Grzegorz Napieralski: PiS z SLD to fortel Donalda Tuska

Misterny plan skrojony przez Platformę specjalnie na potrzeby kampanii jest prosty. Składa się z dwóch punktów: wpychamy SLD w ramiona PiS, a sami gramy na wzmocnienie PSL – twierdzi przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej

Publikacja: 28.06.2011 01:54

Grzegorz Napieralski: PiS z SLD to fortel Donalda Tuska

Foto: Fotorzepa, Marek Obremski Marek Obremski

Red

Tak jak pierwiosnki zwiastują nadejście wiosny, tak od kilku lat niezmienne są symptomy zbliżającej się kampanii wyborczej. Jarosław Kaczyński łagodnieje, a Platforma Obywatelska rozpoczyna politykę transferową. Zachowuje się jak odkurzacz, który wsysa wszystko, co na prawo i lewo (potem przetwarza i wypluwa, ale to już po wyborach...).

Na starcie kampanii wyborczej liderów PO i PiS łączy jedno – rozpoczynają godowy taniec i uśmiechają się do wyborców o lewicowych przekonaniach. Znów na sztandarach pojawiają się in vitro, związki partnerskie, wykluczeni, emerytury i płaca minimalna. Szef rządu zapowiada nawet, że nie będzie (już!) klęczał przed Kościołem – czyżby bolały go kolana? Te postulaty wracają co cztery lata i zostają tam, gdzie zwykle: na papierze.

Wystarczy więc przejrzeć nagłówki gazet i programów informacyjnych, by przekonać się, że kampania wyborcza w Polsce zaczęła się na dobre. W jakiej atmosferze będzie przebiegała? Co ją zdominuje? Dziś już wiadomo, że na czytelne reguły gry nie ma co liczyć.

Rzekoma koalicja

Kilka dni temu gościłem w programie Tomasza Lisa. Obok aktualnych tematów po raz kolejny wróciła sprawa rzekomej koalicji SLD i PiS. Nie mam już siły dementować tych bzdur. Nie przypominam sobie żadnej rozmowy z którymkolwiek z liderów PiS. W partyjnych gabinetach nie toczą się w tej sprawie żadne, powtarzam, żadne rozmowy. Wielokrotnie przekonywałem, że najważniejszy jest dla nas program. I nasi wyborcy. A o ewentualnych koalicjach będziemy rozmawiali po wyborach. Dziś z partią Jarosława Kaczyńskiego dzieli nas wszystko. Najlepiej ilustruje to raport z prac komisji kierowanej przez Ryszarda Kalisza, która wyjaśnia okoliczności tragicznej śmierci naszej koleżanki Barbary Blidy.

Dlaczego wobec tego nawet najlepsi publicyści w kraju wpychają nas w ramiona prezesa PiS i nabierają się na tego typu bzdury? Otóż odpowiedź jest prostsza, niż się wydaje. Rzekoma koalicja SLD – PiS to kolejny wyborczy fortel premiera Donalda Tuska. Nie wiem, czy wymyślił go sam szef rządu, czy podał mu go na tacy jego główny sufler – minister Igor Ostachowicz. Ten misterny plan skrojony specjalnie na potrzeby kampanii jest prosty. Składa się z dwóch punktów: wpychamy Napieralskiego w ramiona PiS, a sami gramy na wzmocnienie PSL.

Politycy Platformy doskonale wiedzą, że wahadło nastrojów społecznych coraz mocniej odchyla się w lewą stronę. Dobry wynik wyborczy SLD może mocno skomplikować im plany. A te są jasne: odtworzenie po wyborach koalicji z ludowcami i kolejne cztery lata beztroskich rządów. Waldemar Pawlak to dla PO idealny koalicjant. Słabszy, nieroszczeniowy, karnie naciskający guzik do głosowania.

Tusk gra więc na wzmocnienie PSL, a stawka tej gry jest prosta – 51 procent w wyborach. Bez względu na to, jaki wynik osiągnie Platforma – 40 procent, 33 procent – razem z ludowcami ma dać większość zdolną do sprawowania rządów.

Polityka to nie tylko strategiczne kombinacje kreślone w zaciszu gabinetów przez specjalistów od  PR. Władza to służba i ogromna odpowiedzialność. Banał? Nie. Recepta na normalność

Grę na PSL widać już na wielu frontach, chociażby w mediach publicznych. W ramach odpartyjnienia TVP ludzie Platformy delegowali na Woronicza byłego wiceministra rolnictwa... Scenariusz premiera to dla osłabionego PSL dar z niebios: kolejne cztery lata w rządzie i setki dobrych państwowych posad.

Niebezpieczna kombinacja

Platforma wpycha nas w ramiona PiS, a tymczasem sama nie chce się jasno określić wobec wniosku o postawienie przed Trybunałem Stanu Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry, czyli twórców koszmarnego systemu IV RP. Dlaczego PO w tej sprawie kluczy? Dlaczego unika jasnej deklaracji i sprowadza wszystko do absurdu? Przecież jeszcze niedawno liderzy tej partii zapewniali (także podczas kampanii wyborczej), że wyjaśnienie sprawy śmierci Barbary Blidy i ukaranie winnych jest dla nich niezwykle ważne. Odpowiedź jest prosta. PO już liczy szable i chce zachować zdolność koalicyjną z częścią posłów PiS – kolejnym koncesjonowanym PJN – którzy po wyborach mogą opuścić Kaczyńskiego.

