D
rogi Robercie, supermarkety – agresywne religijne bojówki, które grubo miesiąc przed świętami przypominają, że za chwilę Boże Narodzenie. Na ten czas mobilizują się ludzie pióra, którzy wyłącznie w listopadzie wydają książki. Tylko tak można je sprzedać. Gdyby nie święta, ludzie w ogóle przestaliby je kupować, a dając prezent, najłatwiej wybronić się książką. To zresztą najtańszy sposób, by wypaść na intelektualistę. Oprawki ze szkłami zerówkami są droższe. Nic dziwnego, że przed świętami sprzedaje się połowa wszystkich książek w roku. Reszta to prezenty na urodziny i imieniny.
J
estem z tych, którzy nie znoszą dawać prezentów. Nigdy nie wiem, co podarować. A dać trzeba, bo oni dadzą. Pomyślałem o prezentach teraz, bo im wcześniej ma się to za sobą, tym lepiej. Ostatni tydzień przed świętami to przecież czysty horror. Każda niby ostatecznie podjęta decyzja wydaje ci się głupia. Pachnące mydło? Pomyśli, że mam ją za brudasa. Porcelanowy wazonik? Ma już taki. Sweter? Będzie za mały i nie ten kolor. Srebrne sztućce? To można było dawać babciom w latach 60. Perfumy? Powie, że zapach dla starych bab. Od razu pomyśli, że to na siłę, z przymusu, rezultat bezpomysłowej rozpaczy. A na co dzień, a dla innych to taki kreatywny, świnia. A ona by chciała od serca.
K