Krzysztof Feusette odpowiada Gazecie Wyborczej

Nie zawracałbym państwu głowy tekstem Aleksandry Klich we wczorajszej „Gazecie Wyborczej", gdyby nie to, że dla młodzieży może być lekcją komunistycznego dziennikarstwa – pisze felietonista „Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 07.04.2011 20:24 Publikacja: 07.04.2011 20:13

Krzysztof Feusette

Krzysztof Feusette

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Od chwili, gdy Adam Michnik próbował przekonać Polaków, że szef MSW w komunistycznym reżimie Czesław Kiszczak jest człowiekiem honoru, a Wojciech Jaruzelski – współtwórcą fantastycznego sukcesu Polski, dziennikarze "Gazety Wyborczej" często próbują wcielić w życie metody polemiczne z czasów świetności obu kacyków. Jak wiadomo, w PRL jednym z najwybitniejszych polemistów prasowych i telewizyjnych był rzecznik Jerzy Urban. Im głośniej naród śmiał się z jego podłości, tym mocniej opluwał on każdego, kto nie chciał chodzić na pasku Związku Radzieckiego. Jeśli do plucia owego dodamy Urbanowe kłamstwa, otrzymamy, wypisz wymaluj, tekst Aleksandry Klich "Ślązacy to nie zakamuflowani naziści" (opublikowany w Internecie pod tytułem ""Rz": Ślązacy to zakamuflowani naziści"), którym dziennikarka "Gazety Wyborczej" próbuje mnie obrazić tylko dlatego, że nie podoba mi się koalicja PO z separatystycznym Ruchem Autonomii Śląska.

Kto obraża śląską mentalność

W felietonie "Fajniejszy jest niepolski tatuś" pisałem krytycznie m.in. o Jerzym Gorzeliku, przewodniczącym RAŚ, który deklarował "Jestem Ślązakiem, nie Polakiem (...) i nie czuję się zobowiązany do lojalności wobec Rzeczypospolitej Polskiej".

Urodziłem się i wychowałem w Opolu, stolicy Śląska Opolskiego, więc bolą mnie te słowa szczególnie. A jeszcze bardziej fakt, że ich autor współrządzi Śląskiem. Aleksandrę Klich boli co innego, bo dla niej RAŚ to organizacja, w której, jak pisała kiedyś, "władzę dzierżą dobrze wykształceni inżynierowie, nauczyciele, pracownicy uniwersyteccy". Dziś oznajmia, że Ślązacy dla mnie to... "absolutni idioci" i że swoją krytyką RAŚ ich obrażam. Podpowiem pani Klich – jeśli ktoś Ślązaków w Polsce ostatnio obraża, to przede wszystkim bohater jej książki "Cały ten Kutz", który mówił niedawno, że "są dupowaci, bo mają mentalność poddańczą".

Histeria w obronie RAŚ

Aleksandra Klich rzuca obelgami w podobnym stylu, a że nie jest w stanie znaleźć w moim tekście ani jednego obrażającego mieszkańców mojego rodzinnego Śląska zdania, posługuje się wyjątkowo obrzydliwą insynuacją. "Sugestia Feusette'a jest wyraźna: Ślązacy to zakamuflowani naziści pielęgnujący swoje niemieckie tradycje z czasów II wojny światowej". I znowu wstyd mi za panią Klich.

Nie użyłem w tekście słowa "nazizm", a słowa "Ślązacy" jedynie w połączeniu ze słowem "część". Pisałem bowiem o "części Ślązaków", którzy odcinając się od narodowości polskiej, skazują się na niemiecką, gdyż – zgodnie z prawem polskim i czeskim – trzeciej opcji, czyli narodowości śląskiej po prostu nie ma. O tym Klich milczy. Podobnie jak o społecznym sprzeciwie wobec platformerskiej koalicji z RAŚ, który wyrażali m.in. Bronisław Komorowski (mówił wtedy o "uruchomieniu złych mocy przez czarnoksiężnika"), Jerzy Buzek (po jego głosie krytykującym RAŚ Klich nazwała go "Ślązakiem spod Cieszyna"), Grzegorz Napieralski czy Ludwik Dorn.

Dość zabawnie czyta się kolejne akapity, którymi autorka znaczy zapalne punkty swojej proRAŚ-owej histerii. Gdy kończy manipulacje, zabiera się za wytykanie mi, czego nie napisałem. "Feusette nie pisze, że... Feusette zapomniał też dodać... Publicysta "Rz" nie raczył też poinformować...". Niech owo "raczył" nikogo nie zwiedzie. Już chwilę potem jestem "ignorantem i manipulantem".

