Upolityczniony Kościół katolicki? Tomasz Terlikowski

Czy dominikanin jest pewien, że krytyka działań nawet najbardziej zasłużonego kardynała jest krytyką nauczania Kościoła? – pyta filozof i publicysta

Aktualizacja: 21.08.2011 20:14 Publikacja: 21.08.2011 20:00

Tomasz P. Terlikowski

Tomasz P. Terlikowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Kłamstwo, ignorancję, fanatyzm, a także brak umiejętności spojrzenia na "społeczną naukę Kościoła i wiele kwestii religijnych inaczej niż oczami zacietrzewionego fanatyka" – zarzuca mi w tekście "Sukces Terlikowskiego" ("Gazeta Wyborcza", 17.08.2011) ojciec Tomasz Dostatni. A powodem jest artykuł w "Rzeczpospolitej" ("Ks. Natanek: między Lutrem a ojcem Pio", 12 sierpnia 2011 r.), w którym omawiając fenomen ks. Piotra Natanka, wskazałem, że jedną z przyczyn siły tego kapłana jest fakt "skrajnego upolitycznienia" krakowskiej kurii. I to jedno zdanie skłoniło zakonnika (choć w "GW" podpisał się zwyczajnie jako Tomasz Dostatni) do wytoczenia najcięższych armat, już nie tylko odnoszących się do mojego warsztatu dziennikarskiego, rzetelności i wiedzy, ale nawet katolicyzmu.

Twarde fakty

Być może bym się tym nawet przejął, gdyby nie jeden drobiazg. Otóż artykuł dominikanina jest najlepszym przykładem tego, jak nie należy pisać tekstów dziennikarskich. Weźmy choćby stwierdzenie, że moja opinia o kardynale Dziwiszu jest dowodem na to, iż nie jestem w stanie spoglądać na naukę społeczną Kościoła inaczej niż oczami zacietrzewionego fanatyka. Zadajmy proste pytanie: od kiedy to krytyka działań kurii jest wypowiadaniem się na temat nauczania społecznego Kościoła? Czy dominikanin jest pewien, że krytyka działań nawet najbardziej zasłużonego kardynała jest krytyką nauczania Kościoła? Jeśli tak, to o zacietrzewionym fanatyzmie i skrajnym klerykalizmie można mówić w odniesieniu do ojca Dostatniego, a jeśli nie, to jego zarzut jest funta kłaków wart.

Zakonnik domaga się twardych dowodów na polityczne zaangażowanie kurii krakowskiej. Postulat ten byłby zrozumiały, gdyby ojciec Dostatni spadł z księżyca po pięciu latach nieobecności w Polsce, ale trudno go zrozumieć u człowieka, który jest stałym komentatorem "Gazety Wyborczej".

 

Ale na moment załóżmy, że ojciec Tomasz rzeczywiście nie wie, o czym pisałem, i nie zna nazwisk osób, które za owo upolitycznienie odpowiadają. Zacznijmy zatem od wydarzeń.

Pierwszym z nich były słynne rekolekcje zorganizowane pod patronatem kardynała Stanisława Dziwisza dla polityków PO, po których Jan Maria Rokita oznajmił, że w Polsce mamy katolicyzm toruński i łagiewnicki. Później przyjęcie, w świetle kamer, i to tuż przed ciszą wyborczą Donalda Tuska. Kolejne wybory to spotkanie z Hanną Gronkiewicz-Waltz i zapewnianie jej o tym, że była ulubioną Hanią Jana Pawła II. Nie zabrakło także spotkania z Bronisławem Komorowskim przed ostatnimi wyborami. O czym rozmawiali politycy (w spotkaniu uczestniczył także poseł Ireneusz Raś i Sławomir Nowak) z kardynałem? O tym, że katolicy z PO są gorzej traktowani przez media katolickie niż katolicy z innych partii. Dla Jarosława Kaczyńskiego kardynał także znalazł czas, ale już w czasie ciszy wyborczej, by przypadkiem media nie zdecydowały się o tym poinformować. I wreszcie ostatnia procesja Bożego Ciała, w której wokół kardynała zebrali się wyłącznie politycy PO.

Trudno nie dostrzec też, że o ile kardynałowi Dziwiszowi od dawna przeszkadzała linia polityczna Radia Maryja (nieliczni już pamiętają, że skierował on do episkopatu list, w którym domagał się załatwienia tej sprawy), o tyle zupełnie nie przeszkadza mu to, że pod jego kuratelą działa "Tygodnik Powszechny", którego linia polityczna jest przynajmniej równie widoczna, jak linia mediów ojca Rydzyka, tyle że inaczej skierowana. Nie słychać też wezwań kardynała o zaprzestanie działalności politycznej ks. Kazimierza Sowy, który coraz częściej w mediach prezentuje raczej linię PO niż Kościoła. Gdyby rzecz dotyczyła świeckiego, nie byłoby problemu, ale mówimy o duchownym, którego rolą nie jest bycie rzecznikiem partii, lecz pasterzem.

Jeśli do tego dorzucić fakt, że najbliższy współpracownik księdza kardynała ks. Dariusz Raś jest bratem szefa PO w Małopolsce – posła Ireneusza Rasia i że ten ostatni chętnie wykorzystuje te braterskie relacje do budowania poparcia dla swojej partii, to obraz stanie się pełny.

