Szef prezydenckiej kancelarii Jacek Michałowski żali się, że dyplomację kolejnego szczytu weimarskiego przysłonił incydent z parasolem, którego Bronisław Komorowski nie rozpostarł nad głową Nicolasa Sarkozy'ego. To żal autentyczny. Pewien czołowy polityk Platformy Obywatelskiej mówił to samo autorowi niniejszego tekstu, dodając pełne goryczy rozważania na temat braku powagi stabloidyzowanych mediów.
Już w czasie kampanii prezydenckiej publicystka "Gazety Wyborczej" Dominika Wielowieyska postawiła śmiałą tezę, że mamy do czynienia z akcją poniżania Bronisława Komorowskiego (przykładem było parę programów satyrycznych i kilka wypowiedzi – jednak głównie internautów). Teraz na alarm biją i inni. Znany bloger Azrael żądał ostatnio ode mnie i od Bronisława Wildsteina reagowania na brutalne traktowanie obecnego prezydenta.
Najmocniej tę myśl wyłożyła Monika Olejnik, dziennikarka TVN24 i Radia Zet. W wywiadzie dla Piotra Najsztuba we "Wprost" oznajmiła: "A tak na marginesie, jak Piotr Zaremba mówi, że zbudowano przemysł nienawiści wobec Lecha Kaczyńskiego, to ja pytam Piotra Zarembę, co zbudowano w stosunku do Bronisława Komorowskiego, który raptem parę miesięcy jest prezydentem? Zaremba by powiedział, że to jest niewspółmierne do tego, co zrobiono Lechowi Kaczyńskiemu, że tam niesłusznie, a tu słusznie. Mogłam się nie zgadzać z prezydentem, ale zawsze go szanowałam".
Redaktor Olejnik odpowiedziała właściwie za mnie, ale spróbuję mówić własnym głosem. Nie jestem wyznawcą PiS-owskiej wizji historii, wedle której całkiem bezbronna partia została brutalnie zaatakowana podczas kampanii 2005 roku (Jarosław Kaczyński wskazuje nawet konkretną datę), co stało się początkiem jej bezprzykładnych cierpień. Nasza polityka jest brutalna z powodu decyzji obu stron konfliktu. W kampanii 2005 ważną rolę odegrała wrzutka dotycząca "dziadka z Wehrmachtu". A na początku 2006 szczególnie istotny był cykl wystąpień prezesa PiS przedstawiających PO jako emanację układu.
A jednak odpowiem Monice Olejnik: tak, to, co spotyka dziś Bronisława Komorowskiego, jest wciąż niewspółmierne do tego, co spotykało Lecha Kaczyńskiego.