Lekcja Urbanowej polemiki

Gdybym miał czerpać honorowe wzorce z redaktora Michnika, spotkalibyśmy się z Aleksandrą Klich w sądzie, i mam nieodparte wrażenie, że ta biedna, posługująca się ohydnymi metodami kobieta poszłaby z torbami. Może wtedy przyznałaby, że napiętnowany przeze mnie Ruch Autonomii Śląska, w którego marszach bierze udział do tysiąca osób, to jednak coś innego niż społeczność Śląska. Że można być Ślązakiem i Polakiem, a nie – w myśl haseł RAŚ: Ślązakiem, ale nie Polakiem.

W internetowym sklepie polecanym przez RAŚ są koszulki z napisem "Oberschlesien ist mein Liebes Heimatland", lecz nie ma ich odpowiedników w języku polskim, np. "Górny Śląsk jest moim ukochanym regionem". Na żadnej odzieży nie ma napisu w języku niemieckim, który informowałby o rezygnacji z narodowości niemieckiej. Są natomiast takie, na których napisano "Nie Polak. Ślązak!". Ale Klich tego nie zauważa. "Feusette (...) kpi z aspiracji Ślązaków, przywiązania do regionu, poczucia przynależności innej niż polska. Traktuje Górny Śląsk protekcjonalnie, z wyższością kolonizatora" – ciągnie swoją psychoanalizę.

Smutno się robi, gdy człowiek pomyśli, jak nisko upadło polskie dziennikarstwo w służbie partii rządzącej. Ani jednego dowodu na przypisywane mi niecne osądy, ani jednego cytatu z mojego tekstu poza żartem o zmianie koloru krzesełek na chorzowskim stadionie.

Kłamstwo ściga się u Aleksandry Klich z uzasadnioną być może naiwnością, że wielu czytelników jej gazety kupi każdą bzdurę. O wspomnianym przeze mnie Fritzu Haberze, wynalazcy gazów bojowych i cyklonu B, figurującym we wspomnianym sklepie na "pamiątkowych pocztówkach", pisze: "Za swoje wynalazki zapłacił niewyobrażalną cenę: jego żona popełniła samobójstwo, a wielu jego krewnych zginęło w obozach koncentracyjnych". To jakby pisać o matkobójcy, że poniósł karę, bo został sierotą. Żona Habera, Clara, odebrała sobie życie właśnie dlatego, że nie mogła znieść faktu, iż tak wielu ludzi umarło w męczarniach wskutek działalności jej męża. "Niewyobrażalną ceną" nie były też dla Habera wywózki krewnych do obozów koncentracyjnych. Zmarł na zawał serca w 1934 roku.

A jednak, jak wspomniałem, odnajduję plusy płynące z artykułu Aleksandry Klich. Młodzież, która nie może pamiętać spektakularnych akcji "Trybuny Ludu" albo konferencji prasowych Urbana, nareszcie na własne oczy przekona się, jak wyglądały wtedy teksty, które miały zniszczyć ludzi myślących inaczej niż władza. Ślina, bzdury plus epitety. Jedno mnie tylko zastanawia – dlaczego Klich nie wpadła na to, że tak łatwo będzie udowodnić jej kłamstwa.

Od chwili, gdy Adam Michnik próbował przekonać Polaków, że szef MSW w komunistycznym reżimie Czesław Kiszczak jest człowiekiem honoru, a Wojciech Jaruzelski – współtwórcą fantastycznego sukcesu Polski, dziennikarze "Gazety Wyborczej" często próbują wcielić w życie metody polemiczne z czasów świetności obu kacyków. Jak wiadomo, w PRL jednym z najwybitniejszych polemistów prasowych i telewizyjnych był rzecznik Jerzy Urban. Im głośniej naród śmiał się z jego podłości, tym mocniej opluwał on każdego, kto nie chciał chodzić na pasku Związku Radzieckiego. Jeśli do plucia owego dodamy Urbanowe kłamstwa, otrzymamy, wypisz wymaluj, tekst Aleksandry Klich "Ślązacy to nie zakamuflowani naziści" (opublikowany w Internecie pod tytułem ""Rz": Ślązacy to zakamuflowani naziści"), którym dziennikarka "Gazety Wyborczej" próbuje mnie obrazić tylko dlatego, że nie podoba mi się koalicja PO z separatystycznym Ruchem Autonomii Śląska.

Pozostało 85% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?