Paweł Łepkowski: Nowy kryzys kubański? Joe Bidena czeka bardzo trudna próba

62 lata temu świat stanął na granicy atomowej zagłady. Teraz sytuacja może się powtórzyć i to w znacznie gorszym wydaniu. Czy zimna wojna wchodzi w fazę ostateczną?

Publikacja: 09.06.2024 18:57

Joe Biden

Joe Biden

Foto: AFP

Skierowanie czterech rosyjskich okrętów, w tym jednego atomowego okrętu podwodnego do Hawany jest jawną prowokacją ze strony Kremla. W przeciwieństwie do atomowego kryzysu w październiku 1962 roku tym razem za eskalację zimnej wojny całkowitą winę ponosi tylko jedna strona: rządzona przez Putina Rosja.

Czytaj więcej

Rusłan Szoszyn: Zimna wojna XXI w. nabiera tempa. Dlaczego Rosji opłaca się nowy kryzys kubański

W 1962 roku kryzys sprowokował po części sam prezydent USA John F. Kennedy, który niecałe cztery miesiące po swojej inauguracji zaakceptował najgorzej przygotowaną operację militarną w historii amerykańskiego wywiadu. Pozwolił, aby 17 kwietnia 1961 r. z amerykańskich portów wypłynęły statki wiozące 1400 kontrrewolucjonistów, którzy mieli dokonać inwazji na rządzoną przez Fidela Castro Kubę. Efektem końcowym było zwycięstwo wojsk kubańskich, które na dziesięciolecia umocniło władzę Fidela Castro i ostatecznie wepchnęło Kubę w ramiona Moskwy.

Czy Putin blefuje tak jak Chruszczow? Czy próbuje jedynie wywołać panikę wśród Amerykanów na pięć miesięcy przed wyborami prezydenckimi w USA? Czy naprawdę szykuje się do ostatecznej wymiany ciosów, której świat nie przetrwa?

Złamanie prawa międzynarodowego przez administrację Kennedy’ego pozwoliło Fidelowi Castro oficjalnie poprosić ZSRR o protekcję. Nikita Chruszczow nie posiadał się ze szczęścia. Rzekomo „dla zwiększenia bezpieczeństwa Kuby” zaproponował instalację na tej wyspie wyrzutni radzieckich rakiet nuklearnych średniego i dalekiego zasięgu. Powoływał się przy tym na casus Turcji, w której były zainstalowane podobne wyrzutnie amerykańskie.

Czytaj więcej

Czy Kennedy'ego zabiła przypadkowa kula?

Jednak operacja przewiezienia rakiet z głowicami nuklearnymi była ściśle tajna. Kiedy więc wywiad wojsk powietrznych USA dostarczył niezbitych dowodów na to, że na Kubę płyną rakiety z głowicami nuklearnymi, w Białym Domu wybuchła panika. Zainstalowanie takiej broni na Kubie oznaczało, że duża część kontynentalnych stanów USA znajdzie się w zasięgu ataku nuklearnego z obszaru Morza Karaibskiego. Kennedy, który obiecywał pokój, teraz doprowadził z Chruszczowem świat na skraj atomowej zagłady. Należy jednak pamiętać, że wtedy Sowieci mieli zaledwie cztery międzykontynentalne rakiety balistyczne (ICBM) typu R-7 Semiorka. Tego typu pociski posiadały maksymalny zasięg 5500 km i były bardzo nieprecyzyjne. Oznaczało to, że cztery sowieckie rakiety nie mogły nawet z baz znajdujących się w NRD dosięgnąć Nowego Jorku. Stąd Kuba stała się idealnym stanowiskiem operacyjnym dla wyrzutni sowieckich. O prezydencie Kennedym krąży legenda, że swoją stanowczością i spokojem uratował świat. To nieprawda. Wielu jego współpracowników wspomina, że całkowicie się załamał i nie umiał podjąć racjonalnych decyzji.

Kennedy nie umiał wykorzystać przewagi USA

Kiedy otrzymał raport wywiadowczy, z którego wynikało, że do października 1962 r. Sowieci planowali budowę 75 pocisków ICBM, nie zrobił nic, aby powstrzymać te działania. A przecież w tamtym czasie Stany Zjednoczone dysponowały precyzyjnymi 170 pociskami ICBM i szybko budowały kolejne. Moskwa i najważniejsze miasta europejskiej części ZSRR były w zasięgu amerykańskich rakiet. Amerykanie posiadali również osiem okrętów podwodnych typu „George Washington” i „Ethan Allen”, zdolnych do wystrzelenia 16 pocisków balistycznych Polaris, każdy o zasięgu 2500 mil morskich (4600 km).