Krakowski sposób  załatwiania spraw

Absurdalny jest także zarzut, że nie podaję nazwisk księży i zakonników, których podburzano przeciwko ks. Natankowi (ale nie tylko, bowiem dokładnie tę samą strategię zastosowano wobec ks. Tadeusza Isakowicza- -Zaleskiego) czy na których naciskano w jego sprawie. Ojciec Dostatni doskonale zdaje sobie przecież sprawę, że gdybym takie nazwiska podał, to duchowni ci zostaliby spaleni w oczach własnego arcybiskupa. Na krytykę ordynariusza miejsca może sobie pozwolić zakonnik albo świecki, ale nie duchowny diecezjalny, którego posługa i możliwość w miarę spokojnego życia zależy od biskupa.

Kapłan, który wychyliłby się z jakimiś uwagami czy który – pod nazwiskiem – wypowiedziałby się na temat metod stosowanych przez kurię krakowską, by załatwiać problemy z księżmi (a nie są to metody bliskie personalizmowi Jana Pawła II) błyskawicznie zostałby "ustawiony" tak jak ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który oficjalnie nie pełni żadnych obowiązków we własnej archidiecezji (Fundacja Brata Alberta jest fundacją świecką, a nie kościelną), a posługę kapłańską sprawuje jedynie jako kapłan birytualista w rycie ormiańskim. Gdyby nie fundacja i nie obrządek ormiański, a także zaangażowanie medialne – to ksiądz Zaleski nie miałby z czego żyć.

Inni krytyczni wobec kardynała czy kurii krakowscy duchowni nie mają takich możliwości, więc zwyczajnie nie wypowiedzą się pod nazwiskiem.

Ale "krakowski" sposób załatwiania spraw z niewygodnymi księżmi widać zresztą nawet w oświadczeniu księdza kardynała Stanisława Dziwisza odnoszącym się do mojego tekstu. Otóż w dokumencie tym ksiądz, który ostrożnie, ale zdecydowanie krytykuje działania kurii, uznany został za "niezrównoważonego". Dla podwładnego – nawet w świeckiej instytucji – takie słowa to zwyczajny mobbing, dla księdza zaś to niezwykle trudna sytuacja, analogiczna do tej, gdy ojciec mówi takie rzeczy o własnym synu.

Wiedza czy emocje

I na koniec jeszcze słów kilka o wiedzy ojca Dostatniego. Zarzuca mi on także to, że nie znam i nie rozumiem roli reformacji i jej przyczyn. Powodem tak ostrej opinii jest moje stwierdzenie, że tym, co odróżnia Lutra od św. Franciszka jest posłuszeństwo Kościołowi. Ten pierwszy, choć w wielu kwestiach miał rację, wypowiedział je i doprowadził do schizmy, a z czasem wielkiego podziału w łonie chrześcijaństwa. Ten drugi też miał rację, jednak wybierał zawsze posłuszeństwo Kościołowi i dlatego Kościołowi służy obecnie wiele tysięcy jego duchowych synów. Wiedza na temat historii reformacji czy skomplikowanych jej przyczyn nie może przesłaniać tej podstawowej prawdy. I wiedzieć o tym powinien także dominikanin, szczególnie że jego zakon został powołany do tego, by bronić jedności Kościoła, a nie by usprawiedliwiać rozłamy.

Niestety, obserwując działalność ojca Dostatniego, można odnieść wrażenie, że ze swoim duchowym ojcem, św. Dominikiem, niewiele ma on już wspólnego. Od troski o jedność Kościoła czy wierność Ewangelii bardziej zdaje się dla niego liczyć obecność na łamach "Gazety Wyborczej", która z obrony chrześcijańskich wartości nie jest jakoś szczególnie znana.

Autor jest publicystą, redaktorem naczelnym portalu Fronda.pl

Kłamstwo, ignorancję, fanatyzm, a także brak umiejętności spojrzenia na "społeczną naukę Kościoła i wiele kwestii religijnych inaczej niż oczami zacietrzewionego fanatyka" – zarzuca mi w tekście "Sukces Terlikowskiego" ("Gazeta Wyborcza", 17.08.2011) ojciec Tomasz Dostatni. A powodem jest artykuł w "Rzeczpospolitej" ("Ks. Natanek: między Lutrem a ojcem Pio", 12 sierpnia 2011 r.), w którym omawiając fenomen ks. Piotra Natanka, wskazałem, że jedną z przyczyn siły tego kapłana jest fakt "skrajnego upolitycznienia" krakowskiej kurii. I to jedno zdanie skłoniło zakonnika (choć w "GW" podpisał się zwyczajnie jako Tomasz Dostatni) do wytoczenia najcięższych armat, już nie tylko odnoszących się do mojego warsztatu dziennikarskiego, rzetelności i wiedzy, ale nawet katolicyzmu.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Źle o Nawrockim, dobrze o Hołowni, w ogóle o Mentzenie
Opinie polityczno - społeczne
Wybory prezydenckie zostały rozstrzygnięte. Wiemy już, co zrobi nowy prezydent
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne