Lider - film o Jarosławie Kaczyńskim - Sadurski

Pochlebcy prostacko wykonaną laurką, jaką jest film "Lider", wyrządzili Kaczyńskiemu niedźwiedzią przysługę. Wyrazili mimowolnie tezę, że prezes dąży do władzy jako wartości samej w sobie – uważa publicysta

Publikacja: 05.10.2011 07:00

Lider - film o Jarosławie Kaczyńskim - Sadurski

Foto: ROL

Red

Film dokumentalny o Jarosławie Kaczyńskim, który robi obecnie karierę w Internecie i jest gorąco rekomendowany przez prawicowe portale, np. wpolityce.pl, mało mówi o samym Kaczyńskim, ale bardzo wiele o twórcach obrazu. A bardziej precyzyjnie – o tym, jak swego lidera postrzegają jego wielbiciele i jaką wizję polityki afirmują.

Wyborcy są mądrzejsi

Bo o samym Kaczyńskim – jego doktrynie, wizji Polski, programie wyborczym, w tym ponad 20-minutowym filmie dowiadujemy się zaskakująco mało. Występuje co prawda m.in. trójka hagiografów: Bronisław Wildstein, Jadwiga Staniszkis i Zdzisław Krasnodębski, ale o wizji rządzenia swojego idola nie mają nic do powiedzenia, a w każdym razie autorzy filmu nie pozostawili z ich wypowiedzi cienia treści.

Różnią się trochę stylem: Wildstein jest nadęty, Staniszkis egzaltowana, a Krasnodębski profesorsko stękający. Ale co mają do powiedzenia o bohaterze filmu? Wildstein – że Kaczyński jest mężem stanu, Staniszkis – że Kaczyński ma "niesamowite oparcie w sobie", a Krasnodębski, że na jakimś pisowskim spotkaniu Kaczyński wypadł sto razy lepiej niż on, Krasnodębski. W to zresztą nie wątpię. Aha, jest jeszcze jedna intelektualistka, prof. Barbara Fedyszak-Radziejowska. Jej rola w filmie ogranicza się do matczynego poprawiania krawata Liderowi.

Sam Jarosław Kaczyński, choć dużo monologuje, nie mówi nic o swym programie, swej wizji Polski. Mówi za to dużo o zawadiackim dzieciństwie – o bójkach ulicznych, w których obrzucano się cegłami i bito drągami, po czym mały Jarek nie raz lądował na pogotowiu. Autorzy przeznaczają dużo cennego czasu antenowego na te barwne opowieści podwórkowe. Może chodzi o to, by w konfrontacji z wysportowanymi oponentami politycznymi z PO Kaczyński nie wyszedł jako fajtłapa z nadwagą? Niepotrzebnie, wyborcy są mądrzejsi.

W opowieściach Kaczyńskiego nad stołem pokrytym rodzinnymi fotografiami nie tylko nie pada jedno słowo o jego wizji politycznej, ale także autobiografia – najwyraźniej rozwijana w odpowiedzi na pytania spoza kamery – ma olbrzymią wyrwę: między walecznym dzieciństwem na Żoliborzu a posmoleńską tragedią i determinacją w walce o prezydenturę niczego nie ma. A szkoda.

Hagiografia

Pamiętam dobrze Jarosława i Lecha jako moich starszych kolegów z prywatnego seminarium niegdyś ostro marksistowskiego profesora Stanisława Ehrlicha i dobrą pracę doktorską Jarosława, obronioną właśnie pod kierunkiem Ehrlicha, o samorządności uczelnianej w PRL. Byłoby ciekawe usłyszeć jego dzisiejsze refleksje na temat tej strategii nagłaśniania ograniczonego "pluralizmu" w ramach państwa autorytarnego. Jeszcze ciekawiej byłoby usłyszeć od niego refleksje o Okrągłym Stole, w którym wraz z Bratem brał aktywny udział. Albo o rządach ukoronowanych mądrą  ratyfikacją traktatu lizbońskiego. Ani słowa.

Więc co wypełnia treść filmu poza krótkimi laurkami kilkorga wielbicieli i recytowaniem Słowackiego? To jest najbardziej znamienne. Autorzy filmu (na tyle wstydzący się – i słusznie – owego gniota, że nie podali swych nazwisk) z lubością pieszczą kamerą atrybuty władzy. Długie kadry pokazujące przede wszystkim mikrofony – mikrofony, przed którymi Lider za chwilę stanie, ale i te, sprzed których właśnie odszedł. Mikrofony – potężne, nawet gdy milczą, rekwizyty panowania. Nieważne, co uniosą do słuchaczy – żadne merytoryczne wypowiedzi Kaczyńskiego nie są w filmie przytoczone. Ważny jest sam fakt, że Wódz będzie przemawiał – treść jest nieistotna.

