Polskość w stadium zaniku

Zbliża się fala narodowych apostazji. Szczególnie wśród świeżej emigracji - pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 20.09.2012 19:46 Publikacja: 20.09.2012 19:30

Piotr Gursztyn

Piotr Gursztyn

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Anglosasom trzeba tego zazdrościć. Uczyć się i naśladować. W czasie inauguracji ostatnich igrzysk paraolimpijskich ważnym momentem była recytacja fragmentu „Burzy" Williama Szekspira. - To niebywałe! Tyle cudownych istot! O jakże piękny jest człowiek. Nowy, wspaniały świat, w którym są tacy ludzie...! - usłyszały miliony ludzi wersy z dzieła napisanego cztery wieki temu. Ale mimo to będącego cały czas żywą literaturą. Budzącą emocje, zainteresowanie i będącą spoiwem dla ludzi z całego kręgu kultury anglosaskiej.

Nie do wyobrażenia jest ważna impreza w Polsce, którą zaczęto by deklamacją wersów „Odprawy posłów greckich". Jan Kochanowski jest dla nas skamieliną z lektur szkolnych. Tak samo jak prawie każdy polski pisarz, który już nie żyje. Polskie dzieła literackie żyją tak długo jak ich autorzy. I nie jest to wina jakości ich kunsztu, lecz stanu, w którym znaleźliśmy się jako zbiorowość. To jednocześnie objaw, skutek i przyczyna kondycji narodowej Polaków. Kondycji wiążącej się z niezrozumieniem wagi wartości wyższych, abstrakcyjnych, rzekomo nieprzydatnych w naszej przyziemnej zapobiegliwości o dobra materialne, zaszczyty i prestiż. Nic nie wskazuje - mimo 20 lat niepodległości - że będzie lepiej z naszą narodową kondycją. Nie ma już nadziei, że nastąpi jakaś samoistna - wynikająca z niepodległego bytu państwowego - poprawa.

Jednym ze skutków takiej sytuacji będzie zrywanie więzi z krajem ludzi, którzy kilka lat temu wyjechali na Wyspy Brytyjskie. Uczucie będzie dotkliwe, bo nic nie wskazuje na to, że przestajemy być krajem emigracyjnym. Młode kobiety wybierające na miejsce narodzin swych dzieci Anglię nie kierują się chęcią chwilowego skorzystania z tamtejszego socjalu. Wiele z nich widzi Wyspy jako miejsce dostatniej przyszłości dla swoich dzieci. Świadczy o tym też krzątanina wielu naszych rodaków przy zdobyciu paszportów krajów, w których osiedli.

To nie jest kwestia wyłącznie pieniędzy i dobrobytu. To wynik słabnącej emocji, jaką jest polskość. Coraz bardziej wątłe są więzy łączące Polaków we wspólnotę narodową. I nie ma tu znaczenia to, co rozumiemy pod pojęciem „naród". Czy rozumiemy to jako wspólnotę tylko etniczną, czy jako pojęcie szersze - naród polityczny. W obu przypadkach murszeją spoiny.

Z grubsza można wyróżnić cztery czynniki spajające: codzienny obyczaj, dumę wypływającą z sukcesów odnoszonych w imieniu wspólnoty, kulturę oraz historię. Trzy pierwsze są już w stadium zaniku. Funkcjonuje, choć coraz słabiej, czynnik ostatni, czyli wspólna świadomość historyczna.

Spoiwo pierwsze, czyli codzienny obyczaj, umiera na naszych oczach. Zostało z niego niewiele. Kilka godzin spędzonych za stołem w Wigilię. Kilka potraw. Czasem wizyta na grobach we Wszystkich Świętych. Ta ostatnia okoliczność najmłodszym dzieciom kojarzy się już bardziej z wydrążonymi dyniami niż z czym innym.

Wigilia ma się coraz słabiej. Mało kto śpiewa kolędy, znajomość ich słów jest w zaniku. Nawet imieniny przegrały w młodszym pokoleniu z urodzinami. Poza tym nic nie mamy. Żadnego trunku, z którego możemy być dumni na całym świecie. Żadnego fast foodu opartego na tradycyjnym jedzeniu. Żadnego święta, które kojarzyłoby się innym z Polską, tak jak z Irlandią 17 marca (dzień skądinąd dość hucznie obchodzony w warszawskich pubach, co można potraktować jako znak czasu).

Nie jest tak, że to nieuchronny skutek nowoczesności i komercjalizacji. Rzekomo pozbawieni historii i tradycji Amerykanie celebrują Dzień Dziękczynienia, a nawet 4 Lipca, jako święto rodzinne. Przykład połączenia tradycji z nowoczesnością Brytyjczyków czy Japończyków jest wręcz oczywisty.