Czy ta kombinacja okaże się skuteczna? Na pewno jest niebezpieczna. Dla wszystkich. Zaciemnia bowiem obraz polityki i czekającej nas kampanii wyborczej. Jakże ważnej kampanii, bo po sześciu latach Polacy mogą wreszcie powiedzieć „sprawdzam" prawicowemu eksperymentowi.

Jak w tej sytuacji zachowa się Sojusz Lewicy Demokratycznej? Nasza strategia kampanii wyborczej jest czytelna. Przede wszystkim  idziemy do tego ważnego sprawdzianu razem. Nie ma i nie będzie drugiej listy lewicy. Nie ma już po tej stronie sceny politycznej awantur, kłótni i wzajemnych pretensji. Sojusz Lewicy Demokratycznej jest świadomy wyzwań, jakie przed nim stoją. To my wprowadzaliśmy Polskę do UE i NATO. Dzisiaj jest z nami premier Józef Oleksy, który rozpoczynał proces dostosowywania polskiego prawa do brukselskich wymogów. Jest premier Leszek Miller, którego wysiłki i wreszcie podpis rozpoczęły wielki proces modernizacji polskich wsi i miast. Ludzie SLD nie kłócili się o krzesło i miejsce w samolocie. Teraz pora na drugi etap. Musimy wprowadzić Europę do każdego polskiego domu.

Europejskie standardy

Co to oznacza w praktyce? Pensje i emerytury na poziomie unijnej średniej, godna praca, bezpieczne autostrady, nowoczesne pociągi, do których nie wchodzi się przez okno. To system budowy mieszkań, brak kolejek w służbie zdrowia i równy dostęp do edukacji. To także europejskie standardy. Wreszcie – politycy, którzy nie mówią nam, jak żyć, którzy nie odbierają nam prawa do szczęścia, tylko rozwiązują konkretne problemy. I sprawne państwo. Dziś bowiem jakość usług publicznych firmowanych przez prawicowe rządy to pasmo porażek. Bezpłatna służba zdrowia to kolejki. Bezpłatna edukacja to brak przedszkoli i zamykane szkoły. Założenie własnej firmy to droga przez mękę, modernizacja infrastruktury to rozkopane drogi i kompromitujące problemy z wyłonieniem wykonawcy na budowę autostrad. Problemem dla dzisiejszych urzędników jest nawet zmiana rozkładu jazdy, co zakrawa na ponury żart. Sprawa jest poważna, zwłaszcza wtedy, kiedy obywatel bez sprawnie działającej urzędniczej maszynerii sobie nie poradzi. Pokazały to ubiegłoroczne powodzie. „Ja wam wójta nie wybierałem" – przekonywał powodzian premier i apelował, by przy następnych wyborach pamiętać, „kto co spieprzył".

Dlaczego więc broni ministra Grabarczyka, którego sam wybrał, a który koncertowo spartaczył budowę dróg i autostrad? Jeśli nie stanie się cud, za rok czeka nas kompromitacja i złość tysięcy kibiców, którzy nie dojadą na stadion, bo utkną w korkach na rozkopanych polskich drogach.

Polacy to pracowity i przedsiębiorczy naród, który od kilku lat zmaga się z indolencją władzy. Obywatele przyzwyczaili się, że rząd im nie pomaga. Ale dlaczego musi przeszkadzać? Nie musi.

Skończyć trzeba też z demonstracyjną propagandą sukcesu. Sam się zastanawiam, jak długo jeszcze ludzie będą nabierać się na te polityczne sztuczki. Jak długo jeszcze będą kupowali to ładnie opakowane badziewie, które po użyciu poważnie szkodzi. „Nikt ci tyle nie da, co Tusk obieca" – to hasło bardzo często pojawia się w czasie rozmów zwykłych Polaków. Rządowe exposé sprzed czterech lat to potencjalny scenariusz na komedię i dramat w jednym. I co z tego, skoro szef rządu już rozpoczął kolejny przedwyborczy festiwal obietnic.

Polityka nie może sprowadzać się do pustych obietnic, pogadanek o miłości i cudach. Polityka to nie tylko strategiczne kombinacje kreślone w zaciszu gabinetów przez specjalistów od  PR. Władza to służba i ogromna odpowiedzialność.  Banał?  Nie. Recepta na normalność.

Tak jak pierwiosnki zwiastują nadejście wiosny, tak od kilku lat niezmienne są symptomy zbliżającej się kampanii wyborczej. Jarosław Kaczyński łagodnieje, a Platforma Obywatelska rozpoczyna politykę transferową. Zachowuje się jak odkurzacz, który wsysa wszystko, co na prawo i lewo (potem przetwarza i wypluwa, ale to już po wyborach...).

Na starcie kampanii wyborczej liderów PO i PiS łączy jedno – rozpoczynają godowy taniec i uśmiechają się do wyborców o lewicowych przekonaniach. Znów na sztandarach pojawiają się in vitro, związki partnerskie, wykluczeni, emerytury i płaca minimalna. Szef rządu zapowiada nawet, że nie będzie (już!) klęczał przed Kościołem – czyżby bolały go kolana? Te postulaty wracają co cztery lata i zostają tam, gdzie zwykle: na papierze.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?