Pierwsze tygodnie nowego roku akademickiego 2013/2014 to okazja do podsumowań dokonań i snucia planów na przyszłość. Szkolnictwo wyższe w Polsce to tematyka bardzo rozległa, wielowątkowa, skomplikowana, a jednocześnie niezwykle ważna dla przyszłości Polski. Miejsce naszego kraju w zglobalizowanym świecie za kilka, kilkanaście i kilkadziesiąt lat zależeć będzie w coraz większym stopniu od tego, jakim kapitałem ludzkim będziemy dysponować. O rozmiarach i jakości tego kapitału decydują nakłady na szkolnictwo wyższe ponoszone zarówno z funduszy publicznych, jak i prywatnych. Innymi słowy batalia o przyszłe miejsce Polski w świecie w dużym stopniu rozgrywa się na uniwersytetach. W niniejszym tekście chciałbym zwrócić uwagę na dwie niezwykle ważne sprawy: sposób finansowania szkolnictwa wyższego oraz współpracę uczelni wyższych w ramach dużych ośrodków akademickich. Wspólnym wątkiem łączącym te sprawy jest efektywność funkcjonowania szkolnictwa wyższego w Polsce.
Finansowanie szkolnictwa wyższego
W okresie niżu demograficznego, spowolnienia wzrostu gospodarczego, a także w warunkach bardzo liberalnych zasad migracji absolwentów należy postawić pytanie o to, jak finansować szkolnictwo wyższe, by zapewnić naszemu państwu jak najwyższy zwrot z nakładów ponoszonych na ten sektor. Publiczne finansowanie tzw. bezpłatnych studiów budzi wątpliwości zwłaszcza wtedy, gdy ich absolwenci będąc obywatelami wolnego świata emigrują masowo z Polski. Pytania, które postawię, nie są przejawami zaściankowości – to fundamentalne pytania ekonomisty, który chce mierzyć relację nakładów do wyników w odniesieniu do każdego podejmowanego działania. Taki imperatyw obowiązuje zwłaszcza wtedy, gdy w grę wchodzą kwoty idące w miliardy złotych rocznie – tak jest w wypadku szkolnictwa wyższego w Polsce. Czy stać nas na taki luksus, że część środków wydawanych na szkolnictwo wyższe nie przynosi zwrotu państwu i społeczeństwu, które ponosi te nakłady z pieniędzy podatnika? Czy kształcenie absolwentów za publiczne pieniądze i następnie ich emigracja są zgodne z naszymi interesami? Czy mamy wystarczającą wiedzę o tym, jak przedstawia się sytuacja w odniesieniu do absolwentów różnych typów uczelni i kierunków studiów? Które grupy absolwentów emigrują najczęściej i jak do się ma do wysokości nakładów finansujących ich studia? Z ekonomicznego punktu widzenia (którego nie należy demonizować, ale którego nie wolno też pomijać) pompowanie publicznych pieniędzy w kształcenie absolwentów emigrujących masowo za granicę jest zwykłą niegospodarnością. Czy w tej sytuacji częściowa choćby odpłatność za studia ze strony ich beneficjentów nie byłaby bardziej racjonalnym rozwiązaniem? W moim przekonaniu te pytania wymagają refleksji i wypracowania odpowiedzi ponad partyjnymi podziałami, bo dotyczą fundamentów naszej przyszłości. W świecie funkcjonują bardzo zróżnicowane modele finansowania szkolnictwa wyższego. W modelu anglosaskim studia są zazwyczaj finansowane ze środków prywatnych, przy jednoczesnym istnieniu systemów stypendialnych, kredytów studenckich itp. Nie przesądzając w tym miejscu o wyższości tego systemu należy jednak zgodzić się z opinią, że zapewnia on powiązanie pomiędzy tym, kto studia finansuje i tym, kto uzyskuje pożytki płynące z wyższego wykształcenia. Wykształcony za własne pieniądze pedagog, lekarz, chemik czy ekonomista może czuć się w pełni wolny (również w sensie etycznym) w kwestii wyboru miejsca pracy i zamieszkania, może emigrować w poszukiwaniu lepszego życia. Wydaje się, że podobna wolność nie obowiązuje, a przynajmniej nie powinna obowiązywać w tych wypadkach, gdy zdobyte wykształcenie zostało sfinansowane ze środków publicznych. Beneficjentem korzyści płynących z wyższego wykształcenia winno być bowiem także społeczeństwo, a nie tylko sam absolwent. I tutaj pojawia się pytanie, jak można rozwiązać powyższy dylemat. Odrzucić należy rozwiązania idące w kierunku ograniczenia wolności absolwentów stosowane w Polsce w okresie gospodarki socjalistycznej. Trudno sobie dziś wyobrazić wystawianie przez absolwentów wyjeżdżających za granicę weksli (żyrowanych na przykład przez członków rodziny) gwarantujących zwrot kosztów studiów w wypadku, gdyby nie wrócili do kraju. W tej sytuacji jedynym uzasadnionym ekonomicznie pociągnięciem jest wprowadzenie odpłatności za studia, wspartej systemem stypendiów i kredytów. Możliwość zawarcia kompromisu wymagałaby zapewne, by była to odpłatność częściowa, a nie całkowita. Zgoda polityczna na takie rozwiązanie jest według mnie tylko kwestią czasu.