Wspomniani Wietnamczycy nie zarzucają swojej kuchni, lecz czynią z niej liczącą się aktywność gospodarczą. Najbiedniejszy Kurd prowadzący budkę z kebabami z najświętszym przekonaniem zapewnia, że to najsmaczniejsza potrawa świata. Długo można wymieniać przykłady tego, że bieda nie musi równać się kompleksom.

Tęsknotę za spoiwem drugim obserwujemy przy okazji konkursów sportowych. W całym świecie ludzie lubią ogrzać się w blasku słynnych rodaków. Najczęściej tę emocję dostarczają sportowcy. Także u nas.

Młode kobiety wybierające na miejsce narodzin swych dzieci Anglię nie kierują się chęcią chwilowego skorzystania z tamtejszego socjalu. Wiele z nich widzi Wyspy jako miejsce dostatniej przyszłości dla swoich dzieci

Rzec można - szczególnie u nas, mimo słabych osiągnięć polskiego sportu. Ale oprócz pojedynczych sukcesów ludzi typu Małysz, Kubica, Radwańska niewiele jest tu innych źródeł zastępczego poczucia sukcesu. Nie jesteśmy Niemcami, którzy dumni są ze swoich samochodów. Nie mamy żadnej światowej marki. Nawet Skody czy Podravki. Kiełbasa czy wódka przegrywa porównanie z prosciutto i whisky.

Zostaje więc garść sportowców i jeden rzeczywisty tytan - Jan Paweł II. Można się zżymać, szczególnie z antyklerykalnych pozycji, na wysyp plastykowych pomników. Jednak ktoś, kto trafił gdzieś za oceany, wie, ile znaczy wiedza o polskim papieżu. - Polonia? Juan Pablo. I tylko on, na nim kończą się wszystkie skojarzenia na temat kraju między Niemcami a Rosją.

Sukcesy polskich sportowców zdarzają się przypadkowo. Nie ma nadziei na to, że znienacka staniemy się sportową potęgą. Na horyzoncie nie widać też polskich noblistów ani z nauk ścisłych, ani z literatury. Polscy pisarze nie potrafią zawojować świata, choćby tak jak udało się to kilku szwedzkim autorom kryminałów.

Nawet w popkulturze jesteśmy kompletnym peryferium. Nie mamy szansy na polski Rammstein czy Lube. Prawie wszystko, co widzimy i słyszymy, jest imitacją tego, co dawno już robiono za granicą. Spoiwo drugie - grzanie się w sukcesie wybitnych rodaków - też nie będzie emocją silną.

W kwestii spoiwa trzeciego, czyli kultury narodowej, panuje przekonanie, że dysponujemy tu zasobem imponującym i żywym. Niestety, to fałszywa ocena. Spuścizna rzeczywiście jest bardzo bogata. Tyle że zamienia się w szacowne, ale zakurzone, nieodwiedzane muzeum.

Mowa wcześniej była o podejściu Anglosasów do Szekspira. U nas niczego takiego nie ma. Trójka wieszczów nie jest już czytana na zasadzie popularnej lektury. Nawet Sienkiewicz stał się pisarzem martwym, choć jakieś 20 lat temu Trylogia była czytana do poduszki.

W muzyce poważnej ocalał chyba tylko Chopin. To można uznać za wpływ zagranicy. Skoro genialni skośnoocy pianiści go grają, to i Polacy muszą się nim interesować. Moniuszkę mało kto gra za granicą, więc w Polsce go zapomniano. Gdy w latach 90. jeden brytyjski dziennikarz muzyczny odkrył III symfonię Mikołaja Góreckiego (skomponowaną ze dwie dekady wcześniej), nagle i Polska się nią zachwyciła.

Nie mamy już kanonu kultury. Każdy czyta co innego, bez wspólnych punktów do dyskusji. Zatem nie ma i wymiany myśli. Debata staje się coraz bardziej prymitywna. Dotyczy najczęściej bieżących wydarzeń, o których miesiąc później nikt nie pamięta. Zaczyna brakować też bardziej wyrafinowanego kodu językowego. Jeśli kiedyś cytaty i aluzje w zwykłych rozmowach, polemikach, publicystyce, kabarecie brane były z literatury, to dziś czerpie się je z reklamy. Czasem z filmów Barei, ale coraz rzadziej, bo najmłodsze pokolenia Polaków przestają rozumieć te komedie. To znaczy, że co kilka lat całkowicie będzie zrywana ciągłość dyskursu.

Nie będziemy rozumieli odniesień, bo nie będziemy pamiętali tych rozśmieszających niegdyś reklam. Tu smutnym wspomnieniem jest historia Jarosława Kaczyńskiego, który raz nawiązał do wiersza Kornela Ujejskiego. Prawie nikt wtedy tego nie zrozumiał, bo też mało kto słyszał o Ujejskim.

