Tak samo jak radykalna lewica może dojść do władzy w Polsce czy nawet USA. W przypadku RPA ja się tego jednak za bardzo nie obawiam, bo przytłaczająca większość mieszkańców ma umiarkowane poglądy, nie chce konfliktów, tylko lepszego życia dla swoich dzieci.
Wśród milionów czarnych frustracja jest jednak ogromna, bo w ciągu 20 lat od obalenia apartheidu ich udział w bogactwie kraju niewiele się zmienił: to zaledwie 8 procent!
Nie ma wątpliwości, że RPA to wciąż kraj ogromnych nierówności. Zrobiono błędy, takie jak utrzymanie sztywnych regulacji rynku pracy, które powodują, że bezrobocie wynosi 25 proc., a wśród młodych czarnych – nawet 50 proc. Nie zdołaliśmy także przekonać w wystarczającym stopniu inwestorów zagranicznych, aby angażowali się w RPA, bez czego niemożliwy jest szybki wzrost gospodarczy. Ale udało się przez te 20 lat osiągnąć też spory postęp. Procent osób żyjących w nędzy zmniejszył się z 40 do 23 proc. Zbudowano miliony domów. Nastąpił ogromny postęp w służbie zdrowia, elektryfikacji, dostępie ludności do wody pitnej. Jestem krytyczny wobec wielu aspektów polityki rządu, ale zasadniczo idziemy w dobrym kierunku.
Chiny coraz mocniej angażują się w RPA. Co się stanie, jeśli zastąpią USA w roli głównego sojusznika Pretorii?
Nie obawiam się, aby RPA stała się łupem gospodarczym Chin. To grozi mniejszym krajom. My mamy bardzo zdywersyfikowaną gospodarkę, nasze firmy współpracują z każdym, z kim się opłaca. Problem jest szerszy: udział Chin w światowej gospodarce będzie rósł, przede wszystkim kosztem Europy. Ale Ameryce, być może, uda się utrzymać obecne znaczenie w globalnym świecie.
Frederik Willem de Klerk w latach 1989–1994 był prezydentem RPA, doprowadził do zniesienia systemu apartheidu, w 1993 roku był laureatem Pokojowej Nagrody Nobla (z Nelsonem Mandelą). W wywiadzie wykorzystano pytania zadane przez „Rzeczpospolitą" podczas spotkania, w którym uczestniczyli także przedstawiciele innych polskich mediów.