Tak jak pierwiosnki zwiastują nadejście wiosny, tak od kilku lat niezmienne są symptomy zbliżającej się kampanii wyborczej. Jarosław Kaczyński łagodnieje, a Platforma Obywatelska rozpoczyna politykę transferową. Zachowuje się jak odkurzacz, który wsysa wszystko, co na prawo i lewo (potem przetwarza i wypluwa, ale to już po wyborach...).
Na starcie kampanii wyborczej liderów PO i PiS łączy jedno – rozpoczynają godowy taniec i uśmiechają się do wyborców o lewicowych przekonaniach. Znów na sztandarach pojawiają się in vitro, związki partnerskie, wykluczeni, emerytury i płaca minimalna. Szef rządu zapowiada nawet, że nie będzie (już!) klęczał przed Kościołem – czyżby bolały go kolana? Te postulaty wracają co cztery lata i zostają tam, gdzie zwykle: na papierze.
Wystarczy więc przejrzeć nagłówki gazet i programów informacyjnych, by przekonać się, że kampania wyborcza w Polsce zaczęła się na dobre. W jakiej atmosferze będzie przebiegała? Co ją zdominuje? Dziś już wiadomo, że na czytelne reguły gry nie ma co liczyć.
Rzekoma koalicja
Kilka dni temu gościłem w programie Tomasza Lisa. Obok aktualnych tematów po raz kolejny wróciła sprawa rzekomej koalicji SLD i PiS. Nie mam już siły dementować tych bzdur. Nie przypominam sobie żadnej rozmowy z którymkolwiek z liderów PiS. W partyjnych gabinetach nie toczą się w tej sprawie żadne, powtarzam, żadne rozmowy. Wielokrotnie przekonywałem, że najważniejszy jest dla nas program. I nasi wyborcy. A o ewentualnych koalicjach będziemy rozmawiali po wyborach. Dziś z partią Jarosława Kaczyńskiego dzieli nas wszystko. Najlepiej ilustruje to raport z prac komisji kierowanej przez Ryszarda Kalisza, która wyjaśnia okoliczności tragicznej śmierci naszej koleżanki Barbary Blidy.
Dlaczego wobec tego nawet najlepsi publicyści w kraju wpychają nas w ramiona prezesa PiS i nabierają się na tego typu bzdury? Otóż odpowiedź jest prostsza, niż się wydaje. Rzekoma koalicja SLD – PiS to kolejny wyborczy fortel premiera Donalda Tuska. Nie wiem, czy wymyślił go sam szef rządu, czy podał mu go na tacy jego główny sufler – minister Igor Ostachowicz. Ten misterny plan skrojony specjalnie na potrzeby kampanii jest prosty. Składa się z dwóch punktów: wpychamy Napieralskiego w ramiona PiS, a sami gramy na wzmocnienie PSL.