Odrealniony Cimoszewicz o zwrocie majątków żydowskich

Na uniesienia nigdy nie jest za późno. Włodzimierz Cimoszewicz uniósł się moralnie po sześćdziesiątce i wygląda na to, że tak mu zostanie.

Publikacja: 01.04.2011 20:02

Robert Mazurek

Robert Mazurek

Foto: Rzeczpospolita

Transmisję z unoszenia się zafundowała nam, a jakże by inaczej, TVN 24. Zaczęło się niepozornie, od rozmowy o senackich głosowaniach i zwrocie mienia pożydowskiego. I nagle, jak grom z jasnego nieba, objawił się On, inkarnacja świątobliwego starca z Jasnej Polany i współczesny Gandhi, surowy nauczyciel i dostojny guru, słowem, a nawet dwoma słowami: senator Cimoszewicz.

Pytany o pożydowskie majątki, mędrzec ów dostrzegł, że "mamy do czynienia ze sprawą o wyjątkowym charakterze moralnym", i wygarnął prawdę w oczy: "Posiadacze tego mienia powinni czuć, jak ono pali ich w ręce, bo zostało zrabowane zamordowanym ludziom". Rzekł. I ziemia się zatrzęsła.

Zatrzęsła się, bo taki popis hipokryzji wymagał należytej oprawy. Bo to, że spadkobiercy zamordowanych Żydów – przypomnijmy: obywateli Rzeczypospolitej, naszych rodaków – powinni dostać majątek przodków, to rzecz zupełnie oczywista. Państwo polskie nie może, z powodów zasadniczych, żyć z paserstwa.

Ale – i to pytanie do Włodzimierza Cimoszewicza – czy tylko Żydzi? A spadkobiercy polskich Ormian, Ukraińców, Niemców i wreszcie, last but not least, spadkobiercy polskich Polaków? W końcu ich przodkowie też częstokroć byli mordowani, i to nie przez okupanta, tylko przez Polaków, i kto jak kto, ale Cimoszewicz powinien o tym pamiętać. Czy więc oni z reprywatyzacji mieliby być wyłączeni? Nie, tego Cimoszewicz nie twierdzi, ale też jakoś go ten problem nie uwiera.

Skąd wiem, że nie uwiera? Ano stąd, że pałający świętym oburzeniem nasz polityk nie jest jakimś odklejonym od rzeczywistości nowym Tołstojem, nauczycielem praw ducha, bardem Puszczy Białowieskiej i okolic. Jest, o czym zdaje się zapomniał, byłym premierem i wicepremierem polskiego rządu, byłym marszałkiem i wicemarszałkiem Sejmu, byłym ministrem dwóch ważnych resortów i wreszcie parlamentarzystą z dwudziestoletnim stażem.

Ów odrealniony Cimoszewicz miał z tuzin okazji, by sprawę reprywatyzacji załatwić. Nie skorzystał, za to teraz zapadł na szczególne moralne wzdęcie. Cóż, żeby mu tylko nie zaszkodziło.

Transmisję z unoszenia się zafundowała nam, a jakże by inaczej, TVN 24. Zaczęło się niepozornie, od rozmowy o senackich głosowaniach i zwrocie mienia pożydowskiego. I nagle, jak grom z jasnego nieba, objawił się On, inkarnacja świątobliwego starca z Jasnej Polany i współczesny Gandhi, surowy nauczyciel i dostojny guru, słowem, a nawet dwoma słowami: senator Cimoszewicz.

Pytany o pożydowskie majątki, mędrzec ów dostrzegł, że "mamy do czynienia ze sprawą o wyjątkowym charakterze moralnym", i wygarnął prawdę w oczy: "Posiadacze tego mienia powinni czuć, jak ono pali ich w ręce, bo zostało zrabowane zamordowanym ludziom". Rzekł. I ziemia się zatrzęsła.

Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Polityczna intryga wokół AfD
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa surowcowa Ukrainy z USA. Jak Zełenski chce udobruchać Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne