Grzebanie etosu lewicy

Czy lewica, która zdaje się igrać z inteligencją wyborców, przyjmując ?za dobrą monetę „politykę na celebrytę", nie kopie sobie wyborczego grobu? ?– pyta publicysta.

Publikacja: 13.02.2014 04:00

Kazimiera Szczuka wystartuje do Parlamentu Europejskiego z list Twojego Ruchu

Kazimiera Szczuka wystartuje do Parlamentu Europejskiego z list Twojego Ruchu

Foto: Fotorzepa

To świetnie, że rodzima lewica, zarówno SLD, jak i Twój Ruch, w odróżnieniu od prawicy jest proeuropejska. Nie ulega bowiem wątpliwości, że w naszym dobrze pojętym interesie leży wzmacnianie Unii. Im więcej integracji, tym więcej korzyści dla Polski. Im więcej sił politycznych, które w mądry sposób popierają europejski proces zjednoczeniowy, tym nasz głos jest lepiej na forum Europy słyszany.

Kto siedzi przy stole

O korzyściach z integracji przekonali się zresztą na własnej skórze sami Polacy, którzy dziś w przygniatającej większości są za głębszą integracją Unii. W niepamięć poszły strachy prawicy, która wmawiała Polkom i Polakom, że Unia odbierze nam naszą suwerenność. Że zniszczy wspólnotę i narodową kulturę. Że Niemcy wykupią ziemię, a Polska stanie się kolonią krajów Zachodnich.

Nie sprawdziły się także prognozy zachodnich eurosceptyków, którzy przestrzegali swoich wyborców, że przyjęcie Polski do UE oznaczać będzie same kłopoty, a „polski hydraulik" zaleje kraje starej, szacownej Unii. Przeciwnie: kryzys Europy wywołały nie kraje Europy Środkowej, ale Południa. Polska zaś stawiana była za wzór radzenia sobie z kryzysem.

Tę jakościową zmianę naszej sytuacji na arenie europejskiej rozumieją Polacy. Już wiedzą, że fakt, kto nas reprezentuje na europejskiej agorze, kto negocjuje warunki współpracy między krajami, czy też kto – najważniejsze – siedzi przy stole, gdzie rozdziela się unijne pieniądze, nie jest bez znaczenia. Przeciwnie: ma kluczowe znaczenie. Istotne jest i to, kto będzie nas reprezentował na forum Parlamentu Europejskiego, który zapowiada się pierwszym tak eurosceptycznym i antyeuropejskim w swej historii.

Czy Polska drużyna to będą osoby znane z tego, że są znane na rodzimym podwórku, czy też ci, którzy sprawdzili się już w boju, prezentując wysokie kompetencje i skuteczność? Czy będą to osoby mało przewidywalne, mogące przynieść nam kompromitację, jak czyniła to rodzima dyplomacja za czasów premierostwa Jarosława Kaczyńskiego, czy osoby, z których jako wspólnota będziemy dumni?

W pogoni za znanymi

Lewica, zarówno Millerowa, jak i Palikotowa dała już sygnał do boju o Europę. I przedstawiła kandydatów oraz hasła, pod jakimi chce ją zdobywać. Sęk w tym, że za lewicowym przekonaniem, że Unia Europejska to ważny element polskiej polityki wewnętrznej, i że lewica chce więcej Europy z korzyścią dla Polski, nie idzie chęć wystawienia mocnych i dobrze przygotowanych kandydatów do PE. A zatem ludzi, którzy – jak choćby Danuta Hübner czy Janusz Lewandowski – pokazali swoją polityczną i dyplomatyczną skuteczność. Dlaczego lewica poszła najłatwiejszą drogą, tworząc listy tak, jak gdyby był to spis osób mających jechać na bal znanych i lubianych w Brukseli, a nie do pracy w parlamencie zjednoczonej Europy?

Po pierwsze dlatego, że poziom sporu o Europę wyznacza Janusz Palikot. Lider Twojego Ruchu wie, że eurowybory dla niego to albo potwierdzenie pozycji na scenie politycznej w kraju, albo efektowne zakończenie kariery. Dlatego Palikot wciąga na listy ludzi, którzy są rozpoznawalni, choć niekoniecznie znani z tego, że zgłębili tajniki i mechanizmy działania Wspólnoty. Na liście Palikota natkniemy się więc i na znanego filozofa celebrytę i niespełnionego polityka Jana Hartmana, i feministkę, której udziału w tym korowodzie nie rozumiem, Kazimierę Szczukę.

Grono dobrze bawiących się białych sytych facetów w szwajcarskim kurorcie układało sobie listy do europarlamentu

Leszek Miller musiał więc zatańczyć tak, jak mu zagrał Palikot. I przebić Twój Ruch. Zaprosił więc na listy SLD jeszcze więcej ludzi, którzy dysponują tzw. rozpoznawalną twarzą: piłkarza Macieja Żurawskiego, byłą minister pracy z Samoobrony, a dziś panią-dobrą-radę Annę Kalatę, celebrytkę Weronikę Marczuk-Pazurę, która zasiadała jako jurorka w jakimś tanecznym programie. Oczywiście można zrozumieć startujących: nic nie tracą, a mogą sporo zyskać. Ale nie można pojąć strategii doświadczonej partii, która nic nie zyskuje dzięki takim kandydaturom, a może jedynie stracić wiarygodność.

