Po rekonstrukcji rządu najbardziej żal mi prof. Adama Bodnara, który musiał się pożegnać ze stanowiskiem ministra sprawiedliwości – prokuratora generalnego.
Dlaczego Adama Bodnara nie lubi opozycja? Czyli jak „bodnarowcy” prześladują „więźniów politycznych”
Adam Bodnar odchodzi w aurze – niesłusznie, moim zdaniem – przegranego. W istocie nie udało mu się zaspokoić oczekiwań najtwardszych zwolenników Koalicji Obywatelskiej z jednej strony. Z drugiej zaś stał się wrogiem publicznym numer jeden dla opozycji, która nawet od jego nazwiska ukuła sformułowanie „bodnarowcy” na określenie prokuratorów prowadzących śledztwa w sprawie afer za poprzednich rządów.
Nie, wcale nie twierdzę, że Adam Bodnar jest symetrystą. Po prostu dostał zadanie, którego nie dało się wypełnić, nie wyrzekając się wszystkich zasad, które stały za nim wcześniej. Wszak do życia publicznego wszedł jako obrońca słabszych i pokrzywdzonych, jako znany prawnik z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Potem został rzecznikiem praw obywatelskich, którego misją jest wstawiać się za obywatelami pokrzywdzonymi działaniami bezdusznych organów państwa, zwracać uwagę na systemowe problemy, skarżyć ustawy do Trybunału Konstytucyjnego (póki to jeszcze miało sens). Z takim bagażem Bodnar nie mógł stać się Zbigniewem Ziobrą à rebours. A tego domagała się od niego część elektoratu. Ta część nie oczekiwała sprawiedliwości, ona chciała zemsty. Bodnar przyszedł jednak przywrócić praworządność, a nie mścić się na poprzednikach. I starał się pewnych granic nie przekraczać.
Czytaj więcej
Prezydent nie może uzależniać wręczenia nominacji na stanowisko ministra sprawiedliwości-prokurat...