W Polsce i w Europie jest wielkie zapotrzebowanie na odważnych polityków gotowych podjąć się przeprowadzenia niezbędnych reform gospodarczych. Z lektury opublikowanych niedawno w „Rzeczpospolitej” tekstów Anny Słojewskiej („Kontrowersyjna recepta na uzdrowienie gospodarki”) i Igora Jankego („Kto się boi Viktora Orbana”) można odnieść wrażenie, że w tym świetle widzą oni węgierskiego premiera Viktora Orbana. O ile w pełni podzielam marzenie o pojawieniu się w naszym regionie polityka ze spójną wizją ekonomicznych reform, o tyle lider Fideszu wydaje mi się nie najlepszym kandydatem do tej roli.
[srodtytul]Uwięzione zasoby[/srodtytul]
Igor Janke nieco zbyt szybko rozprawia się z krytyką pod adresem węgierskiego premiera: „Nie ma znaczenia to, że Orban obniża węgierskim obywatelom podatki do 16 procent, a małym firmom do 10 procent. Według liberalnych publicystów to nie jest oznaka liberalizmu”. Rzeczywiście nie jest. Z samego obniżenia stawek podatku dochodowego absolutnie nic nie wynika, nawet to, że podatki są niższe. Obniżone zostały przecież progi podatkowe, podniesiono podatki pośrednie (VAT do 25 proc.) i obciążono dodatkowym podatkiem niektóre branże.
Dodatkowe środki dla budżetu pozyskano z konfiskaty prywatnych funduszy emerytalnych, które przejęto, obiecując w zamian przyszłym emerytom wypłacanie świadczeń przez państwo. Gdyby było rzeczywiście tak, że „węgierski premier chce rozruszać małe firmy, zostawić w kieszeni obywateli więcej pieniędzy, wyzwolić ich inicjatywę i przedsiębiorczość, dać im możliwość wyboru, co z tymi pieniędzmi mogą zrobić”, to obniżono by wydatki budżetowe.
Węgry mają największe wydatki publiczne w regionie, na poziomie przekraczającym 50 proc. PKB. Sam Viktor Orban także jest za to odpowiedzialny – za jego rządów w latach 1999 – 2002 wydatki publiczne wzrosły o 6 proc. Bez zmniejszenia zaś udziału sektora publicznego w gospodarce nie ma co marzyć o aktywizacji sektora prywatnego; bez względu na to, czy zasoby będą stamtąd odciągane przez podatki, konfiskaty czy pożyczki (deficyt), pozostaną one uwięzione w nieefektywnym sektorze publicznym.