Po drugie, zarówno Twój Ruch, jak i SLD walczą o przywództwo na lewicy. Ten zaś, kto odniesie lepszy wynik w eurowyborach, będzie mógł odtrąbić sukces oraz obwieścić Polakom, że jest jedyną na lewicy siłą zdolną wygrywać wybory. Dlatego w boju między SLD a TR nie o Europę idzie, ale o rywalizację, kto ma reprezentować rodzimą lewicę. Stąd plejada osobliwości niepolitycznych, zarówno na liście SLD, jak i TR. Sęk w tym, że to, jakich lewica wystawia kandydatów do boju o europarlament, niewiele mówi o samych kandydatach. Wszystko za to mówi o SLD i Twoim Ruchu. A jest to wiadomość: „mamy kryzys lewicowej tożsamości".

Narada męskiej partii

Czy jednak lewica, która zdaje się igrać z inteligencją wyborców, przyjmując za dobrą monetę „politykę na celebrytę", nie kopie sobie wyborczego grobu? W krótkiej perspektywie zarówno TR, jak i Sojusz gwarantuje sobie rozgłos, podejmując takie decyzje personalne. Sęk w tym, czy przyjmując opisaną strategię, lewica nie potwierdza, że nie ma najmniejszego zamiaru budować w Polsce trwałej bazy politycznej? Że tylko miota się między elektoratem socjalnym (SLD), drobnych przedsiębiorców (dawny Ruch Palikota) a celebryckim (SLD&TR)?

Trzeba przyznać, że lewica, także w nadchodzących wyborach do europarlamentu potwierdza, że na gruncie retorycznym odrobiła lekcję z kanonu wartości socjaldemokratycznych. Jednak na gruncie praktycznym prezentuje działania, które odrzucają od niej ludzi pracy, wykluczonych, bezrobotnych... Co do diabła, myśli sobie bezrobotny, mam wspólnego z celebrytką Weroniką Marczuk-Pazurę, gwiazdą programu tanecznego?

Dobrym świadectwem odklejenia liderów lewicy od zasadniczej bazy socjalnej było zdjęcie, na którym widać było grono dobrze bawiących się białych sytych facetów (Kwaśniewski-Siwiec-Palikot-Kalisz-Kwiatkowski). W szwajcarskim kurorcie panowie spokojnie układali sobie listy do europarlamentu. Mało, że była to narada męskiej partii walczącej ponoć o równouprawnienie i opowiadającej się za zwiększonym udziałem kobiet w polityce, to jeszcze miała miejsce w Davos, który polskiemu wyborcy kojarzy się z targowiskiem próżności.

Polska lewica Palikotowa wciąż sądzi, że może reprezentować klasy pracujące, wykluczonych, ludzi zepchniętych na margines, popijając w tym samym czasie szampana i jedząc kawior. Pytanie tylko, czy wyborcy okażą dla takiej postawy tyle samo zrozumienia, co jej pomysłodawcy i stratedzy z TR?

Umywanie rąk

Ale wybory do europarlamentu pokazują coś jeszcze. Lewica ostatnie dwa lata przespała, dając do zrozumienia, że nie ma dziś na siebie pomysłu ani na podwórku europejskim (poza zużytymi hasłami: „Więcej Europy"), ani krajowym. Dlatego, by przeżyć na politycznym pastwisku, wciąga w orbitę „znanych i lubianych", by ją reprezentowali. Ci jednak oferują w zamian chwilowe zainteresowanie wyborców. I to zainteresowanie w rodzaju „ciekawostki przyrodniczej", bez gwarancji przełożenia jej na wyborczy sukces. Czyż lewica, która tak walczyła z postpolityką, dziś nie idzie dalej, proponując wyborcom pop-politykę?

Sięganie po tzw. osobowości życia publicznego pokazuje więc ideowy i personalny deficyt. A dokładniej mówiąc, lewica – zarówno ta od Palikota, jak i od Millera – nie rozwiązała zasadniczych sprzeczności ideowych, które uosabia sam lider SLD. Z jednej strony chce być liderem wykluczonych i pokrzywdzonych, z drugiej, jako premier, chciał wprowadzać podatek liniowy, za co był noszony na rękach przez prezesów z Business Centre Club.

Jakby tego wszystkiego było mało, cieniem na dzisiejszej lewicy – i tej spod znaku Aleksandra „Odnowiciela" Kwaśniewskiego (Europa Plus), i tej Leszka „Kanclerza" Millera, kładzie się sprawa tajnych więzień CIA. Od Kiejkut konsekwentnie, acz mało wiarygodnie, obaj panowie umywają dziś ręce.

I tak oto – jakkolwiek by paradoksalnie to zabrzmiało – mamy obecnie w Polsce antylewicową lewicę, która na ołtarzu celebryctwa i pop-polityki grzebie resztki socjaldemokratycznego etosu.

Paradoksalnie, im więcej znaków na niebie sprzyjających lewicy, a więc kryzys gospodarczy, trudna sytuacja na rynku pracy, rosnące w siłę nacjonalizmy, tym jaśniejsze się staje, że rodzima lewica nie ma na siebie żadnego pomysłu. Czyż więc zbliżające się wybory do europarlamentu nie okażą się jedynie potwierdzeniem jej programowej i personalnej słabości?

Autor jest filozofem i publicystą, ?szefem Instytutu Obywatelskiego ?(think tanku PO)

To świetnie, że rodzima lewica, zarówno SLD, jak i Twój Ruch, w odróżnieniu od prawicy jest proeuropejska. Nie ulega bowiem wątpliwości, że w naszym dobrze pojętym interesie leży wzmacnianie Unii. Im więcej integracji, tym więcej korzyści dla Polski. Im więcej sił politycznych, które w mądry sposób popierają europejski proces zjednoczeniowy, tym nasz głos jest lepiej na forum Europy słyszany.

Kto siedzi przy stole

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?