Unia kocha absurdy. A jednym z nich jest utrzymywanie dwóch siedzib Parlamentu Europejskiego. Po co? Jaki jest tego sens, zwłaszcza dziś, w czasie kryzysu?
Kiedyś był to element politycznego kompromisu ważnego dla jedności Unii. Uznano więc, że warto płacić wysoką cenę za polityczny kompromis. Ale w czasie kryzysu, kiedy codziennie wszyscy są zmuszeni sprawdzać stan swoich finansów, kiedy każdy szuka oszczędności, absurd utrzymywania dwóch siedzib europarlamentu staje się szczególnie dojmujący.
Oczywiście można się zastanawiać nad ogólnym sensem istnienia Parlamentu Europejskiego, nad tym, jak wielkie generuje on koszty przy niezbyt wielkich politycznych zyskach. Zapewne gdyby kierować się tylko zdrowym rozsądkiem, można by znaleźć znacznie tańszy sposób na funkcjonowanie ciała spełniającego podobne cele. Ale dziś likwidacja Parlamentu Europejskiego nie jest możliwa. Nawet debata na ten temat ma małe szanse powodzenia. Zbyt wiele sił jest zaangażowanych w utrzymanie tej instytucji, zbyt wiele wygodnych karier jest uzależnionych od funkcjonowania tej maszyny. Szkoda więc czasu na tę dyskusję.
Drogo i niepotrzebnie
Ale można spróbować choć trochę zracjonalizować działalność Parlamentu Europejskiego.
Najprostszym sposobem radykalnego obniżenia kosztów byłaby likwidacja jednej z siedzib. Utrzymywanie dwóch olbrzymich budynków, dwóch administracji, gigantycznej liczby biur, pomieszczeń, ludzi do ich obsługi, wielkiej infrastruktury transportowej – wszystko to generuje olbrzymie koszty. A jeśli jeszcze doliczymy koszty transportu – kilka razy w miesiącu biura wraz z pracownikami i z dokumentami przemieszczają się ze stolicy Belgii do alzackiego miasta – to skórka przestaje być warta wyprawki.