Widoczny znak – cudze zobowiązanie

- Polska nie powinna w żadnej formie angażować się w projekt widocznego znaku. Musi bowiem prowadzić własną politykę budowania europejskiej kultury pamięci – pisze znawca stosunków polsko-niemieckich

Aktualizacja: 05.02.2008 11:10 Publikacja: 05.02.2008 00:21

Red

W kwestii budowy widocznego znaku w Berlinie, miejsca upamiętnienia wysiedleń, strona niemiecka zachowuje niezmiennie sztywne stanowisko. Niewiele w tej sprawie zmieniło się po ostatnich wyborach w Polsce. Mimo wielu dyskusji i formułowanych ze strony Polski zastrzeżeń, rząd federalny nie zamierza wycofać się z projektu. Jedyne rozwiązanie wciąż widzi w tym, aby strona polska zaakceptowała projekt i w jakiejś formie włączyła się w jego realizację. Natomiast o jego zasadności Berlin w ogóle nie chce rozmawiać, uznając sprawę za oczywistą.

Jakakolwiek krytyka pomysłu z polskiej strony spotyka się najczęściej z emocjonalnym odrzuceniem i pomówieniami o nacjonalizm. Kiedy jesienią ubiegłego roku ówczesny minister kultury Kazimierz M. Ujazdowski skrytykował pomysł budowy widocznego znaku podczas konferencji zorganizowanej przez polskie Centrum Badań Historycznych w Berlinie, został przez prasę niemiecką zmieszany z błotem jako „wstrętny kaczysta”. O samej sprawie nie będziemy z wami rozmawiać, możemy jedynie dyskutować o warunkach waszego udziału w projekcie – zdają się sugerować niemieccy politycy w rozmowach z polskimi partnerami.

My popełniliśmy w sprawie widocznego znaku kilka istotnych błędów. Zbyt mocno spersonalizowaliśmy problem. W ten sposób można odnieść wrażenie, że wystarczy usunąć w cień szefową Związku Wypędzonych Erikę Steinbach lub zastąpić ją mniej kontrowersyjną osobą, a problem znika.Zbyt mało uwagi poświęciliśmy samemu problemowi: wizji historii Europy XX wieku, z której wyrasta widoczny znak w Berlinie. Ta wizja zakłada, że doświadczenie wysiedleń – tu z konieczności przede wszystkim wysiedleń Niemców – stanie się z czasem uniwersalnym doświadczeniem europejskim. Nie przypadkiem to prawa człowieka są dziś kluczowym pojęciem, przez którego pryzmat opowiada się w Niemczech historię przymusowych wysiedleń po wojnie. Pamięć o wysiedleniach, obok pamięci o Holokauście, ma stać się w ten sposób fundamentem nowej europejskiej pamięci zjednoczonej Europy.

Projekt Tuska, aby upamiętnić w Gdańsku II wojnę światową jest ważnym krokiem na drodze budowania przez Polskę kultury europejskiej pamięci

Przesada? Bynajmniej. Wystarczy zajrzeć do teoretycznych rozważań na ten temat popularnych w Niemczech wśród lewicowego establishmentu socjologów, takich jak Ulrich Beck, Daniel Levi czy Natan Sznaider: „Wypędzenia stają się wydarzeniem konstytutywnym dla europejskiej przeszłości, jako możliwy fundament podzielanego systemu europejskich wartości wyartykułowanych w ramach dyskursu o prawach człowieka”.

Warto w tym kontekście przypomnieć sobie także niektóre wypowiedzi niemieckich polityków: „Utworzenie europejskiego Centrum Przeciwko Wypędzeniom jest symbolem nowego początku we wspólnej Europie” – Hans Joachim Otto (FDP); „Zróbmy centrum w europejskim kontekście, żyjemy przecież w Europie, która się zrasta, i szczególnie historia wypędzeń stanowi część jej historii, dlatego nie może być ujmowana jako jednostkowe wydarzenie” – Markus Meckel (SPD); „Wspólne europejskie dziedzictwo musi być chronione i rozwijane. Zorientowane na Europę Centrum przeciwko Wypędzeniom byłoby istotnym wkładem w to dzieło” – Julian Nida-Rumelin (SPD).

Ci sami politycy uderzają w inne tony, kiedy przyjeżdżają do Polski. I trudno mieć do nich o to pretensję. Tak się robi politykę. Czy jednak możemy nadal udawać, że nie rozumiemy, o jakie konsekwencje chodzi w przypadku realizacji projektu widocznego znaku w Berlinie i jak mogą nas one dotknąć?

