Propaganda PiS-owskich mediów trafia nie tylko do zwolenników rządzącej partii i do chwiejnej grupy, która bardziej interesuje się 13. emeryturą niż losem Polski. To wystarczyłoby do wygrania wyborów, o ile drożyzna i kolejne afery nie rozwścieczą potulnych dotąd rzesz. Po zwolennikach opozycji ta gadanina również nie spływa jak po psie woda. Dowodem jest zaostrzający się spór o wciąż oczekiwane unijne miliardy z Krajowego Planu Odbudowy. Premier Mateusz Morawiecki wzywa do jedności, bo jakoby dogadaliśmy w Brukseli kompromisową ustawę i teraz trzeba ją szybko uchwalić. Co twardszy elektorat, zwłaszcza nieocenieni „ziobryści”, oburzają się, że suwerenna Rzeczpospolita nie może czegokolwiek uchwalać, co nie zostało napisane w Warszawie i po polsku. Opozycja zaś powiada, że trzeba akceptować unijny dyktat w imię europejskiej jedności i własnego portfela, zgłaszając nawet gotowość głosowania wspólnie z rządzącymi, co premier z oburzeniem odrzuca.
To świadczy, że nic nie rozumiemy, bo daliśmy się ogłupić propagandzie powiadającej, że Bruksela narzuca nam swój model sądownictwa. Sednem demokracji jest trójpodział władz pochodzący od Monteskiusza, jednego z wielkich mężów francuskiego Oświecenia. Powiada on, że żadna z trzech wzajemnie się równoważących władz (ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza) nie może podlegać jedna drugiej, a więc powoływanie sędziów nie jest gestią rządu ani Sejmu. Właśnie w Polsce nie powinniśmy się o to spierać, bo trójpodział wprowadzono w reformującym się ku demokracji państwie polsko-litewskim już co najmniej na 200 lat przed Monteskiuszem.
Czytaj więcej
Teoria kontrolowanego odejścia Julii Przyłębskiej ze stanowiska prezesa TK, zanim w Polsce zmieni się polityczny układ sił - jest zbyt karkołomna, aby mogła być prawdziwa.
Sądownictwo w tamtej Rzeczypospolitej było stanowe, osobne dla szlachty, mieszczan i Żydów, ale sędziów wybierano. Jedynie najcięższe przestępstwa i trudniejsze sprawy cywilne sądził król, ale tylko do reformy Batorego, który dla tych spraw ustanowił Trybunał Koronny zbierający się najczęściej w Piotrkowie. Sędziowie byli wybierani przez sejmiki szlacheckie. Więc o co się kłócimy? O to, czy PiS może mianować Krajową Radę Sądownictwa większością jednego (zwykle dokupionego) sejmowego głosu? O to, czy prezydent Andrzej Duda ma prawo mianować sędziów, których nikt uczciwie nie wybrał, a teraz upierać się, że nie wycofa nieprawych decyzji? W kraju o takiej tradycji? Nie darmo pewien łajdak powiadał, że kłamstwo wielekroć powtarzane staje się prawdą.