Polityczny celebryta

Stefan Niesiołowski powinien zniknąć z polityki. Przez ostatnie dwadzieścia lat nie wniósł do niej nic pozytywnego. Bilans jego dokonań równa się zeru – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 28.05.2012 23:53

Piotr Gursztyn

Piotr Gursztyn

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Tabloidy mają paskudny zwyczaj nazywania polityków, szczególnie parlamentarnych, darmozjadami. W przytłaczającej większości przypadków jest to atak niesprawiedliwy. Większość posłów i senatorów pracuje ciężko w komisjach, współtworząc nowe ustawy, zgłaszając zapytania i interpelacje.

Bez trwałych dokonań

To jednak nie dotyczy Stefana Niesiołowskiego, który spędził swoje pięć kadencji poselskich i jedną senatorską jako polityczny celebryta. Czyli ktoś, kogo wszędzie widać, ale nikt nie ma z tego pożytku.

Żeby było jasne – powyższy zarzut nie dotyczy działalności Niesiołowskiego przed rokiem 1989 r. Tu jego zasługi są niepodważalne. Ale gdyby ten argument miał być kryterium w ocenie obecnej polityki, to marszałkiem Sejmu powinien być dziś Kazimierz Świtoń, Antoni Macierewicz fetowany na salonach, a bracia Kowalczykowie powinni podzielić się funkcjami prezydenta i premiera.

Zaś Platforma musiałaby przeprosić za to, że w ostatnich wyborach senackich poparła Marka Borowskiego przeciw Zbigniewowi Romaszewskiemu (z którym skądinąd zaledwie kilka lat temu Niesiołowski zakładał zapomnianą dziś partię).

Zarzut nieprzydatności dotyczy politycznego funkcjonowania Niesiołowskiego po roku 1989, szczególnie ostatnich kadencji. Jakie zasługi ma Niesiołowski z tego czasu? Czy był autorem jakiejś ważnej ustawy? Pełnił jakąś funkcję?

Po kolei – Stefan Niesiołowski dawno dawno temu był przewodniczącym klubu ZChN, potem jednym z sekretarzy klubu AWS. Jak dziesiątki innych zapomnianych dziś polityków. Na złość PiS był wicemarszałkiem Sejmu. A gdy nie starczyło dla niego tej funkcji w obecnej kadencji, dostał na otarcie łez szefostwo Komisji Obrony Narodowej. Choć wszyscy wiedzą, że na tym się nie zna.

Co ciekawe, nigdy nie był ministrem ani nawet wiceministrem. Przez pięć swoich kadencji był członkiem klubów tworzących lub wspierających rząd. Był dostatecznie znany, aby wytargować dla siebie szefostwo resortu. Lub przynajmniej zostać wiceministrem. Dla większości polityków objęcie funkcji choćby „wicka" jest znaczącym krokiem w karierze i szansą na pozostawienie po sobie trwałych dokonań. To nie było trudne, bo każda ekipa rządowa miała problem ze znalezieniem odpowiednio kompetentnych wiceministrów.

Niesiołowski, ze swoim doświadczeniem politycznym i zawodowym, mógłby być ministrem lub wiceministrem edukacji lub szkolnictwa wyższego. Niestety, to ciężka praca i prawie całkowita nieobecność w mediach.

Równie charakterystyczne jest to, że w jego działalności politycznej nie widać zupełnie tego, co mogłoby być atutem. Czyli faktu, że jest wykładowcą akademickim, profesorem doktorem habilitowanym.

Dopisany do dwóch zapytań

Tu zresztą jest moment, kiedy trzeba wziąć go w obronę. Niesiołowski pada ofiarą chamskich żartów, że to profesor tylko od muchówek. To wyjątkowo niesprawiedliwe, bo udało mu się osiągnąć stopnie naukowe jeszcze w PRL. Chamstwo tych pseudożartów jest tym większe, że najłatwiej formułowanie go przychodzi ludziom, którzy mieli problem ze zdobyciem licencjatu, nie mówiąc już o magisterium.

Prawie wszyscy posłowie wykorzystują swój zawodowy background w działalności politycznej. Walczą o sprawy swoich środowisk zawodowych, zapisują się do odpowiednich komisji. Ale nie Niesiołowski, jego sprawy szkolnictwa wyższego nie obchodziły.

Ktoś powie, że dlatego iż jest to typowy polityk parlamentarny. Jednak sejmowe archiwum nie jest zbyt bogate dzięki plenarnej działalności byłego wicemarszałka. W tej kadencji miał trzy wypowiedzi – dwie będące atakami na PiS i czołowych polityków tej partii. Atakami mającymi niewielki związek merytoryczny z tematem debaty. Trzecia zaś to równie mało merytoryczny atak na szefa „Solidarności".

W zeszłej kadencji miał 17 wypowiedzi przez cztery lata (niektóre z nich to krótkie zwischenrufy). Oczywiście tematyka też ściśle określona (bez PiS nie miałby o czym mówić). Nawet gdy dotyczyło to sprawy całkowicie pozbawionej kontrowersji – ustanowienia Narodowego Dnia Pamięci Powstania Warszawskiego – znalazł okazję do ataku na inicjatora, czyli poprzedniego prezydenta.

Praca w Sejmie to też składanie zapytań i interpelacji, najczęściej w sprawach ważnych dla mieszkańców własnego okręgu wyborczego. W tej kadencji Niesiołowski dopisał się tylko do dwóch zapytań, przygotowanych zresztą przez innych posłów. W poprzedniej, na podobnej zasadzie, dopisał się też do dwóch zapytań.

Imponujący dorobek! W tym kontekście nie ma co się dziwić dziennikarzom, takim jak Agnieszka Burzyńska z RMF, która zapytana o Niesiołowskiego przez jeden z portali odpowiedziała, że zaprosiła go do swojego programu ostatni raz cztery lata temu: – Uznałam, że nigdy więcej. Uważam, że nie ma sensu zapraszać ludzi, którzy nie mają nic do powiedzenia oprócz tego, że Jarosław Kaczyński jest zły.

Byłoby spokojniej

W ostatni piątek, podczas posiedzenia Rady Krajowej PO, mogliśmy zobaczyć, że głównie z tego powodu Niesiołowski jest kimś ważnym dla PO. Skoro jest atakowany, to jest nasz, trzeba go bronić i samemu atakować. Ale to właśnie sprawia, że obecność Niesiołowskiego w polityce jest receptą na ciągłą wojnę i eskalację agresji. Bez niego byłoby spokojniej.

Platforma nic by nie straciła, gdyby odesłała 68-letniego posła na emeryturę. Wskazują to – wbrew stereotypowi – sami wyborcy PO. W 2007 r. Niesiołowski zdobył dla PO prawie 70 tys. głosów, w 2011 niecałe 37 tys. W okręgu lubuskim, w którym startował, przez te cztery lata Platforma straciła 36 tys. głosów. To niewątpliwa jego zasługa, bo inni posłowie nie mieli takich strat.

Tabloidy mają paskudny zwyczaj nazywania polityków, szczególnie parlamentarnych, darmozjadami. W przytłaczającej większości przypadków jest to atak niesprawiedliwy. Większość posłów i senatorów pracuje ciężko w komisjach, współtworząc nowe ustawy, zgłaszając zapytania i interpelacje.

Bez trwałych dokonań

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?