Często mnie pytano, czy gdybym był mieszkańcem Warszawy, poszedłbym głosować? Odpowiadałem, że nie. Z dwóch powodów.
Pierwszy jest pewnie zdecydowanie mniej istotny. To obraz tego, co widzę, ilekroć jadę do Warszawy. Nasza stolica jest zdecydowanym centrum rozwoju Polski. Najwięcej się tam dzieje. Jako poznaniaka strasznie mnie to denerwuje. Większość inwestycji biurowych, mieszkaniowych i pieniędzy na infrastrukturę – to Warszawa. Jest tam tego tyle, że nie wystarcza już pieniędzy na rozwój dla Poznania, Wrocławia, Krakowa i wielu innych miast Polski. Ten warszawocentralizm jest nieprawdopodobny. Dlatego jestem gorącym zwolennikiem dekoncentracji i decentralizacji usług publicznych, bo bez tego nie uda się zapewnić równomiernego rozwoju kraju. Ale to akurat nie jest zmartwienie prezydent Warszawy.
Kontrakt na cztery lata
Drugi powód jest zdecydowanie ważniejszy i na dodatek natury ogólnej. To przekonanie, że referendum jest instrumentem nadzwyczajnym, który nie służy po prostu do zmiany władzy w danym mieście. Do tego służą przecież odbywające się wybory. W ten sposób mniej więcej jedna trzecia samorządowców co cztery lata jest wymieniana przez obywateli. Dlatego referendum powinno być stosowane wtedy, kiedy w danym samorządzie zdarzyło się coś wyjątkowego. Coś, co zagraża samorządowi w sposób niespotykany i trzeba nagle, szybko wykonać ruch, by pomóc.
Przecież gdy wybiera się burmistrza czy prezydenta, głosuje się na program wyborczy, na pewien zakres działań deklarowany przez kandydata, na osobowość i charakter człowieka. To jest szczególnie istotne, gdy ktoś wygrywa po raz kolejny. To znaczy, że jego osobowość jest znana, a program wiarygodny. Człowiek był przecież przetestowany w pierwszej kadencji. Wybór jest więc świadomy. To jest kontrakt na cztery lata.
Kiedy ten kontrakt należy złamać? Właśnie wtedy, gdy wydarzyło się coś nadzwyczajnego. Takie przypadki w Polsce mieliśmy. Był Olsztyn, kiedy prezydentowi postawiono zarzuty o molestowanie współpracownicy. Mieszkańcy mieli więc prawo zadać pytanie, czy chcą mieć prezydenta z takimi zarzutami. Olsztynianie odwołali prezydenta. Był też przykład z Sopotu. Kiedy zarzucono prezydentowi korupcję, to mieszkańcy zadali pytanie, czy nadal chcą, żeby prezydent z takimi zarzutami nimi rządził? Poszli do urn wyborczych i odpowiedzieli, że chcą, by dalej realizował swój program.