Wysyp antykremlowskich jastrzębi

Zmiana nastawienia rządzącej Platformy wobec Moskwy nie jest rezultatem jakiegoś spektakularnego odkrycia. To tylko dostosowanie się do bieżącej koniunktury międzynarodowej. Skoro Barack Obama i Angela Merkel wygrażają Putinowi, to i Donald Tusk może się pobawić w twardziela ?– pisze publicysta „Rzeczpospolitej".

Publikacja: 14.04.2014 02:13

Wysyp antykremlowskich jastrzębi

Od kilku miesięcy Platforma Obywatelska ma kłopot: Rosja się zmieniła. Jak przekonują politycy partii rządzącej i wspierający ją publicyści, kiedyś z Moskwą można było układać dobrosąsiedzkie relacje, a teraz mamy do czynienia z agresywnym mocarstwem wymagającym twardego postępowania z nim. Czy aby na pewno?

Kiedy w 2007 roku Platforma wygrała wybory parlamentarne, wspierające ją media ogłosiły koniec nocy pisowskiej i nadejście lepszych czasów. Także w polityce zagranicznej,  zwłaszcza wschodniej. I rzeczywiście, ekipa Donalda Tuska wykonała rozmaite gesty mogące świadczyć o tym, że  postawiła na naprawę stosunków polsko-rosyjskich. Warszawa przestała blokować rozmowy w sprawie zawarcia umowy o partnerstwie i współpracy między Unią Europejską a Rosją. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Moskwa zniosła, wprowadzone w okresie rządów PiS, embargo na import polskiego mięsa. Dodatkowo optymizmem miał nastrajać fakt, że następcą Władimira Putina został kreowany na pragnącego ocieplać kontakty z Zachodem liberała Dmitrij Miedwiediew.

Argumentem za liberalizacją reżimu rosyjskiego szczególnie się chyba przejął Tomasz Lis. Niedawno, pod koniec lutego, broniąc linii ekipy Tuska sprzed pięciu, sześciu lat, ironizował na łamach „Newsweeka": „Wybitni eksperci PiS od polityki wschodniej abstrahują od tego, że prezydentem był wtedy Dmitrij Miedwiediew i zdawało się, że jest zdeterminowany, by Rosji nadać inny kierunek rozwoju. Radykalna zmiana w Rosji nastąpiła wtedy, gdy prezydentem znowu został Putin".

Atak na Gruzję ?i ślepy snajper

Lis chyba liczy na krótką pamięć czytelników kierowanego przez siebie tygodnika. Warto jednak przypomnieć, że w roku 2008 sprawy się miały inaczej, niż twierdzi. Otóż liberalizm Miedwiediewa był w dużym stopniu piarowskim zabiegiem moskiewskiego politycznego establishmentu, nieznajdującym pokrycia w faktach.

Kiedy Miedwiediew był jeszcze tylko prezydentem elektem, Kreml wyrażał sprzeciw wobec włączenia Ukrainy i Gruzji do planu działań na rzecz członkostwa w NATO (MAP). Ale już cztery miesiące później – gdy Miedwiediew sprawował swoją funkcję – Rosja zaatakowała Gruzję. I osiągnęła zamierzony skutek, tworząc pod swoim protektoratem z dwóch gruzińskich prowincji – Osetii Południowej i Abchazji – marionetkowe republiki. Miedwiediew używał wówczas takiej samej agresywnej retoryki, jaką dzisiaj w kontekście anszlusu Krymu stosuje Putin.

Liberalizm Miedwiediewa był piarowskim zabiegiem moskiewskiego establishmentu

Czy czegoś to nauczyło rząd Tuska? Chyba tylko ciężkiego poczucia humoru. Przypomnijmy osławione komentarze prominentnych polityków Platformy do przebiegu wizyty Lecha Kaczyńskiego w Gruzji w listopadzie 2008 roku. Micheil Saakaszwili chciał pokazać polskiemu prezydentowi, że rosyjskie wojska przebywają w miejscach, w których – zgodnie z porozumieniem pokojowym – nie powinny przebywać. Kolumna samochodów z przywódcami Polski i Gruzji udała się więc na osiedle przy granicy z Osetią, a kiedy tam przybyła, rozległy się strzały i musiała zawrócić. Bronisław Komorowski wówczas szydził: „Jeżeli to był zamach, to powiedziałbym: jaka wizyta, taki zamach, bo z 30 metrów nie trafić w samochód, to trzeba ślepego snajpera". Podobny respekt wobec głowy państwa polskiego wyraził Radosław Sikorski w słowach: „Prezydent powinien zachować trzeźwość oceny, a nie zgrywać zucha, wałęsając się gdzieś po górach Kaukazu".

Nic zatem dziwnego, że ekipa Tuska nadal wykorzystywała politykę wschodnią w swojej rywalizacji z Lechem Kaczyńskim i PiS. Rząd wspólnie ze stroną rosyjską doprowadził do tego, że polski prezydent został wyłączony z udziału w głównych uroczystościach 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. W świat szedł następujący przekaz: odpowiedzialni polscy politycy z PO potrafią ułożyć swoje relacje z Moskwą, zawalidrogą jest tylko awanturniczy rusofob, który się pcha tam, gdzie go nikt nie chce.

