Gwizdy, buczenie, hipokryzja

Kto zyskał, kto stracił

Publikacja: 04.08.2012 11:21

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Jak długo wyskoki, to z prawa, to z lewa, będą znajdywały swoich obrońców, przekraczane będą kolejne granice przyzwoitości.

Kto najbardziej stracił w tym tygodniu? Na pierwszy rzut oka, straciliśmy wszyscy, bo gwizdy i buczenie na cmentarzu czy na kopcu powstania warszawskiego nikomu chluby nie przynoszą. Ktoś mógłby tu jeszcze dodać do tych, którzy stracili tych którzy gwizdali, albo może i tych, którym klaskano. Wszystko prawda, wydaje mi się jednak, że najbardziej stracili ci, którzy to gwizdanie próbowali usprawiedliwić.

Z prawej strony od początku zaczęły płynąć uzasadnienia: no gwizdy nie są fajne, ale przecież podobno na koncercie Madonny też gwizdano podczas puszczania filmiku o powstaniu warszawskim. Poseł PiS Przemysław Wipler uspakajał, że ludzie gwizdali, bo Hanna Gronkiewicz Waltz i Straż Miejska kojarzą im się z niszczeniem zniczy na Krakowskim Przedmieściu. W Internecie szybko pojawił się żart, że z pewnością prezydent Bronisław Komorowski zgłosi teraz nowelizację ustawy o zgromadzeniach publicznych, która zakaże gwizdania i buczenia. Zaskakuje to usprawiedliwienie u tych samych, którzy narzekali, że Lech Kaczyński nie spotykał się z wystarczającym szacunkiem ze strony oponentów.

Byłem zaskoczony dobrym samopoczuciem wszystkich po gwizdach z okazji rocznicy powstania. Ci na których gwizdano (może za wyjątkiem gen. Ścibor-Rylskiego, który podobnie jak powstańcy historię tę niezwykle przeżył) oraz inni politycy PO wyglądali na niezwykle zadowolonych. To prawdziwa Schadenfreude, że przeciwnicy polityczni okazali się burakami. Platforma i jej sojusznicy dostali do ręki kolejny argument, że teraz gwiżdżą, 11 listopada rzucali kamieniami, 12 czerwca bili Rosjan, a niedługo wdzieją brunatne koszule i staną się regularną bojówką. Od razu zaczęło się przypominanie, jaką rolę podczas wojny na Bałkanach pełnili kibice. Innymi słowy zaczęło się licytowanie na antykaczystowską histerię, dla której chamskie gwizdy na cmentarzu stają się oczywistą porażką.

Ale satysfakcji nie kryła i druga strona. PiS zamiast  sprawę zmilczeć, nie krył satysfakcji, że Tuska i Gronkiewicz-Waltz spotkał afront. Poseł Wipler w "Naszym Dzienniku" tak tłumaczył zajścia na kopcu: "Ludzie nie mają innej możliwości wyrażenia tego, co myślą o władzach Warszawy". Nie słyszałem również komentarza delegacji PiS, podczas złożenia wieńców której krzyczano „Chwała bohaterom” (czyli bohaterem II Wojny jest Mariusz Błaszczak a nie Władysław Bartoszewski?).

Ale w logice wojny tak jest: skoro nie lubimy Platformy, a na nią gwiżdżą, nam klaszczą, więc jest super. Jak prawa strona usprawiedliwiała gwizdy, pisałem wyżej.

I ze zdumieniem spostrzegam, że oto dzieje się coś okropnego (zresztą dzieje się tak coraz częściej), a wszyscy zamiast wyciągnąć z tego wnioski, są zachwyceni. Naprawdę mało kto, może za wyjątkiem powstańców, namawiał do opamiętania.

Nie wierzę w scenariusze bałkańskie, widać jednak wyraźnie, że oto w imię politycznej walki obie strony sporu godzą się na coraz dalsze przesuwanie granic tego, co dopuszczalne w sferze publicznej.

