Estera Flieger: Polska nie ma już wyjścia – musi sprawę ludobójstwa na Wołyniu szybko załatwić

Po 24 lutego 2022 r. Polska się zmieniła: wraz z rolą, jaką odegrała na arenie międzynarodowej, pojawiły się duma i aspiracje. Dlatego Wołyń nie jest dziś wyłącznie sprawą przeszłości: coraz szerzej oczekiwanie załatwienia tej sprawy jest kwestią z porządku tu i teraz.

Publikacja: 07.09.2024 06:28

Dmytro Kułeba i Radosław Sikorski w czasie Campusu Polska Przyszłości

Dmytro Kułeba i Radosław Sikorski w czasie Campusu Polska Przyszłości

Foto: PAP, Tomasz Waszczuk

Podczas Campusu Polska Przyszłości jedna z uczestniczek zapytała ministra spraw zagranicznych Ukrainy o to, kiedy Polska będzie mogła ekshumować i godnie pochować ofiary ludobójstwa na Wołyniu. Odpowiadając, Dmytro Kułeba zaczął mówić o akcji „Wisła”, właściwie zrównując oba wydarzenia, a ponadto w tym właśnie kontekście polskie ziemie określił mianem ukraińskich. W jego ocenie nie powinno się „grzebać w historii”, bo nie służy to polsko-ukraińskiemu dialogowi. Przestrzegł przed rosyjską prowokacją i zaapelował o pozostawienie historii historykom.

Przypomnijmy: Wołyniem skrótowo nazywamy zbrodnie, których na terenie województwa wołyńskiego i w Galicji Wschodniej w latach 1943–1945 dopuścili się nacjonaliści z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN, frakcja Stepana Bandery) i Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Zginęło wówczas – niekiedy z rąk własnych sąsiadów – ok. 100 tys. Polaków. Z kolei „Wisła” to kryptonim akcji, którą władze polskie przeprowadziły w 1947 roku, przymusowo przesiedlając ponad 140 tys. Ukraińców i Łemków z terenów wzdłuż południowej i wschodniej granicy kraju na ziemie zachodnie i północne.

Czytaj więcej

Jarosław Kuisz: Intelektualna pustka wobec Wschodu

Z sytuacji, która miała miejsce na Campusie w Olsztynie – i na podstawie reakcji, z jakimi się spotkała – można wyciągnąć co najmniej pięć wniosków.

Wołyń jest ważny. Dla wszystkich

Po 24 lutego 2022 roku Polska się zmieniła: wraz z rolą, jaką odegrała na arenie międzynarodowej, pojawiły się duma i aspiracje. Dlatego Wołyń nie jest dziś wyłącznie sprawą głębokiej przeszłości: coraz szerzej oczekiwanie załatwienia tej sprawy jest kwestią z porządku tu i teraz. Polacy chcą szacunku partnerów i oczekują sprawczości od własnego państwa.

Serwis Polityka w sieci przeanalizował komentarze, które pojawiły się w mediach społecznościowych zaraz po wypowiedzi Dmytra Kułeby: 98 proc. miało negatywny charakter, internauci wyrażali takie emocje jak: złość i oburzenie (60 proc.) oraz frustracja i rozczarowanie (20 proc.), w mniejszym stopniu pogardę i nienawiść (8 proc.) oraz lęki i niepokój (2 proc.).

Po słowach Kułeby wszystko się zmienia: po raz pierwszy premier zajął w tej sprawie tak twarde, jednoznaczne stanowisko. Nie zrobiłby tego, jeśli nie uznałby tematu za ważny dla wyborców

Można oczywiście założyć, że temat angażował osoby wyłącznie o prawicowych poglądach, ale byłaby to hipoteza karkołomna i nie wytrzymałaby zderzenia z rzeczywistością. W diagnozie myli się też Marek Sawicki z PSL, który w RMF FM powiedział, że „młodzież, która uczestniczyła w tym Campusie, nie zareagowała w sposób właściwy”. Polityk nie zauważył, że uczestniczka imprezy, która zadała pytanie o Wołyń, została nagrodzona za to przez rówieśników brawami. I znów: profil uczestnika Campusu Polska Przyszłości z pewnością nie jest prawicowy.

