Kłamstwo, ignorancję, fanatyzm, a także brak umiejętności spojrzenia na "społeczną naukę Kościoła i wiele kwestii religijnych inaczej niż oczami zacietrzewionego fanatyka" – zarzuca mi w tekście "Sukces Terlikowskiego" ("Gazeta Wyborcza", 17.08.2011) ojciec Tomasz Dostatni. A powodem jest artykuł w "Rzeczpospolitej" ("Ks. Natanek: między Lutrem a ojcem Pio", 12 sierpnia 2011 r.), w którym omawiając fenomen ks. Piotra Natanka, wskazałem, że jedną z przyczyn siły tego kapłana jest fakt "skrajnego upolitycznienia" krakowskiej kurii. I to jedno zdanie skłoniło zakonnika (choć w "GW" podpisał się zwyczajnie jako Tomasz Dostatni) do wytoczenia najcięższych armat, już nie tylko odnoszących się do mojego warsztatu dziennikarskiego, rzetelności i wiedzy, ale nawet katolicyzmu.
Twarde fakty
Być może bym się tym nawet przejął, gdyby nie jeden drobiazg. Otóż artykuł dominikanina jest najlepszym przykładem tego, jak nie należy pisać tekstów dziennikarskich. Weźmy choćby stwierdzenie, że moja opinia o kardynale Dziwiszu jest dowodem na to, iż nie jestem w stanie spoglądać na naukę społeczną Kościoła inaczej niż oczami zacietrzewionego fanatyka. Zadajmy proste pytanie: od kiedy to krytyka działań kurii jest wypowiadaniem się na temat nauczania społecznego Kościoła? Czy dominikanin jest pewien, że krytyka działań nawet najbardziej zasłużonego kardynała jest krytyką nauczania Kościoła? Jeśli tak, to o zacietrzewionym fanatyzmie i skrajnym klerykalizmie można mówić w odniesieniu do ojca Dostatniego, a jeśli nie, to jego zarzut jest funta kłaków wart.
Zakonnik domaga się twardych dowodów na polityczne zaangażowanie kurii krakowskiej. Postulat ten byłby zrozumiały, gdyby ojciec Dostatni spadł z księżyca po pięciu latach nieobecności w Polsce, ale trudno go zrozumieć u człowieka, który jest stałym komentatorem "Gazety Wyborczej".
Ale na moment załóżmy, że ojciec Tomasz rzeczywiście nie wie, o czym pisałem, i nie zna nazwisk osób, które za owo upolitycznienie odpowiadają. Zacznijmy zatem od wydarzeń.