Od gwałtownych wydarzeń w Iranie minęło już kilka dni. Czas na podsumowania. Na wstępie muszę napisać, że jestem nieco rozczarowany postawą amerykańskiego prezydenta Baracka Obamy, który nie poparł w zdecydowany sposób prowolnościowych demonstrantów. Oczekiwania wobec tego polityka – który zmienił panującą na świecie atmosferę i który tyle mówi o moralności oraz sprawiedliwości – były bardzo duże.
[wyimek]Wygląda na to, że w sprawie Iranu Obama poświęcił swoje poglądy na rzecz interesów i żelaznych zasad Realpolitik[/wyimek]
[srodtytul]Nadmierna ostrożność Obamy[/srodtytul]
Niestety, wygląda na to, że w sprawie Iranu Obama poświęcił poglądy, znane nam z kampanii wyborczej, w której kładł nacisk na takie słowa jak „zmiana” czy „wolność”. Poświęcił je na rzecz interesów i żelaznych zasad Realpolitik. Według jednej z nich moralność w wielkiej polityce nie ma żadnego znaczenia. Liczy się równowaga sił i stabilność międzynarodowa, której nie wolno naruszać w imię abstrakcyjnych idei.
Staram się znaleźć wytłumaczenie dla działań Baracka Obamy. Być może się obawiał, że zamiast pomóc, może zaszkodzić. Przez wiele lat reżim ajatollahów przedstawiał Stany Zjednoczone jako śmiertelnego wroga narodu irańskiego. W tej sytuacji poparcie udzielone demonstrantom przez prezydenta USA mogłoby skompromitować ich w oczach części rodaków.