Nad opisanym niżej przypadkiem w sumie nie warto byłoby się schylać, bo wydarzenie nie było aż tak ważne. Jednak mamy tu laboratoryjny przykład manipulacji, że aż żal to przemilczeć. Manipulacji na dodatek mało finezyjnej - tej w której składnia jest bez cienia urody koniunktiwu.
Popatrzmy na owo studium przypadku. W "Gazecie Wyborczej" pracownica przerzucona z odcinka kościelnego na medialny potępiła w poniedziałek PiS-owców. Potępia ich też w pozostałe dni tygodnia - jak to należy robić w "GW" - ale nas interesuje anatema z poniedziałku.
Historia dotyczy epizodu z zeszłego tygodnia, gdy zebrała się sejmowa komisja kultury i środków masowego przekazu. Przewodnicząca komisji Iwona Śledzińska-Katarasińska z PO zaprezentowała członkom komisji projekt uchwały potępiającej pielgrzymów Radia Maryja, którzy zaatakowali ekipę Telewizji Polsat. Przesłanie uchwały było wezwaniem do "przestrzegania obowiązującego w Polsce prawa i wyciszania emocji budujących atmosferę nienawiści".
Brzmi szlachetnie, ale PiS-owscy członkowie zaczęli gwałtownie protestować. Na posiedzeniu wybuchła awantura. - PiS krzewi w sejmowej komisji kultury standardy medialne - nie dopuścił do przyjęcia opinii krytykującej przemoc wobec dziennikarzy - orzekła w swoim komentarzu "Wypier ... z Jasnej Góry" Katarzyna Wiśniewska, bo o niej mowa.
Tyle jednak, że platformerska szefowa komisja w projekcie uchwały wezwała do przestrzegania prawa nie tylko Radio Maryja i Telewizję Trwam, ale i "współpracujące z nimi ugrupowanie polityczne". Oraz - czego już nie zacytowała czytelnikom autorka GW - polityk PO napisała w uchwale, że "szczególny niesmak budzi fakt, że do zdarzenia doszło w miejscu i okolicznościach, które powinny być wolne od jakiejkolwiek przemocy i politykierstwa, także w obecności osób, które nie wahają się oskarżać państwa polskiego i jego władz - także na forum europejskim - o stosowanie praktyk totalitarnych i ograniczanie wolności wypowiedzi".