Przewaga Ameryki i wojsk NATO była bezdyskusyjna. Także pod względem sił konwencjonalnych Amerykanie przewyższali Sowietów. To więc, że Ameryka tak łatwo została zastraszona w czasie kryzysu kubańskiego, wynikło także w pewnym stopniu z osobowości prezydenta Kennedy’ego. Hollywood często portretuje Johna i Roberta Kennedych jako ludzi, którzy uratowali świat, a ich doradców wojskowych i szefów sztabów – jako twardogłowych konserwatywnych „jastrzębi”, gotowych do wywołania globalnej pożogi atomowej. Nic bardziej mylnego: to fałszywa interpretacja historii w stylu Olivera Stone’a. Świata nie uratowali dwaj zdezorientowani i zagubieni populiści, ale ludzie w mundurach, którzy twardo postawili się sowieckiemu szantażowi. Warto o tym pamiętać w obliczu nowego kryzysu kubańskiego.

Dlaczego Putin eskaluje konflikt?

Czy Władimir Putin blefuje tak jak Chruszczow? Czy próbuje jedynie wywołać panikę wśród Amerykanów na pięć miesięcy przed wyborami prezydenckimi w USA? Czy naprawdę szykuje się do ostatecznej wymiany ciosów, której świat nie przetrwa?

Rosyjski dyktator zapewne oglądał transmisje telewizyjne obchodów 80. rocznicy lądowania Aliantów w Normandii. Czy zwrócił uwagę na kondycję fizyczną i psychiczną prezydenta Joe Bidena? Przecież nie można ukrywać tego, co widzi każdy człowiek na świecie. Niedawno, podczas przemówienia do swoich zwolenników na jednym z wieców wyborczych, amerykański prezydent mówił o spotkaniu przywódców G7. Pomylił przy tym prezydenta Francji Emmanuela Macrona z nieżyjącym od 26 lat byłym prezydentem Francji François Mitterandem. Nie potrafił sobie także przypomnieć nazwiska kanclerza Niemiec. Podczas uroczystości w Normandii zignorował przywitanie z królem Holandii i królem Belgów, być może myląc ich z organizatorami.

Skierowanie czterech rosyjskich statków, w tym jednego atomowego okrętu podwodnego do Hawany jest jawną prowokacją ze strony Kremla

Czy te objawy postępującej choroby neurodegeneracyjnej amerykańskiego przywódcy zachęcają Kreml do coraz bardziej aroganckich zagrywek wobec NATO i USA. Rosyjscy analitycy i propagandyści podkreślają z nieukrywaną satysfakcją, że Ameryka musi być w nadzwyczajnym kryzysie przywódczym, skoro wśród 333 milionów Amerykanów o najwyższy urząd będzie walczyć dwóch  seniorów, z których jeden chce odizolować Amerykę od reszty świata, a drugi nie wie czasami dokąd leci na pokładzie Air Force One.

Czy wizyta czterech rosyjskich okrętów w Hawanie będzie zalążkiem nowego kryzysu kubańskiego? Powtórka wydarzeń z 1962 roku będzie próbą dla amerykańskiego przywództwa. Sytuacja wymaga wyjątkowego refleksu i szybkości podejmowania decyzji przez prezydenta USA. Wszyscy z niepokojem i troską spoglądamy na Joe Bidena, który może wkrótce zostać poddany dramatycznej próbie. Trzymamy za niego kciuki.

Skierowanie czterech rosyjskich okrętów, w tym jednego atomowego okrętu podwodnego do Hawany jest jawną prowokacją ze strony Kremla. W przeciwieństwie do atomowego kryzysu w październiku 1962 roku tym razem za eskalację zimnej wojny całkowitą winę ponosi tylko jedna strona: rządzona przez Putina Rosja.

W 1962 roku kryzys sprowokował po części sam prezydent USA John F. Kennedy, który niecałe cztery miesiące po swojej inauguracji zaakceptował najgorzej przygotowaną operację militarną w historii amerykańskiego wywiadu. Pozwolił, aby 17 kwietnia 1961 r. z amerykańskich portów wypłynęły statki wiozące 1400 kontrrewolucjonistów, którzy mieli dokonać inwazji na rządzoną przez Fidela Castro Kubę. Efektem końcowym było zwycięstwo wojsk kubańskich, które na dziesięciolecia umocniło władzę Fidela Castro i ostatecznie wepchnęło Kubę w ramiona Moskwy.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Magdalena Louis: W otchłań afery wizowej nie powinno się wrzucać całego szkolnictwa wyższego
Opinie polityczno - społeczne
Mirosław Żukowski: Nie spodziewajmy się, że igrzyska olimpijskie cokolwiek zmienią
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Niemiecka bezczelność nie zna granic
Opinie polityczno - społeczne
Michał Urbańczyk: Kamala Harris wie, jak postępować z takim typem człowieka jak Trump
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Opinie polityczno - społeczne
Michał Wojciechowski: Drogi do sprawnego państwa