W 2018 roku prezydent Andrzej Duda wykonując wymowny gest złożenia wieńca na polu, w miejscu zbiorowego pochówku ofiar, stał się obiektem niezrozumiałych kpin. W tym roku 19 lipca odnotowałam w „Rzeczpospolitej”, że Donald Tusk w 81. rocznicę rzezi wołyńskiej nie zabrał głosu. Po słowach Kułeby wszystko się zmienia: po raz pierwszy premier zajął w tej sprawie tak twarde, jednoznaczne stanowisko. Nie zrobiłby tego, jeśli nie uznałby tematu za ważny dla wyborców. Wołyń przestaje być domeną prawicy (która przecież wobec Ukrainy prowadziła w ostatnich dwóch latach politykę jednak spolegliwą) ani nie polaryzuje. Co więcej, obóz liberalny zaczyna mówić językiem, który na samym początku wojny zdecydowanie potępiał (a więc dosyć śmiałe uzależnianie pomocy Ukrainie od sprawy Wołynia). Już w lutym resort edukacji musiał odrzucić wychwyconą przez portal Historia.org.pl propozycję wykreślenia z podstawy programowej określenia zbrodni na Wołyniu jako ludobójstwa. Minister Radosław Sikorski krytykowany (również przez koalicjanta z PSL) za to, że nie reagował, siedząc zaraz obok Kułeby, poczuł się zobowiązany do opublikowania we wtorek na X krótkiego nagrania: „Naszym rodakom należy się pochówek, Ukraina musi także zrozumieć ciemniejsze karty swojej historii (…). To Polska będzie decydowała o zamykaniu kolejnych rozdziałów negocjacji Ukrainy z Unią Europejską, więc lepiej, żeby Ukraina załatwiła tę sprawę jak najszybciej w duchu wdzięczności Polsce za to, co dzisiaj dla niej robimy”.

Czytaj więcej

Estera Flieger: Problemy z pamięcią. Wołyń i Jedwabne

Trudno nie zgodzić się z Danielem Szeligowskim z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, który zauważył, że „w Polsce prawdopodobnie tworzy się konsensus głównych sił politycznych, że rozwiązanie sporu historycznego będzie warunkiem przystąpienia Ukrainy do UE”.

Sprawą Wołynia Donald Tusk walczy dziś o rząd dusz

Skąd jeszcze zmiana u Tuska? – Pan wicepremier Kosiniak-Kamysz nie odkrył Ameryki. Ukraina nie będzie członkiem Unii Europejskiej bez polskiej zgody. Ukraina musi spełniać standardy, a one są wielorakie. To nie tylko kwestia handlu i granicy. To jest też kwestia standardów kulturowo-politycznych. Nie byłoby UE bez prawdy i pojednania między Niemcami a Francuzami, Niemcami a Polakami. Nawet jeśli nadal są uzasadnione oczekiwania wobec Niemców, to generalnie pojednanie polsko-niemieckie było oparte na bazie prawdy historycznej – powiedział premier Donald Tusk, komentując słowa Kułeby po tym, jak wcześniej zrobił to Władysław Kosiniak-Kamysz.

Czytaj więcej

Szef MSZ Ukrainy mówił o Wołyniu. Polska stawia Ukrainie warunek ws. członkostwa w UE

Oprócz opinii publicznej (a Donald Tusk raczej wie, gdzie jest dziś centrum, podążając za nim jak roślina za światłem), to lider ludowców zmitygował szefa koalicyjnego rządu do zabrania głosu w sprawie Wołynia. W koalicji rządzącej wyraźnie trwa walka o rząd dusz: Władysław Kosiniak-Kamysz ma ewidentnie ochotę na prowadzenie polityki historycznej, by w ten sposób się zbudować; Donald Tusk jest więc zmuszony do tego, by nie oddać mu pola, na które sam do tej pory wchodził z rzadka i ostrożnie. Obserwowaliśmy to niedawno przy okazji powrotu sporu o Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, kiedy to ostatecznie Tusk przychylił się do stanowiska Kosiniaka-Kamysza. Ponadto w temacie wychowania patriotycznego czy kanonu lektur wciąż iskrzy na linii PSL–MEN. Niespodziewanie polityka historyczna stała się barometrem nastrojów w koalicji.

Nie dajmy się nabrać na dymisję Dmytro Kułeby

Analitycy Polityki w sieci zwrócili uwagę m.in. na to, że internauci poczuli się oburzeni relatywizacją wydarzeń historycznych, inni zaś krytykowali polskich polityków za nie dość stanowczą reakcję, a przy okazji wyrażali niechęć w kwestii kierunku polityki wobec Ukrainy. Ten wrzód trzeba więc przeciąć – szybko i sprawnie. Z dwóch powodów, których wspólnym mianownikiem jest Moskwa: nie byłoby dobrze, aby Wołyń stał się w kraju, jak i poza jego granicami zarzewiem konfliktu pomiędzy Ukraińcami i Polakami, a w ten sposób paliwem dla środowisk, jeśli nie jawnie prorosyjskich, to co najmniej radykalnych.

Minister spraw zagranicznych Ukrainy przyjechał do Polski i po prostu robił politykę historyczną

Jest odwrotnie niż twierdzi Kułeba. Kreml na samym początku wojny chciał poróżnić Polskę i Ukrainę, sięgając po kartę Wołynia: np. we wrześniu 2022 roku FSB opublikowała wcześniej nieznane materiały, które na temat rzezi zebrał radziecki wywiad, jednocześnie nie mogąc potwierdzić ich autentyczności. Ale właśnie jedynym sposobem, by wytrącić Rosjanom tę kartę z ręki, jest osiągnięcie porozumienia w sprawie ekshumacji i pochówku polskich ofiar.

Państwo polskie nie ma alternatywy – musi sprawę Wołynia załatwić. Błędem będzie, jeśli politycy pozwolą sobie mydlić oczy dymisją Dmytro Kułeby: eksperci zwracają uwagę na to, że była spodziewana od miesięcy i nie ma związku ze słowami, które padły na Campusie w Olsztynie.

Ukraińcy i Niemcy pokazują nam, jak robić politykę historyczną

Dmytro Kułeba bardzo dobrze wiedział, że słuchają go Ukraińcy, których optyka historyczna jest zgoła inna niż polska. Czy polscy politycy jasno komunikują w Kijowie, że sami znajdują się pod presją własnych obywateli, z których zdaniem muszą się w sprawie Wołynia liczyć?

Czytaj więcej

Polityka historyczna. Bolesna lekcja od Niemiec

Ponad miesiąc wcześniej Konsulat Generalny Niemiec w Gdańsku zorganizował uroczystość upamiętniającą 80. rocznicę zamachu w Wilczym Szańcu, podczas której prof. Norbert Lammert, były przewodniczący Bundestagu, a dziś prezes Fundacji im. Konrada Adenauera, mówił o tym wydarzeniu jako o „powstaniu”, również wywołując szeroki sprzeciw. Co łączy oba wydarzenia? Minister spraw zagranicznych Ukrainy przyjechał do Polski i po prostu robił politykę historyczną. Podobnie jak Lammert. Kiedy my sami wreszcie zaczniemy ją robić na arenie międzynarodowej? Może więc uczmy się już nie tylko od Niemców, ale i Ukraińców? Choć może niekoniecznie podążając wzorem fałszowania obrazu przeszłości, za to bez wstydu i stanowczo.

W sprawie Wołynia potrzebna jest synchronizacja działań państwa

Wypowiedzi takie jak ministra Kułeby są szkodliwe dla samego Kijowa. Byłoby dobrze, aby Kijów zrozumiał, że dla swojego własnego dobra powinien zmierzyć się z trudną przeszłością i uszanować polskie oczekiwania, które są jak najbardziej uprawnione. Tak jak wchodząca do Unii Europejskiej Polska, stając się przy tym prymusem, dyskutowała o Jedwabnem. Nie porównuję obu wydarzeń, zauważam jedynie, że Ukraina potrzebuje własnego Jana Tomasza Grossa i podobnej narodowej debaty.

Wróćmy na chwilę do konfliktu o to, czy ukraińscy uczniowie w polskich szkołach mają uczyć się o ludobójstwie na Wołyniu. Jego stronami byli politycy PSL i MEN. Niezrozumiałe pozostaje to, że w Ministerstwie Edukacji Narodowej w ogóle się nad tym zastanawiano. Dlaczego rezygnować z płaszczyzny dla wymiany poglądów i wyposażenia ukraińskich uczniów w wiedzę, z którą wrócą kiedyś do własnych szkół? Kilka miesięcy temu miałam okazję prowadzić spotkanie z Mykołą Riabczukiem, ukraińskim eseistą: mówił o tym, że Ukraińcy coraz częściej internalizują historię I Rzeczypospolitej. Wykorzystajmy tę otwartość na rozmowę o przeszłości w każdym jej aspekcie, stopniowo dodając do niej kolejne wątki. Tak jak robią to Centrum Mieroszewskiego i Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego, stawiając na intelektualny ferment, dialog, spotkanie. I pomyślmy też nad tym, aby w programie nauczania znalazło się miejsce dla kultury Ukrainy i państw regionu w ogóle. Długo przecież pozostawała w cieniu rosyjskiej.

Wreszcie przestańmy sobie strzelać w stopę, jak w grudniu 2023 roku, kiedy Instytut Pamięci Narodowej umorzył śledztwo w sprawie akcji „Wisła”. I nie łudźmy się ani nie czekajmy: sprawy Wołynia nikt nie załatwi za nas, a miękkie działania, choć absolutnie niezbędne i perspektywiczne, to jednak za mało. Grunt, aby polska polityka pamięci była wreszcie zorkiestrowana.

Podczas Campusu Polska Przyszłości jedna z uczestniczek zapytała ministra spraw zagranicznych Ukrainy o to, kiedy Polska będzie mogła ekshumować i godnie pochować ofiary ludobójstwa na Wołyniu. Odpowiadając, Dmytro Kułeba zaczął mówić o akcji „Wisła”, właściwie zrównując oba wydarzenia, a ponadto w tym właśnie kontekście polskie ziemie określił mianem ukraińskich. W jego ocenie nie powinno się „grzebać w historii”, bo nie służy to polsko-ukraińskiemu dialogowi. Przestrzegł przed rosyjską prowokacją i zaapelował o pozostawienie historii historykom.

Pozostało 95% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Haszczyński: Walka o atomowe tabu. Pokojowy Nobel trafiony jak rzadko
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Czy naprawdę nie ma Polek, które zasługują na upamiętnienie?
Opinie polityczno - społeczne
Stanisław Strasburger: Europa jako dobre miejsce. Remanent potrzeb
Opinie polityczno - społeczne
W Warszawie zawyją dziś syreny. Dlaczego?
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Najniższe instynkty Donalda Tuska