Celowo podaję dwa brytyjskie, a nie polskie przykłady, by pokazać, że problem jest uniwersalny, po części z uwagi na to, że duże korporacje nie znają granic. Opiszę moje doświadczenie, ale podobne traktowanie dotyka tysięcy czy nawet milionów osób pozbawionych możliwości skutecznej obrony.
Mój lot z Londynu do Warszawy został w ostatnią sobotę odwołany, kiedy już byłem na lotnisku. Zgodnie z sugestią firmy stanąłem w długiej kolejce do okienka, gdzie przedstawiciel szacownej korporacji miał mi pomóc. Po godzinie zostałem wysłany do innej, jeszcze dłuższej kolejki, a później do jeszcze innej. Efekt był za każdym razem taki sam: mój lot może się odbyć za dwa dni, a firma nie załatwi mi noclegu. Nikt na mnie obraźliwie nie krzyczał. Wszyscy byli bardzo mili, lecz czuję się poniżony i oszukany.
Drugi przykład dotyczy mego banku. Gdy byłem poza Anglią, wysiadła mi brytyjska komórka, bez której nie mogłem sprawdzać internetowych transakcji. Po powrocie odkryłem duże zamieszanie. Kosztowało mnie ono mnóstwo nieskutecznych telefonów, „online chats” i wizyt w siedzibie banku, które nic do końca nie rozwiązały. Wszyscy pracownicy banku byli mili i grzecznie tłumaczyli, że choć mam rację, to nie mogą mi pomóc, lecz warto zadzwonić pod kolejny numer.
Czytaj więcej
Jeśli ktoś jest adresatem rządowego podręcznika do historii i teraźniejszości, to z pewnością nie uczniowie. Prędzej ich rodzice, a najprędzej – dziadkowie.
Oczywiście złożę podanie o zwrot kosztów, lecz poprzednie podanie zostało zignorowane. Mogę wynająć adwokata, który te firmy pozwie do sądu, jednak wygrać z adwokatami wielkich korporacji, jest niezwykle trudno, bo sprawy sądowe trwają lata i kosztują duże pieniądze, na które stać firmy, a nie Zielonkę. Nawet stowarzyszenia konsumentów mają niewiele sukcesów w sądach, chyba że znana kancelaria adwokacka dojdzie do wniosku, że na tej sprawie da się zarobić.