Powtórzmy: upadek kanonu nie jest wynikiem słabości jakiejkolwiek kultury. To wynik braku wiary w jej znaczenie. Mimo że dorobek polskiej kultury wygląda zupełnie dobrze na tle innych europejskich. Zresztą to ta kultura w XIX i XX wieku była magnesem przyciągającym innych do polskiej wspólnoty narodowej i utrzymującym tych, którzy już w niej byli.

Zostaje nam czwarte spoiwo - historia Polski. Tylko tu pozostał kanon i zbiorowe emocje. Nawet na poziomie najbardziej hasłowym każdy Polak wie, co to Grunwald, Sobieski, Piłsudski, Westerplatte, powstanie warszawskie i „Solidarność". Także w przypadku kwestionowania sensu wydarzeń takich jak Powstanie Warszawskie obecne są silne emocje. Krytycy decyzji o powstaniu, jakkolwiek irytują swoim ahistorycznym podejściem, są żywym dowodem na to, że historia jest czymś ważnym dla Polaków. Nikt z nich nie twierdzi, że powstanie jest dziś nieistotnym powodem do debaty.

W historii Polacy szukają wiedzy o samych sobie. Dzięki niej nie czują się przypadkowym zbiorem atomów. Znajdują poczucie wartości. Wynikające np. z tego, że państwo polskie ani żaden liczący się polski ruch polityczny nie firmował masowych zbrodni. Akceptujemy wiedzę o Jedwabnem, ale wiemy, że mordu dokonał przypadkowy motłoch podżegany przez okupanta, a nie np. jakiekolwiek władze polskie.

Zainteresowanie przeszłością łączy się jednocześnie z aktywnością obywatelską. W zasadzie trudno wyobrazić sobie przeciętnego mieszkańca Polski, który interesuje się historią i jednocześnie pozostaje obojętny na współczesne wydarzenia polityczne. Tym samym czyni z niego aktywnego obywatela (czyli przeciwieństwo starogreckiego idioty).

Atakowane jest hasło „polityki historycznej", ale ono przyniosło duże zyski środowiskom politycznym, które za tym stały. Jest przejawem braku wyobraźni upór, z jakim siły konkurencyjne z nim walczą. Spektakularny sukces Muzeum Powstania Warszawskiego, frekwencja na wszystkich centralnych obchodach świąt narodowych, fenomen grup rekonstrukcyjnych i wiele innych rzeczy wskazują, że lepiej by było dla nich i nas wszystkich, aby „podczepiły się" pod tę ideę. Nawet ją zawłaszczając i inaczej nazywając.

Ma całkowitą rację pewien znany doktor politologii doradzający liderom SLD, aby przestali walczyć z IPN, a podjęli próbę wpływania na działania Instytutu. Byłaby to nie tylko droga znalezienia modus vivendi, ale też możliwość wypracowania odpowiedniej tożsamości historycznej dla SLD. Lepiej bowiem, gdyby ją Sojusz znalazł - mimo nawet hipokryzji tego kroku - w tradycji PPS niż PZPR.

Została nam jedynie świadomość historyczna jako coś, co spaja Polaków, wbrew odmiennym poglądom politycznym, różnicom światopoglądu, wykształcenia. Rzecz, którą trzeba pielęgnować, aby trwała u nas demokracja. Odwrócenie się od historii jest niemal równoznaczne z brakiem zainteresowania dla spraw wspólnoty. Na każdym szczeblu - od ogólnonarodowego po sąsiedzką.

Historia jest nie tylko spoiwem. Wiemy od czasów Cycerona, że jest i nauczycielką. W tym konkretnym przypadku uczy, że myśl o „wypisaniu się" z jakiejkolwiek wspólnoty etnicznej jest zazwyczaj iluzją.

Większość emigrantów będzie metojkami w krajach swoich gospodarzy. To pozycja upokarzająca, którą tylko częściowo rekompensuje materialny awans. Brak zaś więzi w starej ojczyźnie będzie dotkliwy nawet w codziennym życiu. Jesteśmy zwierzętami stadnymi. Nawet sukces indywidualny łatwiej osiąga się we współpracy z innymi. Tymi, którym ufamy i uważamy za część nas samych.

Anglosasom trzeba tego zazdrościć. Uczyć się i naśladować. W czasie inauguracji ostatnich igrzysk paraolimpijskich ważnym momentem była recytacja fragmentu „Burzy" Williama Szekspira. - To niebywałe! Tyle cudownych istot! O jakże piękny jest człowiek. Nowy, wspaniały świat, w którym są tacy ludzie...! - usłyszały miliony ludzi wersy z dzieła napisanego cztery wieki temu. Ale mimo to będącego cały czas żywą literaturą. Budzącą emocje, zainteresowanie i będącą spoiwem dla ludzi z całego kręgu kultury anglosaskiej.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?