Dziewiąty października to bardzo ważny dzień. Tego dnia Polska pozostanie na szlaku, którym podążają niemal wszystkie kraje Unii Europejskiej, albo wpadnie na rafę. To nie jest straszenie, co mocno podkreślam! To przewidywanie czegoś, co może się stać, ale czego można uniknąć. I to zależy od wyborców, zarówno od tych, którzy pójdą głosować, jak i od tych, którzy zostaną w domu.
Czy potrzebne jest takie państwo
Poniedziałek po wyborach może być początkiem drugiej próby budowania państwa, której pierwszą przerwał, po dwu latach, szczęśliwy zbieg okoliczności w roku 2007. Wielu ludzi dobrze tamten czas pamięta, ale dorośli młodzi. Więc warto postawić kilka pytań z przypomnieniem.
Czy Polska potrzebuje kolejnego podejścia do tworzenia ustroju, w którym każdy obywatel mógł stać się podejrzanym, bo w logice tego ustroju i w mentalności jego twórców nie było niewinnych. Zarówno jednostek, jak i grup społecznych; lekarzy (najlepiej wybitnych), prawników, dziennikarzy (z krótkich list), inteligentów ze złej strony (łże–elit, wykształciuchów), biznesmenów, w końcu własnych koalicjantów. Byli co najwyżej ci, na których nie spoczęło srogie oko władzy, bo nie przyszła na nich kolej, albo dołożyli starań, by nie dać do tego okazji. Jak oko spoczęło, to choćby taki czy inny agent nie zdołał podejrzanego podpuścić do złego i choćby nic nie dało się z niego wydusić w areszcie wydobywczym, to podejrzanym zostawał.
Czy Polsce jest potrzebne państwo, w którym główną, najbardziej wpływową częścią jest nieformalna, półtajna superstruktura złożona z policji, prokuratury i służb specjalnych, na czele z generalnym nadzorcą społeczeństwa zwanym "ministrem sprawiedliwości". Czy w państwie narady premiera z szefami tej superstruktury mają być ważniejsze, a kto wie czy nie częstsze, niż posiedzenia Rady Ministrów?
Czy przysłuży się krajowi ustrój, w którym podział władz i wielość niezależnych ośrodków wpływu społecznego zastępowana będzie w jedną noc, lub krok po kroku, przez faktyczną centralizację władzy i wpływu w ręku jednego człowieka. Bo trzeba usunąć "impossybilizm" państwa, czyli stworzyć system, w którym skoncentrowana władza może wszystko? Także ustalać, kto ma prawo informować społeczeństwo i uczyć dzieci, a kto przez zły profil nie może tego robić.