Szczególnie teraz po obu stronach widać pokusę szybkiego i efektownego sukcesu. Sprawa jest jednak zbyt poważna. Pospieszne decyzje mogą, zamiast rozwiązać problem, doprowadzić do generowania nowych i jeszcze trwalszych konfliktów.

Projekt widocznego znaku powinien stać się przedmiotem publicznej debaty w Polsce, zanim zostaną podjęte jakiekolwiek decyzje polityczne. Podobnie rzecz ma się z inną ważną kwestią: polsko-niemieckim podręcznikiem historii. Jeśli nie chcemy kolejnych awantur i oskarżeń, także on musi być wpierw przedmiotem szerokiej publicznej debaty w Polsce, a dopiero potem dziełem pracy ekspertów.

Jest kilka konkretnych przyczyn, dla których Polska nie powinna w żadnej formie angażować się w projekt widocznego znaku. Po pierwsze, ma on charakter wybitnie polityczny, jest elementem państwowej polityki historycznej Niemiec. Stanowi również przedmiot umowy koalicyjnej rządzących partii i jest wyborczym zobowiązaniem rządu federalnego. Polska nie powinna być stroną w wewnątrzniemieckich problemach, gdyż niezależnie od deklaracji, że chodzi o to, by Polacy mieli wpływ na treść projektu, nasza rola tak czy inaczej będzie instrumentalizowana do celów wewnątrzpolitycznych w Niemczech.

Po drugie, w warstwie ideowej za widocznym znakiem kryje się konkretna wizja europejskiej kultury pamięci, która z powodów opisanych wcześniej, jest nie do zaakceptowania dla Polski. Po trzecie, musimy uwzględniać fakt, że nie tylko Polska zgłasza zasadnicze wątpliwości w sprawie widocznego znaku w Berlinie. Jeszcze ostrzej projektowi temu sprzeciwia się rząd Czech. Powinniśmy zatem prowadzić w tej sprawie wspólną politykę z czeskimi partnerami.

Wreszcie Polska powinna unikać wszelkich zobowiązań czy form współpracy, w których będzie jedynie legitymizować cudzą politykę, i to politykę, której założenia są wielce wątpliwe z punktu widzenia interesów państwa polskiego. Dokładnie z taką sytuacją mamy do czynienia w przypadku zaakceptowania obecnych propozycji rządu federalnego.

Polska musi prowadzić własną politykę budowania europejskiej kultury pamięci. Propozycja premiera Donalda Tuska, aby w Gdańsku powstał międzynarodowy projekt upamiętnienia II wojny światowej, projekt otwarty również na niemieckich partnerów, może stać się przełomowym krokiem na drodze do budowy przez Polskę takiej właśnie kultury europejskiej pamięci. Zamiast więc dzielić włos na czworo i zastanawiać się, jak uczestniczyć w projekcie widocznego znaku, aby nie legitymizować szkodliwej dla nas polityki historycznej, powinniśmy raczej skoncentrować uwagę na własnych projektach i na poszukiwaniu dla nich niemieckich partnerów.Nikt nie będzie odmawiał naszym zachodnim sąsiadom prawa do refleksji i upamiętnienia własnej historii, także własnych ofiar i cierpień. Dlatego zgodnie ze swym wyborczym zobowiązaniem rząd federalny powinien zbudować widoczny znak w Berlinie i wziąć za ten projekt pełną odpowiedzialność. Polska powinna być jego uważnym obserwatorem i recenzentem, ale nie może legitymizować pomysłu na europejską pamięć, który za tym projektem stoi.Mówiąc otwarcie: nie po to zbudowaliśmy Instytut Pamięci Narodowej, Muzeum Powstania Warszawskiego, założyliśmy Muzeum Historii Polski, Centrum Myśli Jana Pawła II, a teraz budujemy Europejskie Centrum Solidarności, aby na końcu wraz z naszymi zachodnimi sąsiadami usankcjonować europejską pamięć, której fundamentem będzie upamiętnienie wysiedleń.

Autor jest członkiem rady Fundacji Polsko-Niemieckiej Współpracy, doradcą społecznym prezydenta Lecha Kaczyńskiego, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warszawskiego

W kwestii budowy widocznego znaku w Berlinie, miejsca upamiętnienia wysiedleń, strona niemiecka zachowuje niezmiennie sztywne stanowisko. Niewiele w tej sprawie zmieniło się po ostatnich wyborach w Polsce. Mimo wielu dyskusji i formułowanych ze strony Polski zastrzeżeń, rząd federalny nie zamierza wycofać się z projektu. Jedyne rozwiązanie wciąż widzi w tym, aby strona polska zaakceptowała projekt i w jakiejś formie włączyła się w jego realizację. Natomiast o jego zasadności Berlin w ogóle nie chce rozmawiać, uznając sprawę za oczywistą.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?