Skoro młodzieńcy dwa lata temu mogli bezkarnie szarpać modlących się pod krzyżem, dlaczego strona smoleńska miałaby teraz odpuścić? Skoro Straż Miejska gasi znicze i zabiera świeże kwiaty spod pałacu, dlaczego chłopcy od Dominika Tarasa nie mieliby do tych zniczy nasikać? Przecież i tak znajdą się ich obrońcy.

Skoro można robić happening gwiżdżąc pod Wawelem przeciw pochówkowi Kaczyńskiego obok Piłsudskiego, dlaczego sympatycy Kaczyńskiego mają nie gwizdać na Powązkach?

Jeśli sejmowa komisja etyki nie widzi nic nagannego w krzyczeniu przez posła Niesiołowskiego „won do PiS-u” na dziennikarkę, samego zaś posła zaczynają bronić „autorytety”, to znaczy, że jak chłopcy z drugiej strony przesuną kolejne granice etyczne, gros prawicowych publicystów znajdzie dla nich wystarczające usprawiedliwienie, no bo wiadomo, nierównowaga medialna, trzeba PiS-u bronić, nawet jak nie ma racji.

I tak obyczaje się non stop psują i każde kolejne wydarzenia zamiast dać do myślenia, tylko przesuwają granice tego co niedopuszczalne.

Ktoś myślał, że tragiczna śmierć Marka Rosiaka w Łódzkim biurze PiS da komuś do myślenia? Nic z tego, Stefan Niesiołowski od razu sprawę zmienił w farsę słynnym „te kule były dla mnie” i zaraz usłyszeliśmy, że i tak Kaczor jest wszystkiemu winien.

Czy 11 listopada otrzeźwiło prawicę? Wydawało się, że dla prawej strony będzie to sygnał alarmowy, że sojusz z kibolami i narodowcami może się skończyć kompromitacją. Ale nic z tych rzeczy, okazało się, że winną wszystkiego była Hanna Gronkiewicz-Waltz, która utrzymywała Krytykę Polityczną, która to Krytyka zaprosiła Niemców, którzy to Niemcy wywołali burdę. Burda, owszem była, ale problemem była wojna kibolstwa z policją na placu konstytucji, nie z lewakami. Ale duża grupa prawicowych publicystów od razu zaczęła pisać o medialnej manipulacji, o stacjach które nie pokazały tysięcy spokojnych manifestantów świętujących niepodległość, lecz pokazywała zamaskowanych chuliganów wyrywających bruk podczas bitwy z funkcjonariuszami. Znalazło się sto innych powodów do tego, by stwierdzić, że temu, co działo się 11 listopada winna jest wyłącznie lewica. Wszyscy w sprawie byli ślepi na jedno oko, i widzieli tylko grzechy drugiej strony.

No ale skoro stronami sporu są według jednych patrioci i zdrajcy, a według drugich demokraci i faszyści, każde wydarzenie nakręca tę wojnę. I choć kolejne wydarzenia każą nam zadać pytanie: „co się z nami dzieje”, przecież nagle oto większość prawicy nie może się oburzyć na gwizdy. Bo co, staną po tej samej stronie co Platforma i Tomasz Lis? Niedoczekanie.

Pytanie tylko, co złego musi się stać, byśmy otrzeźwieli i by mentalność plemienna (lojalności wobec swoich) ustąpiła miejsca odruchowi odpowiedzialności za całą wspólnotę? Strach pomyśleć.

Jak długo wyskoki, to z prawa, to z lewa, będą znajdywały swoich obrońców, przekraczane będą kolejne granice przyzwoitości.

Kto najbardziej stracił w tym tygodniu? Na pierwszy rzut oka, straciliśmy wszyscy, bo gwizdy i buczenie na cmentarzu czy na kopcu powstania warszawskiego nikomu chluby nie przynoszą. Ktoś mógłby tu jeszcze dodać do tych, którzy stracili tych którzy gwizdali, albo może i tych, którym klaskano. Wszystko prawda, wydaje mi się jednak, że najbardziej stracili ci, którzy to gwizdanie próbowali usprawiedliwić.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?