Widzimy też wiwatujące tłumy – oklaski przechodzące w burzliwą owację, wszyscy wstają – zupełnie nie wiedząc, my widzowie, za cóż to wielbiciele Lidera tak go oklaskują. Przekaz jest jasny – treść naprawdę nie ma znaczenia. Nie chodzi o to, co mówi, ale kto mówi. Mógłby tam stać i sobie milczeć, jak w samej rzeczy widzimy na wielu kadrach filmu: Kaczyński stoi przed rozentuzjazmowanymi tłumami, niby lekko speszony, ale też dumny i szczęśliwy. Treść naprawdę się nie liczy – to najważniejszy komunikat tego filmu.

Co się więc liczy? To proste: władza. Sama władza. Nie jest istotne, czemu ma ona służyć, jakim reformom ma być podporządkowana, jakie niecności ma wyplenić. Liczy się Lider, a Liderowi trzeba po prostu zawierzyć. Stąd te pozbawione treści laurki hagiograficzne, stąd te długie skandowania "Jarosław, Jarosław!", stąd kamera otulająca miłośnie ciche jeszcze (albo już) mikrofony. Stąd te sceny, gdy Lider wychodzi z pokoju sztabowego, między ustawionymi w dwa rzędy pomagierami, ledwo słuchając nadskakującego mu dworzanina, przypominającego "Panu Premierowi" o tym, kto będzie na wiecu. Wychodzi zatem Lider na mównicę, a my słyszymy, jak wielka sala wypełnia się burzą braw.

Treść  się nie liczy

Pochlebcy popełnili błąd: tą prostacko wykonaną laurką wyrządzili Liderowi niedźwiedzią przysługę, wyrażając mimowolnie tezę, jaką najsurowsi oponenci Kaczyńskiego od dawna artykułowali: że dąży on do władzy jako wartości samej w sobie, a dla zdobycia jej może być wszystkim – czyli w istocie nikim. Może zatem być łaknącym zemsty Bogiem Wojny, ale może być i łagodnym pragmatykiem, nawołującym do zakończenia wojny polsko-polskiej. Może na szefa sztabu w kampanii prezydenckiej powoływać gołębich realistów, a jednocześnie napuszczać na nich agresywnego jastrzębia. "Lider" jest obrazem polityka bez właściwości, ale za to otoczonego bezwarunkową miłością wyznawców.

Film, sugerując beztreściowość Kaczyńskiego, wyrządza więc mu krzywdę, bo Lider ma przecież swoje poglądy i program, przynajmniej w generalnym zarysie. Jest to program, jak kiedyś wykazywałem, niebezpieczny i szkodliwy dla Polski, ale jest: został sformułowany w owym dziwacznym dokumencie partyjnym sprzed paru miesięcy. Dla wielbicieli jednak, których wyrazicielami są anonimowi twórcy owego obrazu, to nie ma najmniejszego znaczenia. I ta narracja: "uwierzcie Liderowi, treść się nie liczy" – wpisuje się w dzisiejszą strategię samego Kaczyńskiego, odmawiającego udziału w debacie z Donaldem Tuskiem, czyli pozbawiającego Polaków czegoś, co stało się normą w demokratycznej polityce.

Dopiero po obejrzeniu tego filmu można zrozumieć, jak w demokratycznym państwie lider głównej opozycyjnej partii może uciec od debaty ze swym najważniejszym rywalem, czyli przywódcą partii rządzącej. Milczące mikrofony, tak często eksponowane w "Liderze", przekazują smutną prawdę o stosunku PiS do debaty politycznej w kampanii wyborczej – najważniejszym momencie w życiu demokratycznej społeczności. Bo co tu jeszcze mówić?

PS: Jest jeszcze jeden wątek prominentnie eksponowany w "Liderze": to tragedia osobista po śmierci Brata i w związku z chorobą Matki. Tak jak nie uchodzi recenzentowi komentować tego wątku, tak i sami autorzy powinni byli dwukrotnie pomyśleć, czy należy eksploatować ów osobisty dramat w tym rozwleczonym spocie wyborczym.

Autor jest profesorem filozofii  prawa na Uniwersytecie Sydnejskim, a także profesorem w Akademii  Leona Koźmińskiego  i w Centrum Europejskim  Uniwersytetu Warszawskiego

Film dokumentalny o Jarosławie Kaczyńskim, który robi obecnie karierę w Internecie i jest gorąco rekomendowany przez prawicowe portale, np. wpolityce.pl, mało mówi o samym Kaczyńskim, ale bardzo wiele o twórcach obrazu. A bardziej precyzyjnie – o tym, jak swego lidera postrzegają jego wielbiciele i jaką wizję polityki afirmują.

Wyborcy są mądrzejsi

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA