwolenników należeli ludzie różnych obozów: od piłsudczyków przez konserwatystów do narodowo-katolickiej prawicy.

Nic też dziwnego, że treści, jakie przypisywano hasłu Polski mocarstwowej, były rozmaite. Wspólny był wszakże jego podstawowy trzon.

[srodtytul]Autoiluzja II RP[/srodtytul]

Polska jest państwem, a Polacy narodem, który ze względu na swoje położenie w Europie, liczebność, potencjał gospodarczy i militarny oraz dokonania cywilizacyjne zasługuje na stałą obecność w, jak to wówczas określano, koncercie wielkich mocarstw, a przynajmniej na to, by przewodzić państwom i narodom położonym między Bałtykiem a Morzem Czarnym.

Niektórzy co bardziej zapalczywi zwolennicy tej idei wysuwali nawet postulaty, dziś zupełnie nie do pomyślenia, by Polska żądała kolonii (pamiętacie Ligę Morską i Kolonialną?) kosztem, na przykład, dawnych posiadłości niemieckich w Afryce. Myślenie takie, choć już w owym czasie rażące brakiem realizmu, odpowiadało zapotrzebowaniu pewnych środowisk społecznych wyczulonych na imponderabilia narodowe i wierzących w sprawczą moc silnego, autorytarnego państwa.

W czasie poprzedzającym wybuch wojny twierdzenie, że Polska zajmuje pozycję mocarstwową, stało się ważnym elementem oficjalnej ideologii i propagandy państwowej. Jego celem było podtrzymanie obywateli na duchu w obliczu narastającego szybko zagrożenia ze strony III Rzeszy. Być może pełniło też funkcję autoiluzji, którą karmiły się sfery rządowe i wojskowe, które znacznie lepiej niż ogół obywateli powinny być zorientowane co do rzeczywistych możliwości naszego kraju oraz układu sił politycznych i militarnych w Europie. Klęska wrześniowa i osamotnienie Polski w obliczu dwóch wrogów oraz wydarzenia lat późniejszych położyły, zdawać się mogło, ostateczny kres idei Polski mocarstwowej.

Nie do końca jednak tak się stało. Myśl, że kraj nasz powołany jest do zajmowania w Europie szczególnego, wyróżnionego miejsca, powraca. Nie przybiera już tak wyrazistych i, przyznajmy to, osobliwych kształtów jak za czasów II Rzeczypospolitej, niemniej jest obecna (bez używania tej nazwy) w poglądach niektórych środowisk politycznych.

Wyraża się w żądaniu prowadzenia bardziej asertywnej polityki wobec Niemiec i Rosji, nieulegania naciskom ze strony Unii Europejskiej, walki o uzyskanie w niej statusu państwa równie ważnego jak Republika Federalna Niemiec, Francja, Wielka Brytania, Włochy i Hiszpania, zdobycia dla Polski pozycji jednego z głównych sojuszników Stanów Zjednoczonych, a także objęcia przez nasz kraj roli przewodnika w lidze państw środkowo-wschodniej Europy.

[srodtytul]Ambicje wedle możliwości[/srodtytul]

Ambicjom takim należałoby w zasadzie przyklasnąć. Polityka państwowa pozbawiona ambicji jest bowiem szkodliwa z punktu widzenia dalekosiężnych interesów narodu. Problem jednak polega na tym, jak wielkie powinny być to ambicje, co może i powinno być ich przedmiotem i jak urzeczywistniać podsuwane przez nie cele.

Tu otwiera się pole do dyskusji. Przede wszystkim ambicje te nie mogą być nadmiernie wygórowane. Państwo, które uważa, że należy mu się więcej, niż posiada lub posiadać może, musi wykazać, że uczciwie zapracowało na pozycję, której się domaga. Gdyby Polska oczekiwała uznania jej, na przykład, za potęgę morską, musiałaby uprzednio wielokrotnie wzmocnić swoją flotę handlową i pasażerską, zwiększyć jej udział w morskich przewozach międzynarodowych, w tym oceanicznych, rozbudować porty, reanimować stocznie, znacznie doposażyć marynarkę wojenną.

Powoływanie się na to, że mamy 500 kilometrów wybrzeża, a „nasza flota, choć nieduża, wiernie strzeże portu bram”, to tromtadracja bez pokrycia, mogąca u obcych budzić zdumienie i zasługująca na kpinę. Ambicje należy zatem kroić wedle możliwości, a możliwości, jeśli chce się podnosić ambicje na coraz wyższy poziom, trzeba ustawicznie powiększać. Wymaga to wysiłku i trwa zazwyczaj długo, nawet całe dziesięciolecia. Jest to zresztą stary polski dylemat, czy mierzyć siły na zamiary, jak chcieli romantycy, czy zamiar podług sił, jak postulowali pozytywiści i zwolennicy polityki realnej.

Oczywistym więc warunkiem powodzenia polityki o „mocarstwowych” (cudzysłów jest tu niezbędny) ambicjach jest umacnianie wewnętrznej siły państwa mierzonej jakością i potęgą jego gospodarki, infrastruktury, nauki i kultury, szkolnictwa wszystkich szczebli, aktywnością społeczeństwa obywatelskiego, zamożnością mieszkańców, skutecznością aparatu władzy i, last but not least, wartością bojową jego sił zbrojnych.

[srodtytul]Dwuznaczne żądania[/srodtytul]

W dzisiejszych czasach bardzo niewiele państw świata samodzielnie utrzymuje lub uzyskuje status mocarstwa. Kraje zachodnioeuropejskie – Hiszpania, Portugalia, Francja, Wielka Brytania, Holandia – niegdyś światowe potęgi, właściwość tę, jak się zdaje, bezpowrotnie utraciły. Mocarstwowość stała się dziś cechą głównie państw spoza naszego kontynentu.

Polska też była przed wiekami mocarstwem, jeśli nie światowym, to przynajmniej europejskim. Nie wydaje się jednak, aby w dającej się przewidzieć przyszłości status taki samodzielnie odzyskała. Może być natomiast elementem większej całości o mocarstwowym charakterze, jakim jest (lub stanie się) zjednoczona Europa, a także być tej Europy coraz mocniejszym ogniwem. Dlatego dzisiejsze marzenia o „mocarstwowości” muszą być umieszczone w europejskim kontekście. Działania naszego kraju zwrócone przeciw Europie, obliczone na to, że przyniosą Polsce powodzenie jako regionalnemu choćby mocarstwu, nie przyniosą nam, obawiam się, powodzenia. Zamiast niego możemy się raczej spodziewać zepchnięcia na margines polityki i gospodarki europejskiej.

Dążąc do uzyskania statusu lidera wobec państw środkowo-wschodniej Europy, nie możemy jedynie spoglądać wstecz, sycąc się naszą przeszłą chwałą związaną z powodzeniem polityki zwanej obecnie jagiellońską. Wokół Polski ukształtowały się bowiem narody i państwa mające własne ambicje i cele, nie zawsze zgodne z naszymi. Nie powinno nas to gorszyć ani przerażać, skoro pragną one tego co my i czynią to, co i my czynimy.

Nie powinniśmy, na przykład, występować wobec Litwy czy Ukrainy w roli starszego brata i przewodnika. Litwini i Ukraińcy mogą sobie tego nie życzyć, a nasze zabiegi traktować podejrzliwie. Nikt w obronie praw mniejszości polskiej na Litwie nie nawołuje szczęśliwie, aby jakiś wódz poprowadził nas na Wilno, lecz z punktu widzenia Litwinów nasze żądania w tej sprawie mogą się jawić jako dwuznaczne. Trudno nam to pojąć i usprawiedliwić, ale Litwini mogą chcieć w ten sposób bronić swojej świeżej w gruncie rzeczy tożsamości narodowej. Siłą nikomu nie narzucimy w naszych czasach przywództwa czy hegemonii. By zostać regionalnym liderem, trzeba uzyskać akceptację narodów sąsiedzkich. A o to może być niełatwo.

[srodtytul]Walić pięścią w stół?[/srodtytul]

Niektórzy politycy uważają, że III Rzeczpospolita prowadzi zbyt ugodową, a może nawet służalczą, politykę wobec naszych dwóch najpotężniejszych i najważniejszych sąsiadów – Rosji i Niemiec, przez co staliśmy się, jak to ujmują, „niemiecko-rosyjskim kondominium”. Zwłaszcza wobec Rosji jesteśmy, ich zdaniem, zbyt ulegli.

Nie chcę tu oceniać tej opinii. Jeśli jednak okazałaby się trafna, to powstaje pytanie, jak zaznaczać wobec tych państw polską odrębność i samodzielność. Jedną z proponowanych dróg jest prowadzenie wobec Niemiec i Rosji twardej polityki, w której zwroty „nie zgadzamy się” i „stanowczo żądamy” byłyby najczęściej używanymi terminami dyplomatycznymi. Można trzaskać drzwiami i walić pięścią w stół.

Można też podejmować symboliczne działania podobne do tych, jakie towarzyszyły ze strony polskiej wojnie gruzińsko-rosyjskiej. Jednakże aby nasze „niet” i „nein” były skuteczne, muszą za nimi stać poważne argumenty natury politycznej (np. dyplomatyczne wsparcie sojuszników) i gospodarczej (np. dysponowanie zasobami, do których dostęp jest dla naszych sąsiadów ważny). O argumentach wojskowych nie wspominam, bo dysproporcja sił jest ewidentna, a zresztą to nie te czasy, gdy można z nich czynić łatwy użytek. Jeśli argumentów politycznych lub gospodarczych brak lub są nazbyt słabe, niewiele jesteśmy w stanie uzyskać.

Głośny i stanowczy sprzeciw werbalny lub żądanie mogą robić wrażenie w stosunkach wewnętrznych i na nie być głównie obliczone, ale pozostają z reguły bezskuteczne w stosunkach zagranicznych. Dlatego konieczny jest powrót do realizacji dwóch, wysuniętych już tu postulatów – budowy silnego państwa oraz oparcia w instytucjach jednoczącej się Europy.

Dzisiejsze marzenia o Polsce mocarstwowej, jeśli mają nie być anachroniczne i utopijne, muszą znaleźć podstawy w zdecydowanie odmiennych niż dawniej przesłankach. Nie należy ich jednak całkowicie dezawuować, zwłaszcza jeśli miałyby oznaczać, że kraj prowadzi politykę ambitną, a zarazem liczącą się z realiami.

[i]Autor jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, znawcą tematyki konstytucyjnej, stałym współpracownikiem „Rzeczpospolitej”[/i]

Jedną z najbardziej popularnych koncepcji politycznych okresu międzywojennego w naszym kraju była idea Polski mocarstwowej. Do jej zwolenników należeli ludzie różnych obozów: od piłsudczyków przez konserwatystów do narodowo-katolickiej prawicy.

Nic też dziwnego, że treści, jakie przypisywano hasłu Polski mocarstwowej, były rozmaite. Wspólny był wszakże jego podstawowy trzon.

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?