Jednym z najtańszych podręcznikowych tekstów wypowiadanych przez pracodawców właśnie rozstających się z pracownikami czy współpracownikami jest ten o „nowych możliwościach", „zbawiennym wpływie zmian" i tak dalej. Z reguły to kłamstwo, ale mam wrażenie, że akurat Szymonowi Hołowni pożegnanie z tygodnikiem „Newsweek" wymuszone agresywną antyklerykalną linią gazety może wyjść na dobre.
Zresztą Tomaszowi Lisowi, naczelnemu tygodnika, trudno zarzucić sztampowość w rozstaniach. „Załgany, pseudoliberalny, pseudodoktrynalny, dwie piersi ssący, liberalny katolik" - być może odbiega to nieco od kunsztu, który prezentował bohater filmu „W chmurach", mistrz kulturalnych zwolnień, ale dla Hołowni powinno być nader poznawcze.
A także dla wszystkich tych, którzy określali się jako „liberalni katolicy", „wierzący antyklerykałowie", „reformatorzy", czy jak ich zwał, tak zwał. Dla tej grupy osób, które reprezentowały katolicyzm gazetowyborczy, uniowolnościowy. - Kościół wymaga reform, nie jesteśmy przeciwko Bogu, lecz przeciwko słabościom instytucji, odrzucamy zaściankowość, pozostając przy wierze - przekonywali ci ludzie do tej pory.
No to mają odpowiedź Tomasza Lisa, który sam jakiś czas temu publicznie rosił ziemię łzami lanymi z żalu po Janie Pawle II, a dziś nie ma wątpliwości, że „w czasach ostrych podziałów i ostrej walki bycie pomiędzy i pośrodku częściej niż znakiem racjonalizmu jest znakiem asekuranctwa i oportunizmu". Przynajmniej szczerze. Jesteśmy my i oni. Albo jesteś z nami, albo oberwiesz. Tu nie ma miejsca na jakieś refleksje, analizy, ocenianie poszczególnych przypadków, uczciwość czy rzetelność. Cokolwiek by ten Kościół zrobił, zawsze będzie wrogiem.
Kościół, lewica, pieniądze
Oto gratyfikacja, którą za lata wiary w linię „Tygodnika Powszechnego" odbierają dziś jej wyznawcy, a także wszyscy ci, którzy wierzyli w autentyczną troskę o Kościół środowisk permanentnie go atakujących. Przestaliście być potrzebni, swoją rolę odegraliście, teraz jedyne, co można jeszcze zrobić, to na was ostentacyjnie splunąć.