To świetnie, że rodzima lewica, zarówno SLD, jak i Twój Ruch, w odróżnieniu od prawicy jest proeuropejska. Nie ulega bowiem wątpliwości, że w naszym dobrze pojętym interesie leży wzmacnianie Unii. Im więcej integracji, tym więcej korzyści dla Polski. Im więcej sił politycznych, które w mądry sposób popierają europejski proces zjednoczeniowy, tym nasz głos jest lepiej na forum Europy słyszany.
Kto siedzi przy stole
O korzyściach z integracji przekonali się zresztą na własnej skórze sami Polacy, którzy dziś w przygniatającej większości są za głębszą integracją Unii. W niepamięć poszły strachy prawicy, która wmawiała Polkom i Polakom, że Unia odbierze nam naszą suwerenność. Że zniszczy wspólnotę i narodową kulturę. Że Niemcy wykupią ziemię, a Polska stanie się kolonią krajów Zachodnich.
Nie sprawdziły się także prognozy zachodnich eurosceptyków, którzy przestrzegali swoich wyborców, że przyjęcie Polski do UE oznaczać będzie same kłopoty, a „polski hydraulik" zaleje kraje starej, szacownej Unii. Przeciwnie: kryzys Europy wywołały nie kraje Europy Środkowej, ale Południa. Polska zaś stawiana była za wzór radzenia sobie z kryzysem.
Tę jakościową zmianę naszej sytuacji na arenie europejskiej rozumieją Polacy. Już wiedzą, że fakt, kto nas reprezentuje na europejskiej agorze, kto negocjuje warunki współpracy między krajami, czy też kto – najważniejsze – siedzi przy stole, gdzie rozdziela się unijne pieniądze, nie jest bez znaczenia. Przeciwnie: ma kluczowe znaczenie. Istotne jest i to, kto będzie nas reprezentował na forum Parlamentu Europejskiego, który zapowiada się pierwszym tak eurosceptycznym i antyeuropejskim w swej historii.
Czy Polska drużyna to będą osoby znane z tego, że są znane na rodzimym podwórku, czy też ci, którzy sprawdzili się już w boju, prezentując wysokie kompetencje i skuteczność? Czy będą to osoby mało przewidywalne, mogące przynieść nam kompromitację, jak czyniła to rodzima dyplomacja za czasów premierostwa Jarosława Kaczyńskiego, czy osoby, z których jako wspólnota będziemy dumni?