Tradycja i obyczaje są fundamentem, na którym opierają się religie. Możliwość przestrzegania własnych obyczajów powinna więc być w naszym świecie czymś zupełnie naturalnym. To właśnie bowiem odróżnia świat liberalnej demokracji od tego świata, w którym panuje wyznaniowy reżim, gdzie można kultywować tylko jedną tradycję.
Jednak obyczaje nie mogą stać w sprzeczności z elementarnym humanitaryzmem. W demokracji liberalnej podstawą są prawa człowieka, które nie tylko gwarantują wszystkim wolność do kultywowania swoich wierzeń, ale także stawiają konkretne wymagania i zakreślają granice. Żaden człowiek, grupa ludzi czy też żadna religia nie może wznieść się ponad zasadę równości wobec prawa, wyboru stylu życia czy równości kobiet i mężczyzn.
Ochrona bezbronnych
Tymczasem w przypadku pewnych wersji islamu kobiety nie mają takich samych praw jak mężczyźni. Liberalna demokracja nie może się zgadzać na to, by jakaś wspólnota ograniczała podstawowe prawa człowieka, tylko w imię tego, że wierzy w jakąś prawdę objawioną. To samo dotyczy prawa wszystkich istot do niecierpienia. Gdybyśmy odrzucili tę zasadę, wtedy każdy mógłby znęcać się nad swoimi psami czy kotami. Na to się jednak nie zgadzamy, choć nie są to istoty ludzkie. Rozszerzamy zatem teoretyczną granicę wolności – która zakłada, że moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka.
W krajach cywilizowanych wprowadza się podstawowe regulacje dotyczące ochrony tych, którzy sami ochronić się nie mogą. Także zwierząt. Oczywiście nie mówimy o radykalnych pomysłach, np. o prawie do głosowania dla małp (w ten sposób na internetowych stronach„Rzeczpospolitej" ochronę zwierząt próbował sprowadzić do absurdu Dominik Zdort), tylko o przepisach zakazujących zadawania im zbędnego cierpienia.
Od lat regulacje prawne idą właśnie w tym kierunku. Zakazujemy tortur, kary śmierci, znęcania się (także psychicznego) nad innymi ludźmi. Ograniczanie zbędnego cierpienia zaczyna obejmować także zwierzęta.