Spór o takie filmy trwa od niepamiętnych czasów. Antypisowscy gorliwcy będą z pewnością zarzucać „Mgle” Marii Dłużewskiej i Joanny Lichockiej jednostronność. W tym wyprodukowanym przez „Gazetę Polską” dokumencie, którego oficjalna premiera odbyła się w poniedziałek, oglądamy smoleńską katastrofę z perspektywy sześciu dawnych urzędników kancelarii Lecha Kaczyńskiego.
Jacek Sasin, Andrzej Duda, Adam Kwiatkowski, Jakub Opara, Marcin Wierzchowski i Paweł Zołoteńki opowiadają o niej w sposób powściągliwy, ale jednoznacznie z perspektywy swojego środowiska – jego nastrojów, żalów i pretensji.
[srodtytul]Własna wersja[/srodtytul]
Zarzut tendencyjności padnie, mogę się założyć, z ust tych samych komentatorów, którzy nie widzieli niczego złego w filmie „W Solidarności” Bolesława Sulika, w którym dzieje pierwszych lat III RP zostały streszczone przez liderów Unii Demokratycznej. Którzy zachwycali się Teresą Torańską, podsumowującą dorobek Wojciecha Jaruzelskiego ustami Wojciecha Jaruzelskiego. I którzy byli co najmniej neutralni wobec wyjątkowo stronniczych obrazów Michaela Moore’a.
Ja z kolei zawsze widzę cienkość granicy między subiektywną opowieścią, która może być przecież wyśmienitym tworzywem reportażu lub dokumentu, i jednostronną interpretacją łatwo ześlizgującą się w kierunku agitki. Muszę więc mieć także pewien kłopot z „Mgłą”. Inna sprawa, że dodanie do tego akurat filmu nowych wątków czy postaci – na przykład w imię pytania „drugiej strony” – zaburzyłoby jego klarowną konstrukcję.