Reklama

Michał Szułdrzyński: Adam Bodnar ofiarą polityki, w której nie ma miejsca na kompromis

Choć opozycja widziała w ministrze sprawiedliwości twórcę aparatu represji, Adam Bodnar nie chciał zostać Bogiem Zemsty, czego oczekiwała od niego część wyborców PO i koalicji 15 października. W efekcie nie zadowolił nikogo.

Publikacja: 24.07.2025 15:48

Adam Bodnar

Adam Bodnar

Foto: PAP/Marcin Obara

Po rekonstrukcji rządu najbardziej żal mi prof. Adama Bodnara, który musiał się pożegnać ze stanowiskiem ministra sprawiedliwości – prokuratora generalnego.

Dlaczego Adama Bodnara nie lubi opozycja? Czyli jak „bodnarowcy” prześladują „więźniów politycznych”

Adam Bodnar odchodzi w aurze – niesłusznie, moim zdaniem – przegranego. W istocie nie udało mu się zaspokoić oczekiwań najtwardszych zwolenników Koalicji Obywatelskiej z jednej strony. Z drugiej zaś stał się wrogiem publicznym numer jeden dla opozycji, która nawet od jego nazwiska ukuła sformułowanie „bodnarowcy” na określenie prokuratorów prowadzących śledztwa w sprawie afer za poprzednich rządów.

Nie, wcale nie twierdzę, że Adam Bodnar jest symetrystą. Po prostu dostał zadanie, którego nie dało się wypełnić, nie wyrzekając się wszystkich zasad, które stały za nim wcześniej. Wszak do życia publicznego wszedł jako obrońca słabszych i pokrzywdzonych, jako znany prawnik z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Potem został rzecznikiem praw obywatelskich, którego misją jest wstawiać się za obywatelami pokrzywdzonymi działaniami bezdusznych organów państwa, zwracać uwagę na systemowe problemy, skarżyć ustawy do Trybunału Konstytucyjnego (póki to jeszcze miało sens). Z takim bagażem Bodnar nie mógł stać się Zbigniewem Ziobrą à rebours. A tego domagała się od niego część elektoratu. Ta część nie oczekiwała sprawiedliwości, ona chciała zemsty. Bodnar przyszedł jednak przywrócić praworządność, a nie mścić się na poprzednikach. I starał się pewnych granic nie przekraczać.

Czytaj więcej

Czy prezydent może odmówić powołania Waldemara Żurka? Wyjaśniamy
Reklama
Reklama

Dlaczego Adam Bodnar nie chciał zostać antypisowskim Bogiem Zemsty?

Ale nie zawsze mu się to udawało. W najgłośniejszej sprawie zatrzymania ks. Michała Olszewskiego raport obecnego rzecznika praw obywatelskich wykazał liczne nieprawidłowości i niehumanitarne traktowanie. I choć wykluczył stosowanie tortur, to już wielogodzinne przesłuchania były pokazem siły nowego rządu. Zresztą wielomiesięczny areszt również nosił znamiona aresztu przedłużanego na polityczne zamówienie, a nie zwykłego środka zapobiegawczego. Ostatecznie sąd nakazał wypuszczenie ks. Olszewskiego z aresztu. Podkreślmy: tu w ogóle nie chodzi o winę księdza, którą rozstrzygnie sąd. Chodzi o dysproporcję pomiędzy siłą stosowaną przez państwo wobec podejrzanego a jego prawami jako człowieka i obywatela.

Skład zrekonstruowanego rządu Donalda Tuska

Skład zrekonstruowanego rządu Donalda Tuska

Foto: PAP

Takich przypadków było więcej, a one wszystkie idą na konto Bodnara jako prokuratora generalnego. W efekcie dla opozycji był przywódcą siepaczy zamykających więźniów politycznych – co było oczywiście przesadą. Ale dla najbardziej radykalnych wyborców KO był mięczakiem, który nie odważył się zostać Bogiem Zemsty. 

Podobnie miała się sprawa z ważnością wyborów. Bodnar zarządził śledztwa, które nie wykazały jednak, że wybory zostały w sposób masowo i systemowo sfałszowane, choć były liczne nieprawidłowości w pracach komisji. Wystąpił przed nieuznawaną za sąd Izbą Kontroli Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego, ale nie wnioskował o uznanie nieważności wyboru Karola Nawrockiego. Choć później w liście do marszałka Sejmu Szymona Hołowni podkreślał wątpliwości prawne związane z orzekaniem o ważności wyborów przez nieuznawaną izbę SN. W efekcie – znowu – nikogo nie zadowolił.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Po decyzji SN w sprawie wyborów prezydenckich. Polska musi iść do przodu

Po zwycięstwie Karola Nawrockiego dalsza misja Adama Bodnara nie miała sensu

Bodnar nawet był gotów negocjować z prezydentem Andrzejem Dudą poprawki do ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa, by mieć pewność, że prezydent ją podpisze i będzie się dało ruszyć do przodu z reformą wymiaru sprawiedliwości. Ale wtedy premier Donald Tusk uznał, że nie można z oskarżanym o łamanie konstytucji i naruszanie praworządności prezydentem niczego negocjować. Ustalone z Dudą poprawki odrzucono, więc prezydent ustawę wysłał do Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. Tusk nie chciał żadnych negocjacji z Dudą, żeby pokazać, iż prezydent wszystko wetuje i zmobilizować w ten sposób wyborców do głosowania na Rafała Trzaskowskiego.

Reklama
Reklama

Liczył, że po wygranej prezydent Trzaskowski podpisze ustawy sądowe i reforma ruszy do przodu. Tylko że Trzaskowski przegrał, a szanse na odwrócenie zmian w sądownictwie wprowadzonych przez Ziobrę zostały pogrzebane razem z ambicjami prezydenta Warszawy.

W związku z tym dalsza misja Adama Bodnara nie miała sensu. Odchodzi z rządu jako największy przegrany tej rekonstrukcji. Niesłusznie. Bo robił, co mógł, by zaspokoić sprzeczne oczekiwania, a równocześnie by mógł bez wyrzutów sumienia patrzeć w lustro. Czy to przegrana? Chyba nie.

Po rekonstrukcji rządu najbardziej żal mi prof. Adama Bodnara, który musiał się pożegnać ze stanowiskiem ministra sprawiedliwości – prokuratora generalnego.

Dlaczego Adama Bodnara nie lubi opozycja? Czyli jak „bodnarowcy” prześladują „więźniów politycznych”

Pozostało jeszcze 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Prekonstrukcja rządu. Jak Donald Tusk może jeszcze uratować władzę
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Protesty antyimigranckie, czyli czy górale zatęsknią za arabskimi turystami?
Opinie polityczno - społeczne
„To byli i są nasi chłopcy”. Widzieliśmy wystawę w Muzeum Gdańska
Opinie polityczno - społeczne
Niezauważalne sukcesy rządu. Dlaczego ekipa Donalda Tuska sprzedaje tylko złe wiadomości?
Opinie polityczno - społeczne
Na decyzji Andrzeja Dudy w sprawie Roberta Bąkiewicza zyska Konfederacja
Reklama
Reklama