Bajki o pojednaniu

Zachowanie władz rosyjskich tuż po katastrofie smoleńskiej również nie przyniosło zmian, jeśli chodzi o kurs ekipy Tuska, która pozwoliła Moskwie przejąć śledztwo w sprawie tego wydarzenia. MAK z Tatianą Anodiną na czele wytrwale pracował nad swoim – hańbiącym dobre imię gen. Andrzeja Błasika i kompromitującym, pod względem wizerunkowym, Polskę – raportem. Tymczasem przedstawiciele polskiego rządu oraz sekundujący im klakierzy z nadwiślańskiego mainstreamu kultury i mediów opowiadali bajki o pojednaniu polsko-rosyjskim i znaczącym wkładzie w to pojednanie moskiewskiej politycznej elity, w tym ówczesnego prezydenta Rosji.

W maju 2010 roku w polskich mediach głośno było o wywiadzie udzielonym przez Miedwiediewa  dziennikowi „Izwiestia". Na podstawie wyrwanych z kontekstu wypowiedzi ówczesnego rosyjskiego prezydenta wysnuwano wniosek, że polityk ten chce rewidować dotychczasową politykę historyczną Kremla.

Tyle że po przeczytaniu całości materiału można było dojść do nieco odmiennego wniosku: Miedwiediew serwował wieloznaczny przekaz, w którym znalazło się miejsce i na banalną marchewkę, czyli przyznanie, że ZSRR był państwem totalitarnym, i na sprawdzony kij w rodzaju stwierdzenia, że należy dawać odpór tym, którzy deprecjonują zasługi Armii Czerwonej w rozgromieniu III Rzeszy (czytaj: inicjują usuwanie z centrów miast polskich czy estońskich pomników czerwonoarmistów jako okupantów).

Pół roku później Tomasz Lis miał okazję przeprowadzić dla TVP rozmowę z ówczesną głową państwa rosyjskiego. Nie zadał Miedwiediewowi żadnego trudnego pytania. Można było odnieść wrażenie, że bardziej się zatroszczył o utrwalenie narracji o polsko-rosyjskim pojednaniu, niż wykonał to, co do dziennikarza należy (nikt od niego nie oczekiwał, że okaże się polskim odpowiednikiem Oriany Falacci, ale przynajmniej jedno kłopotliwe pytanie mógł zadać).

Uderzyć się w piersi

Zamiast zatem wmawiać Polakom w żywe oczy nieprawdę o tym, że Rosja się zmieniła, a rząd Tuska działa konsekwentnie, politycy Platformy i wspierający ją publicyści powinni byli przyznać się do swoich błędów tudzież do swojej winy.

Oczywiście nie sposób się spodziewać, że ktokolwiek z nich na taki ruch się zdobędzie. Zmiana nastawienia wobec Moskwy i nagły wysyp w obozie prezydencko-rządowym szermujących zimnowojenną retoryką, antykremlowskich jastrzębi nie jest przecież rezultatem jakiegoś spektakularnego odkrycia. To tylko dostosowanie się do bieżącej koniunktury międzynarodowej. Skoro Barack Obama i Angela Merkel wygrażają Władimirowi Putinowi – zresztą na razie bez efektów – to i Donald Tusk może się pobawić w twardziela.

Od kilku miesięcy Platforma Obywatelska ma kłopot: Rosja się zmieniła. Jak przekonują politycy partii rządzącej i wspierający ją publicyści, kiedyś z Moskwą można było układać dobrosąsiedzkie relacje, a teraz mamy do czynienia z agresywnym mocarstwem wymagającym twardego postępowania z nim. Czy aby na pewno?

Kiedy w 2007 roku Platforma wygrała wybory parlamentarne, wspierające ją media ogłosiły koniec nocy pisowskiej i nadejście lepszych czasów. Także w polityce zagranicznej,  zwłaszcza wschodniej. I rzeczywiście, ekipa Donalda Tuska wykonała rozmaite gesty mogące świadczyć o tym, że  postawiła na naprawę stosunków polsko-rosyjskich. Warszawa przestała blokować rozmowy w sprawie zawarcia umowy o partnerstwie i współpracy między Unią Europejską a Rosją. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Moskwa zniosła, wprowadzone w okresie rządów PiS, embargo na import polskiego mięsa. Dodatkowo optymizmem miał nastrajać fakt, że następcą Władimira Putina został kreowany na pragnącego ocieplać kontakty z Zachodem liberała Dmitrij Miedwiediew.

Pozostało 83% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Polska prezydencja w Unii bez Kościoła?
Opinie polityczno - społeczne
Psychoterapeuci: Nowy zawód zaufania publicznego
analizy
Powódź i co dalej? Tak robią to Brytyjczycy: potrzebujemy wdrożyć nasz raport Pitta
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: Religię w szkolę zastąpmy nowym przedmiotem – roboczo go nazwijmy „transcendentalnym”
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką