Pociski FP-5 Flaming to pociski manewrujące ukraińskiej produkcji, o zasięgu do 3 tys. km, zdolne przenosić głowice o masie 1 150 kg. Pociski te można określić mianem ukraińskiej wersji amerykańskich pocisków Tomahawk, których przekazanie Ukrainie rozważają USA. Pociski Flaming poruszają się szybciej niż ukraińskie drony dalekiego zasięgu, przenoszą większy ładunek wybuchowy (drony przenoszą zazwyczaj ładunek o masie kilkudziesięciu kilogramów), mogą latać na pułapie zaledwie 50 metrów – zauważa „The Economist”.
Ataki Ukraińców na cele w Rosji: Dziś Ukraina atakuje dronami, jutro będą to Flamingi?
Pociski FP-5 Flaming mogą ułatwić atakowanie celów w głębi Rosji, w ramach kampanii, której celem jest m.in. ograniczenie rosyjskiego potencjału w zakresie produkcji ropy. Przedstawiciele Białego Domu ujawnili niedawno, że USA zdecydowały się przekazywać Ukrainie informacje wywiadowcze (a więc zapewne przede wszystkim materiały z rozpoznania satelitarnego), które pomogą w atakowaniu obiektów infrastruktury energetycznej w głębi Rosji.
Czytaj więcej
Ukraińska armia stara się wyprodukować pociski, które sięgną głębokiego rosyjskiego zaplecza. Ros...
Ukraińcy z produkującej pociski firmy Fire Point mają używać do produkcji pocisków FP-5 silników poradzieckich. Pocisk ma osiągać prędkość maksymalną do 950 km/h a do naprowadzania wykorzystuje nawigację satelitarną z systemem antyzakłóceniowym CRPA oraz układem bezwładnościowym, który czyni pocisk odpornym na zakłócenia radiowe. Pociski są wystrzeliwane z mobilnej platformy za pomocą wspomagającej rakiety startowej na paliwo stałe.
Jeden pocisk FP-5 Flaming ma kosztować ok. 500 tys. dolarów – a więc taniej niż pocisk Tomahawk (koszt jednego to 1-1,5 mln dolarów, w zależności od wersji). Tomahawk ma poza tym mniejszą głowicę niż Flaming, ale – z drugiej strony – jest bronią bardziej precyzyjną i trudniejszą do przechwycenia dla obrony przeciwrakietowej.