Rok 2024. Prezydent Rosji wysyła okręty wojenne na Kubę. W tym atomowy okręt podwodny Kazań, z którego można atakować m.in. hipersonicznymi rakietami Cyrkon (potencjalnie uzbrojonymi w głowice nuklearne), pokonującymi tysiąc kilometrów w ciągu zaledwie 5–6 minut. Już za kilka dni okręty mają pojawić w Hawanie, tuż obok wybrzeża USA. Władze Kuby uspokajają, że żaden z okrętów nie wiezie tam broni atomowej, ale to i tak świetnie obrazuje tok myślenia kierownictwa na Kremlu: nie tłumaczą się, nie uprzedzają Amerykanów, tworzą napięcia. Mentalnie tkwią w roku 1962.
Straszył Polaków bombą atomową, a teraz prowadzi rozmowę z Putinem
Zimna wojna XXI wieku nabiera tempa. Władimir Putin w rozmowie z zagranicznymi agencjami informacyjnymi wprost zagroził, że w odpowiedzi na dostawy zachodniej broni do Ukrainy przekaże rakiety „wrogom Zachodu”. Pierwszy krok już zrobił. Rozmieścił taktyczną broń atomową na Białorusi, próbując zastraszyć państwa naszego regionu.
Czytaj więcej
Kreml chce podzielić Zachód na państwa wspierające Kijów oraz kraje, które ulegną zastraszaniu i...
Co dalej? Rosyjskie rakiety manewrujące uzbrojone w głowice atomowe pojawią się na Kubie, w Wenezueli, Afryce czy na Bliskim Wschodzie? A może przekaże taktyczną broń atomową Korei Północnej? Kto go powstrzyma? Niewiele ma do stracenia. Na salony świata już nie powróci, bo jest ścigany międzynarodowym listem gończym. Nie utrzyma też władzy w Rosji, jeżeli nie zakończy napaści na Ukrainę na własnych zasadach. A innego pomysłu na to, poza eskalacją nuklearną, nie ma.
Świat nie powinien mieć złudzeń co do tego, że gospodarz Kremla obiera drogę eskalacji nuklearnej. W przeciwnym wypadku do prowadzenia panelu z udziałem Putina na Forum Ekonomicznym w Petersburgu w piątek nie wydelegowano by ekscentrycznego politologa Siergieja Karaganowa, który opowiada się za prewencyjnym atakiem nuklearnym na Europę, w tym również na polskie miasta.