Polskie media po wyborach,czyli w kierunku monologu

O słabości mediów publicznych można napisać bardzo wiele. Ale mają też ogromną zaletę: są w nich obecni dziennikarze i publicyści, których ostro cenzuruje się w mediach prywatnych – pisze publicysta Tomasz Sakiewicz

Publikacja: 14.11.2007 03:28

Red

Miliony młodych ludzi, którzy zagłosowali na Platformę Obywatelską, oczekiwało, że popiera partię, która poszerzy krąg demokratycznych swobód. Od rana do nocy przekonywano ich, że Kaczyńscy są skłonni ograniczać przynależne człowiekowi wolności. Tymczasem już widać, że w kwestii najbardziej podstawowej dla demokracji, swobodnej debaty, zaczynamy robić spory krok do tyłu.

Nie zawsze kampania wyborcza odzwierciedla rzeczywiste plany partii. Gdyby tak było, wystarczyłoby opublikowanie jej programu. Kampania wyborcza operuje pewną skrótowością i jest mocno przejaskrawiona poprzez to, że towarzyszą jej niezwykłe emocje. W najbardziej cywilizowanych krajach w takiej sytuacji wybacza się krztynę demagogii. Prawdziwy problem pojawia się wtedy, gdy wrażenie wyniesione z kampanii wyborczej to jedno, a praktyka działania jest zupełnie odwrotna.

Gdyby przeprowadzić sondaż wśród wyborców PO, która partia jest najbardziej za poszerzeniem podstawowych wolności, pewnie trudno byłoby znaleźć kogoś, kto wybrałby PiS kosztem PO. Platforma skutecznie przekonała swoich wyborców, że w przeciwieństwie do PiS poświęcającego dla walki z korupcją wiele swobód obywatelskich jest niezwykle wrażliwa na prawa człowieka, a w tym szczególnie na nieskrępowaną debatę. Pod takim sztandarem wyborcy zgodzili się na to, że pewne sprawy mogą zostać nie do końca wyjaśnione, a nawet, że w obozie władzy znajdzie się trochę osób o nie zawsze czystych rękach.

Można to ująć w uproszczonym porównaniu, że Polacy bardziej wzruszyli się łzami Sawickiej, niż oburzyli zawartością taśm CBA, na których widać, jak pani poseł bierze łapówkę. Pod tym względem elity polityczne dostały czytelny sygnał ze strony milionów ludzi – najpierw wolność i godność, potem dopiero uczciwość i czystość reguł.

Pierwsze sygnały po wygraniu wyborów przez PO świadczą jednak o tym, że otoczenie polityczne i różnego typu lobbies idące za nowym obozem władzy ani myślą poszerzać swobodę debaty. Wręcz celem niektórych z tych środowisk jest wzięcie odwetu na niepokornych dziennikarzach i przyciszenie mediów niepasujących do radosnego święta wolności.

Z przykrością obserwuję niektórych dziennikarzy publicznych mediów próbujących przypodobać się nowym rządzącym. Nie wiedzą, że to nie pomoże, bo nowa ekipa i tak ma już swoich kandydatów na ich miejsca

O złym prawie prasowym w Polsce napisano bardzo wiele. Prawo to obudowane jest szeregiem archaicznych przepisów kodeksu karnego. Jednak ostrze działań przeciwko mediom było stępione przez stosunkowo łagodne orzecznictwo i to, że wytaczanie pozwów dziennikarzom nie jest powodem do chluby. Nie najlepsze prawo łatane było zdrowym rozsądkiem. Po wyborach pojawiły się sygnały, że zdrowy rozsądek nie jest już dla wszystkich reprezentantów wymiaru sprawiedliwości wystarczającą barierą.

Decyzja o zatrzymaniu na 48 godzin kierownictwa „Gazety Polskiej” pewnie zgodna z naszym prawem, ale jednocześnie jak na normy europejskie niesłychana, pokazuje wielkie emocje tkwiące w pracownikach aparatu sądowniczego, emocje wywoływane przez krytykujących go dziennikarzy. Jest to najlepszy przykład, jak bezmyślnie stosowane prawo może wywoływać zagrożenia dla wolności słowa.

Senator Jarosław Gowin ma prawo być oburzony stwierdzeniem, że PO miała coś wspólnego z zamknięciem kierownictwa „Gazety Polskiej”. On wyraźnie potępił decyzję sądu. Problem w tym, że nie do końca zdaje sobie sprawę, że niektórzy jego klubowi koledzy odpowiadają za stworzenie atmosfery sprzyjającej linczowi dziennikarzy niepokornych wobec głównego nurtu mediów.

To wszak prominentni członkowie Klubu PO po publikacji tekstu, który stał się powodem opisywanego tu procesu, nakazali bojkot „Gazety Polskiej”, przynajmniej bojkot w publicznych mediach. Jaki z tego mógł popłynąć sygnał do urzędników administracji państwowej i wymiaru sprawiedliwości? Co ciekawe, w inkryminowanym tekście w ogóle nie padły krytyczne słowa pod adresem PO. Jednak fakt jego opublikowania na tyle zaszkodził planom politycznym idącej dzisiaj po władzę partii, że sięgnięto po represje.