Współpraca uczelni poznańskich
Relacje pomiędzy uczelniami publicznymi zlokalizowanymi w dużej aglomeracji to kolejna fundamentalna kwestia dla efektywności szkolnictwa wyższego w Polsce. Warto się nad tym zastanowić niedługo po Poznańskiej Inauguracji Akademickiej z udziałem Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego. Osiem uczelni publicznych postanowiło przy współpracy z władzami Poznania zorganizować wspólną inaugurację. Miała ona symbolizować dotychczasową dobrą współpracę pomiędzy tymi uczelniami, a także gotowość do jej dalszego intensywnego rozwijania. Miała także pokazać pozycję poznańskiego środowiska akademickiego w Poznaniu, w Wielkopolsce, a także na arenie Międzynarodowej. Miała ponadto stanowić wyraz zgodnego współdziałania i wsparcia władz Poznania dla środowiska akademickiego, które w wysokim stopniu przyczynia się do budowy unikalnego wizerunku Poznania.
Na przykładzie uczelni poznańskich można stwierdzić, że każda uczelnia na poziomie deklaracji wykazuje się dużą otwartością na otoczenie, co powinno oznaczać również gotowość do współpracy z innymi jednostkami. W punkcie wyjścia jedno jest pewne – obecna liczba uczelni i podział pracy pomiędzy nimi kłócą się z zasadami ekonomii i zdrowego rozsądku. Ta bolesna diagnoza, znana niestety dopiero dziś, mogłaby być ostrzeżeniem dla tych, którzy przez kilkadziesiąt lat budowali szkolnictwo wyższe w Poznaniu. Historia ma to do siebie, że nikt nie myślał o całości, a wszyscy kierowali się przede wszystkim dyrektywami z Warszawy i własnymi, partykularnymi interesami. Podobnie jest zresztą we wszystkich dużych ośrodkach akademickich w Polsce. Wielokrotne powielanie w ramach jednego ośrodka akademickiego liczącego ponad 100 tysięcy studentów badań i dydaktyki z wielu dyscyplin i kierunków jest nieracjonalne. Przykłady mogą dotyczyć (w kolejności alfabetycznej) biologii, chemii, ekonomii, fizyki i wielu innych obszarów. Różnorodność jest pożyteczna, ale zawsze więcej kosztuje. Trade off pomiędzy różnorodnością a efektywnością został historycznie, ewolucyjnie rozwiązany z przesadną korzyścią dla tej pierwszej. Istniejąca sytuacja wymaga więc naprawy w imię zasad rachunku ekonomicznego. Pozostaje pytanie o to, jakie są możliwe ścieżki tej naprawy i rozkład w czasie. Pojawia się też kwestia, czy należy dążyć do instytucjonalnej integracji zróżnicowanych pod wieloma względami jednostek, czy raczej wskazane jest otwarcie na inicjatywę konfederacji uczelni, ale przy pełnym poszanowaniu autonomii współpracujących ze sobą jednostek oraz sprawiedliwym i uzasadnionym merytorycznie rozdziale środków finansowych. Łączenie uczelni, z jednej strony może być magnesem dla studentów zza granicy, ułatwieniem w dostępie do grantów oraz sposobem na promocję całego miasta akademickiego. Należałoby więc zastanowić się, czy połączenie wielu jednostek akademickich w jeden twór ułatwi i poprawi rozpoznawalność poznańskiej nauki. Z drugiej jednak strony połączenie uczelni wiąże się z podjęciem wielu trudnych decyzji w sprawie zarządzania kadrami, mieniem, finansowaniem. Mówiąc językiem ekonomisty część zasobów ludzkich i materialnych okaże się zbędna. W merytorycznej i odpowiedzialnej dyskusji należy określić wszystkie „za" i „przeciw" dla integracji instytucjonalnej. Przyjmijmy przez chwilę perspektywę jednej przykładowej uczelni – Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. W tej chwili nasz uniwersytet jest organizmem dobrze zarządzanym i sprawnie funkcjonującym. Już dziś studenci naszej Uczelni z powodzeniem kontynuują naukę na międzyuczelnianym kierunku Techniczne zastosowania Internetu, realizowanym wspólnie z Uniwersytetem im. Adama Mickiewicza i Politechniką Poznańską. Prowadzimy także międzyuczelniane studia doktoranckie oraz wspólnie z UAM w Poznaniu uruchamiamy w tym roku międzyuczelniany kierunek studiów prawno-ekonomicznych. Zatem współpraca z innymi ośrodkami akademickimi Poznania jest możliwa bez formalnego połączenia sił. Innymi słowy, współpraca uczelni poznańskich prowadzona już na wielu obszarach, ciągle daleka jest od wykorzystania ich potencjału i wydaje się, że przynajmniej w najbliższych latach powinniśmy się skupiać na jej rozwoju w obecnej formule organizacyjnej. Umiejętne i intensywne wykorzystanie tej współpracy niech będzie naturalnym testem na potrzebę jeszcze dalej idącej integracji, w tym także instytucjonalno-organizacyjnej. Trzeba więc odbyć poważną i merytoryczną, zapewne rozciągniętą w czasie debatę na ten temat, debatę, w której bardzo pomocne mogą być media, które jednak nie mogą wyręczać senatów i Rektorów w formułowaniu konkluzji. Dlatego też wystąpiłem na forum Kolegiów Rektorów Miasta Poznania w obecności Pana Prezydenta Miasta Poznania Ryszarda Grobelnego z inicjatywą, by w sposób profesjonalny przygotować analizę strategiczną możliwości współpracy pomiędzy poznańskimi uczelniami. Czas już by wyjść poza intuicyjne i postulatywne, ale mało ugruntowane snucie opowieści o integracji, czas by specjaliści od zarządzania strategicznego w szkolnictwie wyższym zarysowali obszar możliwych rozwiązań oraz rozpoznali ich uwarunkowania systemowe i lokalne, a także potencjalne konsekwencje. W moim przekonaniu nie ma tutaj drogi na skróty.