Sygnał do rozprawy z wyłamującymi się z głównego nurtu mediami dała w pewnym sensie sama Platforma. Po objęciu władzy rozpoczęły się przymiarki do natychmiastowych zmian w publicznych mediach. O słabości mediów publicznych, szczególnie publicznej telewizji, można napisać bardzo wiele. Ale na tle ich wad pojawiła się wyraźna zaleta: w mediach publicznych dopuszczono tych dziennikarzy i publicystów, którzy są ostro cenzurowani w mediach prywatnych.

Daje to odbiorcom tych mediów szansę na zapoznanie się z całym spektrum poglądów. Alternatywą jest karykaturalny obraz z jednej z komercyjnych stacji, kiedy eksperta popierającego Donalda Tuska krytykuje inny popierający go jeszcze bardziej. Prywatne media zostały w Polsce ułożone wedle pewnego klucza bardzo odpowiadającego nowemu obozowi władzy. W tej sytuacji równoważyć je mogą jedynie media publiczne.

Z dużą przykrością obserwuję nieporadne próby niektórych dziennikarzy tych mediów przypodobania się nowej ekipie. Nie zauważyli, że to niewiele pomaga, bo planujący zmiany i tak mają już swoich kandydatów na ich miejsca. Najwyraźniej są w tym obozie ludzie, którzy chcą mieć monopol nawet na to, kto będzie ich chwalił.

Są jeszcze media pozostające poza strefą politycznej kontroli, ale czy rzeczywiście są od niej niezależne? Mediom prywatnym krzywdę można zrobić na wiele sposobów, nie wliczając w to nawet niespodzianek, które mogą spotkać ich ze strony niezawodnego wymiaru sprawiedliwości.

Przekonał się o tym tygodnik „Wprost”, kiedy to politycy, publicyści i biznesmeni zjednoczeni pod wodzą współpracownika Donalda Tuska – Jana Krzysztofa Bieleckiego postanowili zdemolować kapitułę Nagrody Stefana Kisielewskiego (nagrodzie patronuje „Wprost”). Tu już nawet nie ukrywano, że tygodnik ma być ukarany za publikowanie „złych” artykułów. Takie wydarzenie nie mogłoby mieć miejsca w cywilizowanych krajach, bo jego sprawcy zostaliby surowo napiętnowani przez opinię publiczną.

Wraz ze zmianą władzy nasiliły się spekulacje o zmianach w kierownictwach wielu mediów prywatnych, które mają te media przybliżyć do ekipy rządowej. Zmiany mają zostać wymuszone na właścicielach zaniepokojonych o zainwestowane w Polsce pieniądze. Nawet jeżeli obóz PO nie inspiruje tych spekulacji, to niewiele robi, by się od nich odciąć. Paraliżuje w ten sposób swobodną dyskusję, a dziennikarzy krytykujących poczynania nowej władzy stawia niemal w pozycji dysydentów.

W krajach o utrwalonej demokracji to władza musi się tłumaczyć, czy jej działania nie ingerują w sferę wolności słowa. W krajach posttotalitarnych media tłumaczą się, czy nie szkodzą władzy. Polska jest ciągle bliżej tych drugich. Nie zmieniły tego kolejne ekipy, ale tym razem podejmowane przez lobbies okołorządowe działania stoją w rażącej sprzeczności z wolą wyborców. Jest to zasadniczy błąd zwolenników ekipy Tuska, bo nawet przyczesane i bardzo grzeczne media nie sprawią, że Polacy, patrząc na niezmienną szarą rzeczywistość, zaczną nagle dostrzegać cud.

Autor jest redaktorem naczelnym „Gazety Polskiej”

Miliony młodych ludzi, którzy zagłosowali na Platformę Obywatelską, oczekiwało, że popiera partię, która poszerzy krąg demokratycznych swobód. Od rana do nocy przekonywano ich, że Kaczyńscy są skłonni ograniczać przynależne człowiekowi wolności. Tymczasem już widać, że w kwestii najbardziej podstawowej dla demokracji, swobodnej debaty, zaczynamy robić spory krok do tyłu.

Nie zawsze kampania wyborcza odzwierciedla rzeczywiste plany partii. Gdyby tak było, wystarczyłoby opublikowanie jej programu. Kampania wyborcza operuje pewną skrótowością i jest mocno przejaskrawiona poprzez to, że towarzyszą jej niezwykłe emocje. W najbardziej cywilizowanych krajach w takiej sytuacji wybacza się krztynę demagogii. Prawdziwy problem pojawia się wtedy, gdy wrażenie wyniesione z kampanii wyborczej to jedno, a praktyka działania jest zupełnie odwrotna.

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?